Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hipoteza, że cierpienie można pokonać skutecznie tylko mocą

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34463
Przeczytał: 81 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:42, 11 Lut 2025    Temat postu: Hipoteza, że cierpienie można pokonać skutecznie tylko mocą

Od jakiegoś czasu noszę w sobie pewną hipotezę na temat tego, dlaczego musimy przeżywać cierpienie. Hipoteza jest alternatywnym ujęciem w stosunku do teodycei (choć przy innej definicji teodycei jest sama forma teodycei).
Hipotezę w skrócie można sformułować następująco: jeślibyśmy jako zewnętrzną mocą cierpienie nieudoskonalonemu człowiekowi zabrali, to tak po jakimś czasie owo cierpienie do człowieka BY WRÓCIŁO, dopóki tylko ten człowiek nie osiągnie pewnego minimalnego poziomu mocy - udoskonalenia duchowego.

W tym moim ujęciu zatem, cierpienie doznawane dziś, należy uznać jako ochronę przed cierpieniem jutro. Dziś cierpimy przejściowo, a jeśli przy tym cierpieniu zyskujemy moc wewnętrzną, to na koniec dostąpimy stanu, w którym już w przyszłości będziemy na cierpienie niejako zaszczepieni.
To porównanie do szczepionki jest zresztą chyba całkiem udane. Bo tak jak szczepionki są formą "małej choroby dziś", która jednak ma zabezpieczyć przed bardzo groźną chorobą jutro, tak też i ja widzę cierpienie dzisiaj, które jest relatywnie małe, w stosunku do potencjalnego cierpienia w przyszłości.
Dlaczego w przyszłości miałoby pojawić się wobec nieudoskonalonej osoby jakieś takie szczególnie wielkie, nieodwoływalne cierpienie?...

Widzę na to kilka argumentów:
- argument z poznania prawdy (gdy opadają iluzje, a prawda wali po oczach, to już nie można się przed nią schować nigdzie)
- argument z potrzeby wykształcenia zdolności doceniania tego, co się ma
- argument z potrzeby wykształcenia zdolności do godzenia się z tym, czego absolutnie nie da się osiągnąć
- argument z potrzeby nieusuwalnej (przynajmniej u niektorych) pragnienia czegoś niezwykłego, wielkiego, świętego, wyjątkowego.
- argument z uszanowania samego siebie (cierpienie przeżyte jest inwestycją, którą głupio byłoby zaprzepaścić)
- argument z uszanowania emocji tych, którym na nas zależy (ale trzeba umieć docenić te czyjeś emocje, czyli poznać także ich brak, niemożliwość skontaktowania się z ludźmi).
- argument z płynnego przejścia (czasem pewnej formy nieodróznialności) cierpienia w znaczenia, czyli w sensowność tego, co nas tworzy.
(zdaję sobie sprawę, że w tym krótkim sformułowaniu owe argumenty mogą być odczytane jako mocno niejasne, ale tutaj nie chcę ich tłumaczyć, możę będzie na to czas później, a teraz po prostu, jeśli ktoś ma podobne intuicje do moich, to je zrozumie, a jeśli bardzo odległe, to - niestety - powiem "trudno")

W moim modelu mentalnym cierpienie jest zawsze "tuż obok" szczęścia. Nie sposób jest być szczęśliwym W PRAWDZIE, a jednocześnie nie zbliżać się jakoś, nie dotykać cierpienia. Cierpienie i szczęście czasem dzieli jakiś "milimetr", a nawet bywa tak, że to właśnie owo sąsiadowanie szczęście z cierpieniem stwarza samo szczęście.

Idąc przez życie naiwnie, łapiąc to, co się na wierzchu jawi jako dobro i przyjemność, pakujemy się w sytuacje, które mają negatywne konsekwencje. Człowiek jednocześnie MA POTRZEBĘ REALIZACJI SIEBIE I SPRAWCZOŚCI. To realizowanie siebie też jest możliwe tylko wtedy, gdy jest W PRAWDZIE, czyli nie oszukujemy siebie, a dalej z tego wynika, że WIDZIMY NEGATYWNE STRONY naszej egzystencji i problemy świata. Brak dostrzegania tych negatywnych stron byłby słabością, sprawiłby, ze nie bylibyśmy w stanie zrozumieć tego, co jest pozytywne, nie rozumielibyśmy szczęścia. A nie rozumiejąc szczęścia w warunkach wolności wyboru, prędzej czy później byśmy przeciw niemu wystąpili, co dalej oznaczałoby, że cierpienie i tak by powróciło.
Przez cierpienie zatem trzeba teraz przejściowo przejść, aby ono nie powróciło w przyszłości. Zyskując świadomość i moc duchową, co odbywa się właśnie na drodze walki z cierpieniem, ostatecznie mamy szansę ukształtować się w taką osobowość, która nie będzie przypadkowo, bezwiednie pakowała się te formy cierpienia, które z samego tego jak świadomość funkcjonuje, pojawiają się jako potencjalna opcja do wybrania, budują pokusy, wpakowania się w różne drogi bez powrotu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin