Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:09, 24 Lip 2024 Temat postu: Hipoteza o Bogu, który celowo nie ingeruje |
|
|
Zacznę od napisania jeszcze raz czegoś o sobie. Wcześniej już o tym gdzieś pisałem, ale teraz chcę na tym oprzeć wprowadzenie do hipotezy, która od właściwie dawna w sobie noszę.
Gdy zapoznawałem się z zasadami religii katolickiej, jedno już od początku wzbudzało u mnie niezbyt miłe wrażenie - to, że zamiast tłumaczyć zagadnienia wiary od strony wynikania z jakich zasad, czy założeń dostawałem sugestię w stylu "to jest prawda objawiona, w to musisz po prostu uwierzyć". Co prawda dzisiaj nie odrzucam idei wiary, rozumianej jak jakąś formę podwyższenia zaufania do wybranych tez, czy kierunków mentalnych pomimo braku wyrazistych przesłanek (bo o dowodach oczywiście w ogóle już nie mówię, jako że żądanie dowodliwości w światopoglądach traktuję jako objaw niedojrzałości filozoficznej i logicznej - to jest wg mnie argumentacja dla naiwniaków, którzy nie zrozumieli, że każde uzasadnienie, a z nim dowód, o coś się wcześniejszego oprą), jednak przy tym też uważam, iż tłumaczenie argumentacji koniecznością uwierzenia jest gigantyczną słabością tejże argumentacji. Bo to jest w istocie nic innego jak tylko zakamuflowane przyznanie się do braku argumentów.
Wtedy też sobie pomyślałem (nie raz) "dobrze by było to wszystko, co w religii twierdzą, a jest słuszne, móc uargumentować bez posługiwania się żądaniem uwierzenia w to". Na początku tą idea wydawała mi się nieziszczalna, jako że przecież gdyby te argumenty ktoś wymyślił, to dzisiaj byłyby one wyciągane, zamiast posiłkować się do "po prostu w to uwierz, skoro my to ci mówimy". W końcu w teologii wielu setek lat rozwoju chrześcijaństwa niejeden mądry człowiek się musiał trafić.
Z perspektywy moich życiowych doświadczeń dochodzę jednak do wniosku, iż różne "inne powody" stają za tym, że nawet jeśli za tezami religijnymi stoją (już znane ludzkości) całkiem wartościowe uzasadnienia, to w mainstreamie (niestety) jakoś rzadko się z nich korzysta. Aby znaleźć - już te sensowne - uzasadnienia dla idei religijnych, nie wystarczy zatem brać to, co jest na wierzchu; raczej trzeba się naszukać, pomęczyć osobiście, sięgając głębiej w miejscach często nietrywialnych. Poza tym i tak niezbędne tu będzie potężne wysilenie własnej mózgownicy...
W każdym razie od lat miałem marzenie - wykazać (przynajmniej samemu sobie) sensowność głównych tez religijnych, bazując na podstawach "czysto logicznych", które nie wymagają użycia założeń z czystego zaufania autorytetom, na zasadzie "uwierz, bo ci tak mówimy". Piszę o wykazywaniu "samemu sobie", bo jednocześnie zorientowałem się, iż w obszarze religii zgromadziły się nieprzebrane rzesze fanatyków, jest tu wiele zabetonowanych umysłów, które gotowe są do upadłego bronić "przyjęcia prawd wiary" (wziąłem te trzy słowa w cudzysłów, bo uważam, że wszystkie one w typowym ujęciu są wadliwie zastosowane - czyli ani to nie jest rzeczywiste "przyjęcie", ani nie są to "prawdy", ani postawa z tym przyjęciem związana nie będzie żadną szczerą "wiarą") deklaratywnie i skrajnie autorytarystycznie.
Jednak po kolei, mi się pewne idee religijne "przecierały". Okazywało się, iż bardzo wiele z nich da się właśnie wyprowadzić z bardziej ogólnych, a także w jakimś stopniu zdroworozsądkowych założeń i ujęć. Można by powiedzieć, że mi się te idee układają w pobliżu jakiejś teorii wszystkiego, czyli jakiejś formy myślowego silnego wzajemnego powiązania ze sobą tych definicji, rozumień, intuicji, które wcześniej traktowałem na zasadzie "każde osobno".
Dziś na przykład idee prawdy i miłości dla mnie są w znacznym stopniu zespolone w jedno rozumienie - jakby tu była jedna "prawdomiłość", połączona dodatkowo ideami osobowości i dążenia do doskonałości. Prawda jest tu niejako "spojrzeniem z jednego kierunku" na tę samą ideę, która z drugiego kierunku będzie już bardziej miłością - prawda jest spojrzeniem na byt od strony jego spójności, trwałości, zaś miłość od strony akceptacji i uruchomienia w rozpoznającym pewnej formy woli, czy mentalnej energii; choć patrzy się na to samo. Ale to był tylko przykład, jak z grubsza przebiega owo scalanie się pojęć, bo tutaj chcę skupić się na czymś innym.
Chcę skupić się na tym, że być może (to jest z grubsza treść mojej hipotezy) do zobrazowania sobie w umyśle rzeczywistości wystarczające jest skupienie się na samych zasadach ogólnych, eliminując przy tym dokładnie to, co mi się w tradycji religijnego nauczania tak nie podobało - eliminując tę konieczność uwierzenia ad hoc, bo (rzekomo) tu trzeba mnóstwo rzeczy arbitralnie ustalać. Więcej! Uważam (będzie herezja dla integrystów, czyli wierzących postrzegających religię i Boga od strony maksymalizowania arbitralnej władzy), iż owo zwycięstwo Boga (nad szatanem, diabłem, czy ogólnie złymi mocami), o którym się wspomina w religii, wcale nie będzie polegało na okazaniu arbitralności, lecz na czymś dokładnie odwrotnym - na pokazaniu GENIUSZU Boga, czyli na tym, że WŁAŚNIE NIE INGERUJĄC W ŚWIAT, jedynie USTAWIAJĄC W TYM ŚWIECIE WŁAŚCIWE ZASADY NA START, dobro, prawda, miłość, szczęście ostatecznie zwycięża!
|
|