Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dyskutowanie z samym sobą i z kimś innym

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:34, 16 Paź 2023    Temat postu: Dyskutowanie z samym sobą i z kimś innym

W niejednej mojej dyskusji pojawił się wobec mnie zarzut, że "dyskutuję sam ze sobą", czyli (jak rozumiem, jak odczytuję sens owego zarzutu), że zamiast brać wypowiedź oponenta "jak jest" biorę ją, obudowuję w jakieś domysły, dorabiam swoje wnioski, rozważam dodatkowe okoliczności, których mój oponent nie bierze i zamierza brać pod uwagę. Zarzut teraz chyba uznam za (bardzo często, nie zawsze) słuszny!

Otóż tak to właśnie jest, że w dyskusji dyskutujemy nie dokładnie z tym konkretnie, co nam przedstawia partner w tej dyskusji, lecz już Z WŁASNYM TEGO ODCZYTEM, ODBIOREM. Ale inaczej nie ma jak być!

Dyskutując z drugą osobą nie mamy przecież dostępu do jej umysłu, wyobrażeń, przekonań. W dyskusji dostajemy z drugiej strony jakieś frazy, sformułowania czyichś odczuć, rozumienia, a potem INTERPRETUJEMY te frazy budując znaczenia tak, jak nam to nasz własny umysł pozwala. Nic innego nie jesteśmy w stanie wykonać, bo myślimy zawsze własnym umysłem!
Dlatego zarzut, że ktoś po swojemu odebrał czyjeś uwagi właściwie można uznać za absurdalny! Zawsze tak jest, że odbieramy coś sobą i myślimy sobą, a ten co zarzut powyższy postawił sam czyni identycznie. Jeśli ktoś uważa, że jego myślenie zachodzi nie tym, co on ma w głowie, tylko jakoś "absolutną logiką i prawdą", to tylko bierze swoje chciejstwo aby tak było za prawdę. Żaden człowiek nie myśli z wykorzystaniem jakiegoś absolutnego, obiektywnego mechanizmu oceny i myślenia, tylko dokładnie tym, co zgromadził w swoim umyśle jako doświadczenia życia, jako swoje przekonania.

Dyskutując z kimś, zawsze zatem będziemy w jakiejś części dyskutowali właściwie z samym sobą. Jest ewentualnie tylko kwestia tego, na ile ten prywatny cykl dyskusji zazębia się jakoś z przekonaniami partnera w dyskusji. Może się zazębiać bardziej, a może się zazębiać mniej.

No i jest jeszcze inny aspekt zarzutu, że druga osoba dyskutuje "sama ze sobą" - tym razem już związany z (niekoniecznie uświadomionym) mechanizmem obronnym przed przyznaniem się do błędów, czy innej słabości własnej argumentacji. Zauważyłem, że wielu moich oponentów bardzo nie lubi, gdy się im pokazuje ignorowane przez nich konsekwencje ich rozumowania. Taki dyskutant coś tam twierdzi, będąc przekonanym, że w logice jego argumentacji "wszystko gra", ale oto Michał pokazuje konsekwencję, która wyraźnie sugeruje niespójność, błąd całego ujęcia. We własnym rozliczeniu ów dyskutant nie chce tego brać pod uwagę - ignoruje ten aspekt sprawy, bo mu jest niewygodnie go uwzględnić. A tu "złośliwie" taki Michał na to wskazuje, nie uwzględnienie wytyka. To można przecież wtedy Michałowi zarzucić, że dyskutuje z "chochołem", bo przecież właśnie tego (niechcianego) aspektu w oryginalnym przekazie nie było! Jego nie było i ma go nie być! Więc jak się go wyciąga, to jest źle, to jest "chochoł"...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 14:36, 17 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:56, 16 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Myślenie w samotności jest formą dyskusji z samym sobą. Jest naturalne. Tak właśnie ma być.
Dyskusja z kimś innym jest z kolei dołączeniem do owej dyskusji z samym sobą nowych, zewnętrznych aspektów. Stopień zsynchronizowania dyskusji wewnętrznych jakie prowadzą dwaj dyskutanci może być oczywiście różny - raz jest większy, raz mniejszy.

Nie ma jednak jakiejś absolutnej zasady, której podlegałyby wszystkie dyskusje, jak głębokie ma być owo zsynchronizowanie myśleń/dyskusji osobistych. To samo też jest często przedmiotem dogadywań, sporu, dyskusji. W jednych dyskusjach owo zsynchronizowanie naturalnie powinno być większe, a w innych raczej mniejsze. To zależy...

Od czego zależy stopień domyślnego poziomu zsynchronizowania rozumowania stron w dyskusji?
- M.in. zależy od:
- możliwości nadążania za argumentacją drugiej strony (im bardziej kompetentny, posiadający szerszą wiedzę, umiejący swobodnie budować konteksty jest dyskutant, TYM BARDZIEJ UMIE SIĘ DOSTOSOWAĆ do tego drugiego dyskutanta, który może jest rozumowaniem słabszy, bo widzi tylko jedną opcję, jeden kontekst sprawy)
- typu problemu (czy problem jest bardziej konkretny, osobisty, a może filozoficzny, ogólny)
- dostępu do niezależnych, obiektywnych przesłanek danych (jeśli strony mają dostęp do czegoś, co jest wspólne, dostępne obu w jednoznacznej postaci, to można się w oparciu o to lepiej zbliżyć do siebie z rozumowaniem, bo przynajmniej jest względnie duża pula aspektów w rozumowaniu stabilnych, określonych).

Podkreślę jeszcze raz coś, co jest mocno nieintuicyjne, co wielu odczytuje właściwie na odwrót - zdolność/możliwość do dostosowania się w dyskusji do stanowiska oponenta jest atrybutem strony, która ma większą wiedzę i kompetencję!
W naiwnej, po mojemu błędnej wizji dyskusji, w której celem jest przede wszystkim narzucenie swego, im mniej ktoś się dostosowuje, a bardziej narzuca, wpiera swoje tym jest "mocniejszy", a w ostatecznym rozrachunku uważa się za bardziej "kompetentnego", gdy tak zmanipulował odczyty w dyskusji, że jego opcja zyskała status dominującej. W moim rozumieniu dyskusji taki ktoś jest jednak słabszy od tego dyskutanta, który NIE NARZUCA, BO JEST W STANIE ZROZUMIEĆ, UWZGLĘDNIĆ ALTERNATYWNE RACJE. To ktoś, kto widzi szerzej, bo widzi i argumenty za i te przeciw poglądowi, kto jest w stanie śledzić różne scenariusze rozumowania będzie tym z bardziej wartościowym, pełniejszym osądem, a nie ktoś, kto widzi tylko jedno - tylko to swoje, wszystko pozostałe ignorując.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:06, 16 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Dyskutując z kimś zatem zawsze w jakimś stopniu dyskutujemy z samym sobą, bo ze swoim zrozumieniem jego słów. Tylko tym rozumieniem tak naprawdę dysponujemy, zaś wpływ drugiego dyskutanta jest jedynie pośredni - poprzez sugerowania innych podejść do tych własnych ze sobą dyskusji. To w swoim umyśle oceniamy przesłanki, tworzymy scenariusze "co by było gdyby". Prezentując te scenariusze partnerowi w dyskusji z kolei wpływamy jego osobistą dyskusję z samym sobą. On to może weźmie pod uwagę, a może nie - jak umie, jak to zrozumiał, jak potrafi zsynchronizować z własnymi scenariuszami przebiegu wnioskowań.

Oczywiście jest też coś takiego, jak ewidentne tworzenie chochołów w dyskusji, jak przekręcanie opisów oponenta, wyciąganie sugestii, których ten oponent nigdy nie próbował umieszczać w rozumowaniu, a potem wciskaniu kitu, że to właśnie o to mu chodziło.
Czym się zatem różni to "dobre" od "złego" dyskutowanie nie bezpośrednio z tym, co przedstawił oponent w dyskusji?
Bo może być zarówno jedno, jak i drugie, czyli może wystąpić:
- nieuczciwa nadinterpretacja słów oponenta, wciskanie kitu, że ten opisuje zupełnie inne rzeczy, niż to ma naprawdę miejsce.
- wskazywanie poprawnie logicznych konsekwencji dla tego, co oponent przedstawił (choć wolałby o tym zapomnieć, choć nie chce na to w ogóle patrzeć), wykazywanie błędów rozumowania, dyskusja z tym, co oponent ewidentnie przeoczył.
Może być i tak, i tak, czyli może być stosowana próba nieuczciwej intelektualnie obrony przed słusznymi zarzutami "na chochoła", bo oponent porusza niewygodny aspekt sprawy, bo trafił w punkt, a miało to być ukryte, więc wyciąganie tego zostaje uznane za aspekt sprawy nieistotny.
Ale też może być i tak, że rzeczywiście z kolei ktoś wskazujący na "konsekwencję" czyjejś argumentacji zwyczajnie zignorował, iż opis jego oponenta wyraźnie o czymś innym od początku mówił, że taką "konsekwencję" jego wywody utrącają właśnie tym, a nie innym postawieniem zagadnienia. Ale cwany chocholant próbuje tu zmanipulować dyskusję i odbiorców sugestią przekierowania argumentacji na boczny, ślepy tor.
Może być i tak, i tak. Bez poprawnego rozpoznania znaczeń nie sposób jest stwierdzić, która opcja jest tą aktualną.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 22:07, 16 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:43, 17 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Ciekawym zagadnieniem jest, jak dyskutować nie tylko ze sobą, czy da się sformułować coś w rodzaju "metodologii dyskusji", zbioru porad, zasad, jak może uczynić dyskusję bardziej twórczą, konkluzywną, czy spełniającą inne ważne wymogi i oczekiwania.

Kluczowe chyba byłoby w tym kontekście ustalić: CZEGO WŁAŚCIWIE CHCEMY?
W szczególności ciekawe byłoby zadanie sobie osobiście przez każdego dyskutanta następującego pytania: czy rzeczywiście jestem zainteresowany jakąś formą wzajemności w tej wymianie informacji, jaką tworzy dyskusja, czy może w 100% dyskusję traktują jako arenę agitacji za moją sprawą, bo chcę tylko wcisnąć swoją wizję omawianego problemu?
Od tej pierwszej głównej intencji dyskusje będą się rozpadały na wyraźne dla obserwatorów dwa odmienne scenariusze przebiegu dyskusji:
1. Dyskusja dwóch agitatorów, z których każdy jest zainteresowany przedstawianiem swoich argumentów, zaś argumenty oponenta traktuje jako niepotrzebną zawalidrogę, coś do zignorowania, albo jak najszybszego zutylizowania intelektualnego w danej dyskusji.
2. Dyskusja osób zainteresowanych wzajemną wymianą idei - ten scenariusz będzie w istotnym stopniu powiązany ze szczerą intencją odniesienia się nie tylko do własnych argumentów, lecz twórczo i wnikliwie potraktuje argumentację drugiej strony.

Dość często mamy opcję dyskusji, która na poziomie intencji i mentalnie jest typu 1, ale trochę się ubiera w szatki typu 2. Wtedy dyskutanci próbują sprawiać wrażenie, że się odnoszą do argumentacji oponentów, ale w istocie jest to tylko pozór, bo ignorują w swoich odpowiedziach ten główny sens owej argumentacji. Często stosują przy tym różne formy manipulacji:
- sugestię, że oponentowi chodziło o coś innego, niż on twierdzi i dyskutowanie dalej z tym czymś innym (chochołem).
- odwracanie uwagi czepianiem się, zadawaniem mnóstwa dodatkowych pytań, które tak naprawdę i tak niczemu nie służą, bo są poboczne względem głównego problemu, a nawet sam pytający, gdy odpowiedź dostanie, nie wyciągnie z nich żadnego wniosku, nie zmieni to jego podejścia do sprawy.
- jest rozwijana cała masa innych tematów - w szczególności cedowanie dyskusji na kwestie personalne, formalne.

Aby dyskutować o sprawie w sposób rzeczywiście twórczy niezbędna jest u obu dyskutantów INTENCJA POSZUKIWANIA WSPÓLNOTY MYŚLI. Gdy tej intencji po prostu nie ma, czyli gdy dyskutanci są prawie w 100% agitatorami własnych przekonań, w postaci jaką aktualnie mają, to dyskusja twórczą i konkluzywną ni będzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:51, 17 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Kiedy w ogóle dyskusja, która uchodzi za dyskusję pomiędzy dwoma osobami ma szansę wyjść poza schemat, że każdy de facto dyskutuje bardziej ze sobą, co najwyżej wypluwając z siebie jakieś deklaracje, mające agitować za jego wizją spraw?...
- W moim przekonaniu taka opcja pojawia się dopiero wtedy, gdy pojawi się jakiś WSPÓLNY OBRAZ ZAGADNIENIA, taki w którym strony dyskusji mogą wskazywać różne elementy, określać ich wzajemne myślowe konfiguracje, weryfikować zależności. Do tego trzeba mieć jakoś ZDEFINIOWANY PROBLEM, wyłoniony do postaci opisu, który obie strony rozumieją wystarczająco podobnie i akceptują to rozumienie.
Dopóki każda ze stron jest wpatrzona wyłącznie w to co sama o sprawie sądzi, a jeszcze - rywalizacyjnie podchodząc do dyskusji - ambicjonalnie odrzuca sugestie oponenta, nie zamierza ustąpić nawet na krok, nie zamierza podążyć za postrzeganiem innym niż własne, dopóty każdy będzie tylko w kółko potwierdzał swoje własne przekonania, a nie będzie przestrzeni spotkania, a na koniec przestrzeni uzgodnień.

Jest tu, w znacznym stopniu pozaintelektualna, kwestia DOBREJ WOLI, związana ze szczerą intencją nie "wygrywania" dyskusji poprzez to, że się wciśnie swoje racje. Niektórzy dyskutanci są na tyle silnie osadzeni mentalnie w idei wygrania, zdominowania oponenta, że nie są w stanie wyjść poza ten cel, jakim jest agitacja za swoim. Z takimi dyskutantami de facto nie ma (twórczej) dyskusji, jest tylko ewentualnie przerzucanie się agitacjami.
Z moich obserwacji wynika, że u sporej części ludzi funkcjonuje domyślnie nieuświadomione utożsamienie dyskutowania z narzucaniem swego, dominowaniem, agitowaniem. Oni jakby nawet nie dopuszczali takiej opcji, że mieliby się w czymś dostosować, coś nowego zrozumieć, coś nie uwzględnianego wcześniej uwzględnić, bo odbierają to jako rodzaj porażki. Jeśli ktoś postrzega dyskusję silnie rywalizacyjnie, jeśli ustąpienie pod (często słusznymi) argumentami traktuje jako osobistą ujmę, to taki ktoś nie uruchomi w sobie opcji dyskusji twórczej, konkluzywnej, owocującej dogadaniem stanowisk. I to jest problem nie tyle intelektualny, co ogólniejszy - mentalny, osobowościowy, światopoglądowy.

To zagadnienie ilustruje też mój komentarz z innej dyskusji, w której opisałem sytuację, gdy jedna ze stron skupia się wyłącznie na własnym, intuicyjnym pojmowaniu spraw, nie dążąc do stworzenia wspólnych ram myślowych, w których kontrowersje mogłyby być rozstrzygane:
Michał Dyszyński w odpowiedzi dyskutantowi, który zarzucał odbieranie po swojemu dyskusji napisał:
W mojej diagnozie z kolei sytuacja wygląda tak, że gdy ja rozgrzebuję problem, wyjaśniając co w nim z czego się bierze, próbuję opisać przyjęte założenia, ramy myślowe, reguły, które by go definiowały, a dalej z nich powstawałoby jakieś wyjaśnienie, to Ty to zwyczajnie odrzucasz, nie interesuje Cię żadna forma osadzenia omawianych zagadnień w jakimś "frameworku" rozumowań szerszych, tylko skupiasz się wyłącznie na samym stwierdzeniu jako takim.
W mojej diagnozie naszych dyskusji toczyły się one tak, że u Ciebie stawianiem sprawy jest tylko samo stwierdzenie, w tle jakąś Twoja intuicja z nią związana (nazywasz ją chyba po swojemu "logiką"), ewentualnie parę nierozstrzygniętych, postawionych luźno pytań retorycznych do sprawy i swoja (jakoś własnym sposobem procedowaną) konkluzję (której też najczęściej nie formujesz jako wyraźnej tezy, którą też trzeba z Ciebie wyciągać, bo najchętniej pozostawiłbyś sprawy na poziomie samego postawienia pytań). Gdy w takim układzie ja pracowicie tę definicję problemu w oparciu o jakiś system odniesień próbuję przedstawić, to dla Ciebie jest to chochoł. Najwyraźniej Ty nie potrzebujesz osadzać omawianych problemów w niczym zdefiniowanym, nazwanym, wynikającym z innych nazwanych i zdefiniowanych stwierdzeń, danych, przekonań (z założeń), Tobie wystarcza to właśnie co masz - to swoje osobiste intuicyjne (czyli nie nazwane, bez wskazania reguł i definicji, bez wyspecyfikowania więzów łączących z resztą myśli). Dla Ciebie chochołami są te moje rozkminy scenariuszy myśli definiujące problem w rozmaitych kontekstach.

Ja oczywiście nie mam dostępu do tych Twoich przekonań intuicyjnych, nie wiem, jak pytania retoryczne przez Ciebie postawione budują w Twoim umyśle obraz spraw. Więc, aby się porozumieć, wciąż próbuję te definicje - po swojemu może rozumiane, ale nie swoim rozumowaniem przecież nie dysponuję - tworzyć, problem diagnozować w siatce innych pojęć. Ciebie to jednak nie interesuje. Zapewne dlatego, że masz to Twoje, podoba Ci się to, a nie chcesz sobie psuć tej prostoty i intuicyjności spojrzenia poprzez odnoszenie tego, do jakiejś (po mojemu zaproponowanej) siatki szerszych odniesień. I stąd wychodzi dokładnie to, co w tych naszych dyskusjach widać. Dogadanie się jest tu raczej mało prawdopodobne. Ale przynajmniej ja dzięki całej tej sytuacji miałem pretekst do ułożenia sobie powyższego opisu. I to już dla mnie jest jakiś bonus. :)


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 14:55, 17 Paź 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:52, 17 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Z tego obrazu dyskusji rozumianej jako zagadnienie synchronizowania dyskusji z samym sobą, toczonych przez dyskutantów w zacisku umysłów, wyłania się też wprost wniosek, aby nie oczekiwać, że to akurat nasze stawianie spraw jest jedynym słusznym, a oponent ma (na nie wiadomo jakiej zasadzie) już od początku widzieć sprawy po naszemu.

Jednak chyba mało który dyskutant jest na tyle dojrzały intelektualnie i emocjonalnie, aby umieć patrzeć na dyskusję jako proces synchronizowania, dogadywania się. Dominują w dyskusjach postawy ambicyjne i reakcje złości na to, że oponent ośmiela się mieć inne zdanie, że nie podziela wizji rzeczy przedstawionej przez daną osobę.

Niedojrzałe traktowanie dyskusji z grubsza opiera się o (najczęściej nieuświadamiany, bardziej w emocjach niż rozumie wyznawany) zestaw przekonań:
- że jeśli występuje kontrowersja, to na pewno oponent się w niej myli
- że nasze przedstawienie stanowiska jest kompletne i poprawne (niechęć do doprecyzowań, zwalanie winy za niedogadanie wyłącznie na oponenta)
- że to oponent ma zrozumieć nas, a nie my oponenta, bo przecież racja jest po naszej stronie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:48, 17 Paź 2023    Temat postu: Re: Dyskutowanie z samym sobą

Ponieważ kwestia dyskusji z samym sobą i nie z sobą się nieco rozwinęła, dorzucam jeszcze ten komentarz z innego wątku.
Michał Dyszyński w wątku z działu apologia kontra krytykateizmu Dlaczego ateizm wydaje się najrozsądniejszą postawą napisał:
Cytat:
ja stawiam najpierw na zdefiniowanie problemu maksymalnie bez kontekstu. Gdy to się dokona, wtedy można kontekst rozszerzać.
Dostałeś przykład z zaprzeczeniem zaprzestania bicia żony - stwierdziłeś, że taka interpretacja to tylko moja intuicja. Ale sam już się nie wykazałeś, by zastosować swoją interpretację i pokazać, że nadal wszystko się spina.

A już szczytem wszystkiego jest nawet nie tyle przeinaczanie przez ciebie tego, co czytasz, co wręcz dodawanie do treści czegoś, czego nigdy nie napisano.

Niestety, Twoje "definiowanie problemu maksymalnie bez kontekstu" nigdy się konkretnego kontekstu nie doczekuje. Blokujesz dalsze doprecyzowanie stanowisk pod różnymi pretekstami rzucając tej możliwości bliższej analizy sprawy kłody pod nogi. To sugeruje, że najwygodniej jest Ci "pływać" po tych pytaniach, niedookreśleniach, niejasnościach, w których można sobie stwierdzać cokolwiek, a i tak nie wiadomo, jaki to ma sens, więc sens "nadawać będą" pozamerytoryczne aspekty - np. wskazywanie, że może coś tam zupełnie odrębnego od tematu sprawy się zadziało (np. że oponent gdzieś czegoś nie zrozumiał, popełnił formalny błąd, czy w ogóle można przeć do przodu we wciskaniu, iż nastąpiło dowolne inne uchybienie).
Ja owszem, dodaję te treści przez Ciebie nie napisane, bo one wyłaniają kontekst, który stosowany jest podświadomie, bezwiednie (także przez Ciebie, choć sam sobie z tego nie zdajesz sprawy), co wpływa na ogląd sprawy. Ty co prawda sam nazwać tych więzów tworzących zagadnienie też nie jesteś w stanie, pozostajesz na poziomie mnożenia pytań (retorycznych) i tylko stawiania problemów bez wyłaniania rozstrzygnięć, ale gdy ja sugeruję jakieś ramy dla problemu, gdy staram się ten problem bardziej konkretnie zdefiniować, to odrzucasz ten mój "myślowy framework" pod pozorem, że to chochoł. Ostatecznie sprawa zostaje na poziomie nieokreślonym - moje określenie odrzucasz pryncypialnie, a swojego nie przedstawiasz, tylko wciąż o niego luźno pytasz.
Tu ujawnia się też kolejna podstawowa różnica metodologiczna między nami - kwestia czy pytanie o coś, można uznać za wyjaśnienie. Dla Ciebie to jest ok - zadajesz same pytania, mnożysz wątpliwości, co traktujesz jako swoje stanowisko w sprawie.
Ja mam metodologię, w której tylko stwierdzenia, oparte o jakąś formę odniesień do założeń, definicji są poprawnie zdefiniowanym stanowiskiem w sprawie, tylko je uznaję za zrozumiałą formę opisu problemu. Same pytania są ewentualnie wyłącznie wstępem do dalszych działań z problemem, jeszcze niczego rozstrzygnęły. Dlatego też nie możemy się porozumieć, bo to, co u Ciebie będzie uznane za rozstrzygnięcie problemu, dla mnie jest co najwyżej problemu postawieniem, a więc nie kwalifikuje się na ideę zrozumienia.


Właściwie to temat zahacza o aspekt manipulacji. I nawet nie wiem, na ile świadomej w tamtym przypadku, bo wiele osób manipuluje nie do końca umiejąc rozpoznać, czy ich bezwiedne, nieuświadomione próby pozamerytorycznego wekslowania niewygodnych argumentów są słuszną obroną swojego stanowiska, czy już nieuczciwym manipulowaniem. Bo jeśli zawsze tak było, że dana osoba do tej pory zawsze podświadomie pomijała istotny, a niewygodny dla jej przekonań aspekt sprawy, to gdy ktoś z zewnątrz ten aspekt wyciąga, to też w zgodzie ze swoim przekonaniem, ona znowu to ukryje. Ukryje to, uznając np. iż "to nie jest ten temat", czy dowolnie inaczej uznając, iż nie należy danego aspektu sprawy rozpatrywać, łączyć z aktualną dyskusją. I może taka osoba czuć się w swoim postępowaniu uczciwa - wszak wcześniej bezwiednie niewygodny argument pomijała, wyłączając go poza domenę rozważań, a więc i teraz - czyli konsekwentnie - to samo czyni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin