|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Krówa KOMUNIST
Gość
|
Wysłany: Pią 14:15, 05 Gru 2014 Temat postu: Re: Świeckie uroczystości pogrzebowe J-23 |
|
|
Komandor napisał: | A Mikulski, w przeciwieństwie do pewnych generałów, nie pogodził się przed śmiercią z Bogiem. (-)
Bo nie wystarczy godnie w zgodzie ze sobą żyć, trzeba jeszcze tak umieć się pożegnać. |
Po polsku trzeba umieć się porozumiewać. Przede wszystkim pojęcia w języku polskim są czasownikami lub rzeczownikami lub przymiotnikami odczasownikowymi, i tak:
godzenie się - żyć w zgodzie - godnie - odprawiać gody
(oznacza > spółkowanie, kochanie się, miłowanie)
Boga nie da się pojąć, nie można objąć go, ani kochać się z nim. Słowo "żegnać się" jest pochodzenia łacińskiego i rozumieć go należy jako czynienie znaku krzyża.
Widzisz chamie jak to jest.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Krówa KOMUNIST
Gość
|
Wysłany: Pią 14:16, 05 Gru 2014 Temat postu: Re: Świeckie uroczystości pogrzebowe J-23 |
|
|
Komandor napisał: | A Mikulski, w przeciwieństwie do pewnych generałów, nie pogodził się przed śmiercią z Bogiem. (-)
Bo nie wystarczy godnie w zgodzie ze sobą żyć, trzeba jeszcze tak umieć się pożegnać. |
Po polsku trzeba umieć się porozumiewać. Przede wszystkim pojęcia w języku polskim są czasownikami lub rzeczownikami lub przymiotnikami odczasownikowymi, i tak:
godzenie się - żyć w zgodzie - godnie - odprawiać gody
(oznacza > spółkowanie, kochanie się, miłowanie)
Boga nie da się pojąć, nie można objąć go, ani kochać się z nim. Słowo "żegnać się" jest pochodzenia łacińskiego i rozumieć go należy jako czynienie znaku krzyża.
Widzisz chamie jak to jest.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 36191
Przeczytał: 10 tematów
Skąd: z innego Wszechświata Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 15:48, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Niewątpliwie, najpotężniejszym człowiekiem na śfinii jest Pan Barycki, znów cały jeden temat wcięło, bo jest 9 wątków zamiast 10.
Panie Barycki, proszę natychmiast wypluć zjedzony wątek - szkodzi na serce.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 36191
Przeczytał: 10 tematów
Skąd: z innego Wszechświata Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 16:03, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
... a jednak to Kubuś rządzi wszechświatem, Pan Barycki wypluł zjedzony wątek.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:25, 05 Gru 2014 Temat postu: Re: Świeckie uroczystości pogrzebowe J-23 |
|
|
Komandor napisał: | A Mikulski, w przeciwieństwie do pewnych generałów, nie pogodził się przed śmiercią z Bogiem.
A i rodzina uszanowała wolę zmarłego, Odważnie, na przekór niewątpliwej presji i groźby odwrócenia się części znajomych( w tym nawet części rodziny) i sąsiadów (przerabiałem to),
Pelem szacunek dla Stanisława Mikulskiego i jego najbliższych.
Bo nie wystarczy godnie w zgodzie ze sobą żyć, trzeba jeszcze tak umieć się pożegnać. |
Może z Bogiem się pojednał, nie chciał jedynie pośredników..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Pią 16:42, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Pią 16:49, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Panie Hushek, bardzo mi zależy na Pańskiej opinii, nawet Pan sobie nie wyobraża z jakim utęsknieniem wyczekuję tych Pańskich kilku słów podsumowania.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Krówa KOMUNIST
Gość
|
Wysłany: Pią 17:05, 05 Gru 2014 Temat postu: Re: Świeckie uroczystości pogrzebowe J-23 |
|
|
AGAFIA napisał: | Komandor napisał: | A Mikulski, w przeciwieństwie do pewnych generałów, nie pogodził się przed śmiercią z Bogiem. |
Może z Bogiem się pojednał, nie chciał jedynie pośredników.. |
Pojednanie jest aktem płciowym. Trwa chwilę, zwaną orgazmem.
W tej sytuacji, pośrednictwo staje się prezerwatywą.
I wy huje damskie i cipy męskie śmiecie się odzywać?
s pi e r d a l a ć
chamy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Krówa KOMUNIST
Gość
|
Wysłany: Pią 17:09, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Krówa KOMUNIST napisał: | Adam Barycki napisał: | Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki
Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki
Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki
Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki
Panie Hushek, sam nie wiem, jak do tego doszło, że pozwalałem tu sobie na tak niestosowne zachowania i pisanie głupot, na szczęście ten niechlubny okres oczadzenia umysłu mam już za sobą (zabrakło mi spirytusu) i teraz naprawiam zło, które tu wyrządziłem ludziom uczciwym i przyzwoitym. Obiecuję, ze teraz będę już pisał tylko uczciwie i przyzwoicie, dlatego zachęcam wszystkich tu ludzi uczciwych i przyzwoitych do poważnej debaty naukowej. Poniżej podzielę się z Wami moi drodzy przyjaciele swoimi głębokimi przemyśleniami i proszę wszystkich o konstruktywna krytykę moich głębokich przemyśleń. Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
Są rzeczy nieobiektywizowalne. Z różnych powodów mogą być nieobiektywizowalne. Najbardziej oczywistą kategorią rzeczy nieobiektywizowalnych jest cała sfera ludzkich odczuć. Nie wiemy, czy odczucie zimna przez Kowalskiego jest/albo jak bardzo jest podobne, do zimna odczuwanego przez Malinowskiego. Być może wewnętrznie są to zupełnie różne rodzaje odczuć. Możemy DOMNIEMYWAĆ na temat ich podobieństwa, ale nie widać w ogóle pewnej MIARY, która jakoś by była w stanie owego podobieństwa dowieść/zaprzeczyć. Nieobiektywizowalne są w szczególności odczucia piękna, miłości, szczęścia. Nie wiemy do końca dlaczego jedna osoba słucha (i uważa za piękne) hardrocka, a druga romansów cygańskich, choć pewne skojarzenia mogą okazać się wspólne. Widzimy ewentualnie na odczytach czujników jakieś biologiczne odniesienia dla owych wrażeń (przy skanowaniu mózgu), ale ostatecznie nie wiemy jak subtelności owych odczuć przekładają się na pobudzenia tych, czy innych neuronów - szczególnie dlatego, że układ neuronów w głowie każdej osoby jest inny, ich ilość jest różna, a tylko zgrubne przypisanie do obszarów jest podobne (choć też nie zawsze, bo badania wykazują, że podobne bodźce wykazują różnice w pobudzeniach różnych obszarów mózgu). Do tego znacząco różnią się pobudzenia mózgu w zależności od wieku, stanu zdrowia, istniejących infekcji, istnienia substancji chemicznych itp. Za każdym razem, gdy badamy mózg człowieka czującego możemy zauważyć tylko skomplikowaną mapę powiązań - częściowo różnych, częściowo podobnych, ale ostatecznie nie daje się stąd wyprowadzić pełnego (a już w szczególności deterministycznie przewidującego reakcje) modelu. Nie wiemy jak myśli o swoich odkryciach jedyna osoba na świecie - jakiś genialny matematyk, jak w umyśle niezwykle uzdolnionego malarza przenikają się obrazy, odczucia, idee (nie wiemy, bo nawet nie mamy do czego tych fenomenów porównać, jako że są całkowicie indywidualne). Niemal cała sfera ludzkich myśli i odczuć jest nieobiektywizowalna, jest ledwo muskana przez naukę, która wynajduje jakieś pierwociny podobieństw i, ewentualnie, bardzo cieszy się z wykrytych - częściowych choćby - korelacji.
Te nieoobiektywizowalne fenomeny SĄ (!) Tzn. zaprzeczyć istnieniu geniuszu nie sposób, jakoś objawiają się na zewnątrz, wywierają wpływ i często... to właściwie wszystko co możemy o nich powiedzieć, bo nie mamy jak ich wpasować w uzgodnione ramy wiedzy. Bo tych ram jeszcze nie ma, bo mogą się one tworzyć tylko wtedy, gdy zbierze się dla nich baza do porównań.
Nieobiektywizowalne są jednak nie tylko rzeczy z samego umysłu. Nawet zakładając na starcie prawdziwość koncepcji kompletnej niezależności, bezosobowości świata materii od umysłu (przyjmijmy, że jest to "jakoś" możliwe), dalej nie będziemy w stanie odkryć fenomenów materialnych do niczego nie podobnych, albo wystarczająco mocno nieprzewidywalnych. Jeżeli (np. patrząc z perspektywy jakiegoś superumysłu, przekraczającego ludzki o miliony lat ewolucji) daje się wykryć fenomen "materialnego ducha" - czyli czegoś objawiającego się przypadkowym osobom, w kompletnie nieprzewidywalnych (ale bardzo rzadkich) oknach czasowych, to współczesna nauka nigdy nie zaliczy takiego fenomenu do zjawisk obiektywnie istniejących. Nie zaliczy, bo nie może (!), bo naukowy mechanizm odkrywania czegokolwiek "zaskakuje" dopiero od pewnego minimalnego poziomu powtarzalności i podobieństwa do tego, co wcześniej gdzieś opisane. Na tej samej zasadzie nauka nie uchwyci fenomenu materialnego pełnego chaosu - tzn. może go teoretycznie założyć, może domniemywać o chaotyczności pewnych już możliwych do obserwacji (!) aspektów, ale prawdziwego, pełnego chaosu nie "złapie". I nie może złapać, bo gdyby to zrobiła, to niejako z automatu przestałaby być (tą) nauką, bo musiałaby dopuścić jako poprawne wszystko to, z czym dalej nie sposób sobie poradzić - czyli z fenomenami absolutnie jednostkowymi, a przez to nijak niepotwierdzalnymi (jak duchy, cuda, zjawy itp.). Chaotyczne zjawiska (idealnie chaotyczne!) wskakują - z definicji! - w obszar błędu przypadkowego i zawsze jako błąd będą klasyfikowane. Bo dla nauki błąd, to coś co jest tożsame z tym, co nie istnieje. Ale w istocie nauka nie wie, czy owo coś "naprawdę nie istnieje", czy tylko trafiło do szufladki nieistnienia na mocy przyjętej metodologii.
Rzeczy nieobiektywizowalne są trochę jak jakieś hipotetyczne superneutrina w fizyce. Zwykłe neutrina są bardzo trudne do zaobserwowania. Ale jednak od czasu do czasu, jakieś neutrino daje się "złapać", zaobserwować, więc przynajmniej wiemy, że jest. Owych złapanych przez naukę neutrin mamy co najwyżej jedno na biliardy trylionów takich cząstek, z tych rzeczywiście przenikających w ciągu sekundy przez ciało każdego czytelnika tego tekstu. Nauka nie jest w stanie wykryć (potwierdzić istnienia) tych neutrin przenikających przez najgrubsze zwały materii absolutnie bez śladu (a może jednak ślad jest, tylko tak nieprawdodobnie subtelny, że fizyka jest absolutnie bezradna próbując go wykryć?...). Tak więc jeśli gdzieś, albo i tu i teraz, istnieją superneutrina (superumysł z przyszłości za miliony lat radzi sobie z udowodnieniem ich istnienia) takie, których jest jeszcze biliard biliardów więcej, niż tych normalnych, to i tak nie da się ich złapać, opisać. A jeśli nawet w jakimś współczesnym laboratorium fizycznym, jakiś tam przyrząd zarejestrował owo superneutrino (bo zdarza się to raz na milion lat w tych warunkach i akurat się trafiło), to oczywiście ów przypadek zostanie zaklasyfikowany jako błąd pomiarowy, przypadkowe wahnięcie się parametrów urządzenia. Czyli wykrycie (realne!) nie przedostanie się do obszaru uznanego przez naukę za obiektywny.
Być może (a przyjmując odpowiedni paradygmat myślenia NA PEWNO) tak jest, że tych rzeczy nieobiektywizowalnych jest ZNACZĄCO WIĘCEJ, niż tych możliwych do opisania przez naukę, czyli ludzki aparat do tworzenia obiektywizowalności. Ale nasz filtr postrzegania myślowego działa w oparciu o eksplorację podobieństw i wzorców, a nie tego, co całkiem różne. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizmy postrzegania, które nakazują nam widzieć to, co ważne przede wszystkich dla przetrwania - np. nagłych ruch, zmiana w tle dająca podobieństwo do obecności drapieżnika, obecność osobnika własnego gatunku (szczególnie tego, który nadaje się do przekazania genów), dobrego i zepsutego pożywienia itp. Co prawda rozwijająca się technika i kultura przełamuje od lat ograniczenia ewolucyjnego postrzegania. Ale jak daleko odeszliśmy od punktu startowego (postrzeganie jak u zwierzęcia)? Ile nieodkrytej drogi jeszcze przed nami?...
Niektórzy milcząco zakładają, że wspaniałe dokonania nauki upoważniają nas do przekonania, że oto już wiemy "jak jest", że właściwie to widzimy i rozumiemy świat (materialny?...) w jego pełnej krasie jestestwa. Ludzie tak zakładają, bo - znowu ewolucyjnie - umysł nie znosi zawieszenia, niepewności. To się nie opłacało w walce o przeżycie, gdzie (np. w obliczu atakującego drapieżnika) jakakolwiek decyzja jest lepsza, niż brak decyzji. Dlatego niektórzy ludzie chcą wierzyć (sądząc wręcz, że "wiedzą"), iż właśnie oto przed chwili nastąpił ten wyjątkowy punkt w historii ludzkości, w którym już odkryliśmy to co rzeczywiście ważne i żadnych znaczących błędów nie popełniamy, a oni - ci ludzie - już w szczególności. Tak sobie ludzie myślą - bo tak im każe ich (ewolucyjnie ukształtowana) natura. Ale chyba się trochę okłamują...
Bo może tak być, że to co obiektywizowalne, to co faktycznie w sposób w miarę bezsporny, niezależny od widzimisię osoby i jej indywidualnego postrzegania stabilne, to jedynie wierzchołek góry lodowej. I to - może - jakoś tam dodatkowo obciążonej góry (zwykła góra lodowa wystaje ok. 1/10 swojej objętości, obciążona może wystawać np. tylko 1/1000 swojej objętości). Jakże często widzimy rzeczy obiektywizowalne, bo właśnie na nie zwracamy swoją uwagę. Bo nas NAUCZONO zwracać na to uwagę, a oduczono zwracania uwagi na inne rzeczy - i teraz już to weszło nam w krew, więc uważamy naszą filtrowaną percepcję za obiektywną.
No... może z wyjątkiem różnych "wariatów", czy innych "czuciowców", którzy w nosie mają naukowych mądrali, a skupiają się na tym, co ich dotyczy - pragnień, odczuć, zwariowanych wizji, pomysłów kompletnie odjechanych. Tacy wariaci gdzieś tam sięgają w świat chaosu i nieobiektywizowalności - w świat nieskończony i niezbadany (także dlatego, że wręcz niemożliwy do zbadania).
Ktoś powie - oni sięgają w miraż, w mrzonki. Może... Z perspektywy jakiegoś tam paradygmatu (naukowego?..) pewnie to są mrzonki. Ale każdy paradygmat jest czymś założonym, przyjętym bez dowodu do umysłu (podobnie jak sama owa "mrzonka"), więc taki czuciowiec może sobie powiedzieć: przynajmniej te moje "mrzonki" są MOJE, a wasze "niemrzonki" są zawsze cudze, zawsze wymagające uzgodnień, pracowitego szukania podobieństw, przedzierania się przez możliwość błędów i nieokreśloność modelowania. Więc jak wolę już być tym pogardzanym od mrzonek, ale za to wierzę i cenię to co MOJE - co z mojego czucia i umysłu. I będzie chyba miał swoją rację.
Na dyktat obiektywizowalności, jaki próbuje nam narzucić pewna grupa światopoglądów, warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY. Nie oznacza to odrzucenia samej zasady obiektywizowalności! Po spojrzeniu z perspektywy zawsze daje się wrócić do starych zasad - czyli uznawać za istotne tylko to, co obiektywizować się daje. Ale jednak sam fakt poszerzenia postrzegania, zmuszenia umysłu do wyjścia poza to, co zawsze wydawało się proste, już czegoś uczy, już pozwala nam na WSKAZANIE GRANIC, które wcześniej wydawały się istnieć jedynie w nieskończoności. CIEKAWY UMYSŁ gotów jest na taką wycieczkę, na takie zastanowienie się, czego nie ma szans dotknąć bezpośrednio, a jedynie przez grubą rękawicę założeń, ekstrapolacji myśli. Ale to jest fajne. Dla ciekawego umysłu (czyli tego bardziej WOLNEGO od ograniczeń) to jest wartość, to jest frajda.
Nie tylko to co obiektywizowalne istnieje! Jakże wiele osób nawet sobie tego nie jest w stanie uświadomić, a szczególnie zaakceptować. A co by z tego miało wynikać?...
- To zależy. Znowu od tego jak bardzo ODWAŻNY I CIEKAWY JEST UMYSŁ. I chyba jeszcze powinien być w szczególny sposób zrównoważony - aby nie odpłynął w chaos, jeśli da się zbytnio nieobiektywizowalnościom pochłonąć. Ale DO PEWNEGO STOPNIA (!) wyjść poza iluzję utożsamiania obiektywizowalności z istnieniem warto! Tak naprawdę warto! W imię CIEKAWOŚCI! W imię odwagi! I w imię tego, żeby nie być głupcem, który przyjął, myśli, uważa coś, czego granic sam nie jest w stanie ogarnąć - czyli tak naprawdę, nie wie co myśli i uważa...
Adam Barycki |
kto by ta czytał drobnym maczkiem pisane, chyba niedorozwinięty huskek |
która tam godzina?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:41, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Dedykuję mojej duchowej przewodniczce - Pani Agafi
|
Nie ma potrzeby.
Niektóre książki nie muszą zostać przeczytane i nie przez każdego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:56, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Adam Barycki napisał: | Panie Hushek, bardzo mi zależy na Pańskiej opinii, nawet Pan sobie nie wyobraża z jakim utęsknieniem wyczekuję tych Pańskich kilku słów podsumowania.
Adam Barycki | Barycki Adamie,
Ale do czego mam właściwie się odnieść, czyżby do długości tekstu i ilości znaków użytych w Pana wiekopomnym dziele ? No przyznaje - imponujące
Ale na bobrakochanegofrujcy jedynego - kto to przeczyta...i to w piątek wieczorem ?
Toż książka telefoniczna jest już bardziej ciekawa. Przynajmniej nazwiska i numery się zmieniają...
Nie mógłby Pan tak streścić w paru punkcikach o co właściwie Panu biega ?
Ostatnio zmieniony przez hushek dnia Pią 17:58, 05 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Komandor
Gość
|
Wysłany: Pią 18:08, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Ja tam przeczytałem!
Nie mam kłopotów z czytaniem czegoś dłuższego od reklamy w gazecie.
Czy komiks...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:13, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
I ja.
Streszczę dla Hushka słowami Kurta Wallandera (taki tam wymyślony glina- romantyk).
''Nic nie jest takie, jakim się wydaje".
To jednak tylko subiektywna interpretacja przeczytanego tekstu
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:13, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Komandor napisał: | Ja tam przeczytałem!
Nie mam kłopotów z czytaniem czegoś dłuższego od reklamy w gazecie.
Czy komiks... | No to streść,
Po chuj mamy się nadwyrężać, komiksy i reklamy nam wystarczą. Albo punkciki...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:26, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Po, chuj, po chuj..Nie po chuj, a po to by rozpocząć mentalną wędrówkę . Albo nawet astralną, taką śladami Bardona. Poddać się procesowi ewokacji.
Niestety proza życia, muszę paczki dla mondziołów uszykować. Nauka nauką, ale Mikołaj przyjść musi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:34, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
AGAFIA napisał: | Po, chuj, po chuj..Nie po chuj, a po to by rozpocząć mentalną wędrówkę . Albo nawet astralną, taką śladami Bardona. Poddać się procesowi ewokacji. (...) |
"...nieobiektywizowalne"
"... obiektywizowalności"
- "warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY"
A nie prościej to ująć - chuj s tem wszystkim - znowu spirytusu zabrakło - a to dopiero początek weekendu przecież, a jeszcze by się cuś kolło...a nje konbinować jak konik-garbusek...?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Komandor
Gość
|
Wysłany: Pią 18:35, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
hushek napisał: | Komandor napisał: | Ja tam przeczytałem!
Nie mam kłopotów z czytaniem czegoś dłuższego od reklamy w gazecie.
Czy komiks... | No to streść,
Po chuj mamy się nadwyrężać, komiksy i reklamy nam wystarczą. Albo punkciki... |
Ale ile płacisz?
Jak sypniesz kasą to Ci nawet mogę bajki poczytać.
Aga streściła prawidłowo. W dużym skrócie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:46, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
hushek napisał: |
"...nieobiektywizowalne"
"... obiektywizowalności"
- "warto wg mnie SPOJRZEĆ Z PERSPEKTYWY"
A nie prościej to ująć - chuj s tem wszystkim - znowu spirytusu zabrakło - a to dopiero początek weekendu przecież, a jeszcze by się cuś kolło...a nje konbinować jak konik-garbusek...? |
Nieobiektywizowalne-inaczej intersubiektywne, bo może być jeszcze subiektywne, ale nie inter. Więcej musiałbyś szukać u
Luigiego Pareysona. Albo u Śmieszki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Pią 18:52, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Panie Hushek, dlaczego Pan żąda od Pana Komandora streszczenia czegoś, co właśnie o jeden post wyżej nie tylko wyczerpująco streścił swoim pytaniem w dwóch słowach, ale i w tych dwóch słowach dokonał wyczerpującej ściśle matematycznie analizy marksistowskiej. Wszystko co można by powiedzieć ponad te dwa słowa, dyskwalifikowałoby tę ponadnormatywną wypowiedź jako analizę marksistowską, jak i ściśle matematyczną i byłoby tylko postmodernistycznym pierdoleniem w bambus.
Adam Barycki
PS. Jak boga kocham, sam to napisałem, ale potem ze zdumieniem ogromnym odkryłem, ze miałem identyczne głębokie przemyślenia, jak i Pan Dyszyński i to tak identyczne, że nasze głębokie przemyślenia nie różnią się od siebie nawet jednym słowem, ba, nawet przecinkiem się nie różnią, czy jaką inna interpunkcją, że już o identycznej ortografii nie wspomnę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:04, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
AGAFIA napisał: | (...) Albo u Śmieszki | O kurwa,
Krowa, Śmieszka i jeszcze nieobiektywizowalny Barycki Adam...
Nje, tego żaden serwer by chyba nje wyczymał
ps. A na deser jeszcze Nienasiąkliwy alias Tampax aka Gompka
Ostatnio zmieniony przez hushek dnia Pią 19:07, 05 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę
Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:10, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Nienasiąkliwy był fajny. Lubiłam czytać jego monologi. Kiedyś, z pewnym użytkownikiem wiadomego forum całą noc prześmialiśmy czytając o muflonach armianych.
Ale to już było..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:13, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
AGAFIA napisał: | Nienasiąkliwy był fajny. Lubiłam czytać jego monologi. Kiedyś, z pewnym użytkownikiem wiadomego forum całą noc prześmialiśmy czytając o muflonach armianych.
Ale to już było.. | Ja na sb się nigdy nie udzielałem zbytnio, ale kiedyś zdarzyło mi się późną nocą z Gompką przegadać tam sporo czasu. Nawet z sensem pisał, albo ja już byłem tak natrzepany, że może tak mi się tylko zdawało, że to było z sensem...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Pią 19:22, 05 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cholera jasna, pomyliłem się, i przez to źle odczytałem Pana Komandora, to nie było pytanie, ani podsumowanie, a zupełnie zła ocena, jakoby te moje głębokie przemyślenia, a zupełnym zbiegiem okoliczności identyczne z Pana Dyszyńskiego, nie były komiksem, a właśnie, że są i ja w swojej naiwnej wierze w rozum, w stanie rozdygotania organizmu z powodu braku lekarstwa, pomyślałem, że Pan Komandor podsumował to jako komiks. Niestety, jakże tragicznie się zawiodłem, dopiero zbiegiem okoliczności dostarczone mi właśnie lekarstwo przez jakże uczynnego aptekarza mojego nieocenionego z Kaliningradu, pozwoliło mi przyjrzeć się rozjaśnionym umysłem i odkryłem straszną swoją pomyłkę.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Krówa KOMUNIST
Gość
|
Wysłany: Pią 19:28, 05 Gru 2014 Temat postu: Re: Świeckie uroczystości pogrzebowe J-23 |
|
|
Krówa KOMUNIST napisał: | AGAFIA napisał: | Komandor napisał: | A Mikulski, w przeciwieństwie do pewnych generałów, nie pogodził się przed śmiercią z Bogiem. |
Może z Bogiem się pojednał, nie chciał jedynie pośredników.. |
Pojednanie jest aktem płciowym. Trwa chwilę, zwaną orgazmem.
W tej sytuacji, pośrednictwo staje się prezerwatywą.
I wy huje damskie i cipy męskie śmiecie się odzywać?
s pi e r d a l a ć
chamy |
Ja wiem, że jesteście durniami i chcecie umrzeć jak durnie oraz żeby było w granicie wyryte żeście byli durniami i będziecie na wieki.
MEMENTO MORI - łacińskie przekleństwo dla teistów i ateistów, czyni was śmiertelnikami.
Chcecie wierzyć w Śmierć to będziecie ją mieli. Ona skostnieje w waszej pamięci i w pamięci waszych durnych dzieci i durnych znajomych.
Pisałem, że człowiek jest wymyślony, każdy jest wymyślony i jeżeli wierzy w śmierć to ją dla siebie wymyśla.
Gdybyście nie wierzyli w śmierć, moglibyście się oddalić, zmienić swą postać i Nikt by was nie odnalazł. Żadna kość by z was nie została na dowód pamięci "Memento Mori".
Widziałem zmarłych.... Wierzyłem w śmierć i zobaczyłem. Ale już wtedy, wydawali mi się ci zmarli jacyś inni, zniekształceni, mniejsi niż za życia...
teraz wiem, że to były skostniałe pamięci, pamięci zniekształcone wielu ludzi je odtwarzających.
Zaprawdę powiadam wam, jeśli zapomnicie o śmierci, Nikt z was nie umrze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hushek
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: umiłowany kraj Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:08, 08 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Watykan zmonopolizuje rynek błogosławieństw
Cytat: | Watykan zmonopolizuje rynek błogosławieństw. Papież zdecydował, że nie przedłuży koncesji niezależnym producentom i sprzedawcom ozdobnych dokumentów z jego błogosławieństwami. Takie listy to bardzo dobry biznes, bo katolicy chętnie kupują błogosławieństwa z różnych okazji, np. ślubu lub chrztu.
W zeszłym roku zamówienia wzrosły zresztą o połowę, także z powodu popularności Franciszka - powiedzieli dziennikowi „The New York Times” watykańscy urzędnicy. Wpływ na wzrost popularności pergaminów miało także to, że zaczęto je niedawno sprzedawać przez internet, a płacić można kartami kredytowymi.
Jak wyjaśnia Watykan decyzja o monopolizacji produkcji listów z błogosławieństwami jest podyktowana próbą regulacji rynku i odpowiedzią na postulaty, że cały dochód z ich sprzedaży powinien być przekazywany na cele charytatywne. |
[link widoczny dla zalogowanych]
W zasadzie to mi zwisa i powiewa, które kieckowe będą trzepać kasę na tych idiotyzmach. Golić owce, golić, strzyc frajerów do oporu !!!
Zupełnie nie miałem świadomości, że jest jeszcze popyt na takie bzdury.
Ja pierdziele - mamy podobno XXI wiek
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|