Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Miasto oraz okolice bliższe i dalsze...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 46, 47, 48 ... 92, 93, 94  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:29, 30 Wrz 2015    Temat postu:

hushek napisał:
Czarna_Mańka napisał:
oj, faktycznie
ceny takie, że zazdrość bierze
(...)
Wef naszym umiłowanym i udręczonym mnieście ostatnimi czasy ostały sjem rostwarte tzw. biblioteki uliczne. Na razie kilka - ma być podobno wiencej...

Znakomita rzecz - budka s ksionszkamy, gdzie każdy może przynieść książkę i ją zostawić dla innych, a w zamian wziąć sobie coś interesującego. co tam akurat jest na stanie.

Nie do wiary co tam można znaleźć ... :)


widzę Szanowny że niedowidzisz...
to większymi literkami będę się łaski i zmiłowania dopraszać

wstawiłabym bezpłatne fragmenty w cytatach , o ile Hus mnie nie zabije :think:

ps. jak pozwoli - to malusimi literkami - wstawię na palcach
a Ty sobie powiększysz i poczytasz na sen
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Śro 22:37, 30 Wrz 2015    Temat postu:

A co ty się Husa boisz? Wstawiaj!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:47, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
A co ty się Husa boisz? Wstawiaj!


ok, wstawiam i uciekam...

ROZDZIAŁ PIERWSZY W KTÓRYM OKAŻE SIĘ, ŻE PIERWSZA MIŁOŚĆ MOŻE POPSUĆ ŚNIADANIE

 
Pewnego pięknego poranka, w pełni londyńskiego sezonu, major Artur Pendennis, zgodnie ze swym zwyczajem, przyszedł z domu na śniadanie do pewnego klubu przy ulicy Pall Mall, którego był główną ozdobą. Co dzień, kwadrans po dziesiątej, major zjawiał się w czarnych butach, najbardziej lśniących w całym Londynie, 2e starannie zawiązanym porannym krawatem, który zachowywał nienaganną formą aż do obiadu, w jasnożółtej kamizelce z bawolej skóry z koroną króla angielskiego na guzikach, a koszuli tak nieskazitelnej, że sam pan Brummell zapytał majora o nazwisko praczki i byłby ją pewnie zatrudnił, gdyby niepowodzenia nie zmusiły tego wielkiego człowieka do ucieczki z kraju. Surdut, białe rękawiczki, bokobrody, no i oczywiście laska, każde doskonałe w swoim rodzaju, dopełniały prezencji Pendennisa w stylu dymisjonowanego wojskowego. Kto by zobaczył majora z pewnej odległości lub z tyłu, wziąłby go za mężczyznę nie więcej niż trzydziestoletniego; trzeba było dopiero przyjrzeć mu się z bliska, by zobaczyć nienaturalnie bujne kasztanowate włosy i zmarszczki wokół nieco wyblakłych oczu na urodziwej twarzy mieniącej się od plam. Nos miał a la Wellington. Ręce i mankiety majora były piękne, długie i białe. W mankietach połyskiwały złote spinki otrzymane w darze od jego królewskiej wysokości księcia Yorku, na palcach zaś nosił parę wytwornych pierścieni, z których pierwszy i największy był sygnetem ze sławnym herbem Pendennisów.
Major zajmował zawsze ten sam stolik w rogu sali i nikomu nie przyszło nawet na myśl, żeby go stamtąd usunąć. Ale zdarzyło się kiedyś, że jacyś niewcześni kawalarze i wesołkowie spróbowali wygryźć majora z jego miejsca. Zachowując niewzruszoną godność, zasiadł przy sąsiednim stole i bacznie przyglądał się intruzom; niepodobna było usiedzieć przy śniadaniu, kiedy major tak patrzył. W ten sposób stolik przy kominku, a przy tym blisko okna, przeszedł w jego posiadanie. Leżały na nim listy, czekając na majora. Niejeden młody światowiec patrzył z podziwem na stos tych listów, na ich pieczęcie i znaczki. Jeśli tylko powstała wątpliwość natury etykietalnej lub towarzyskiej, na przykład kto z kim się ożenił, ile miał lat taki a taki książę — wszyscy zwracali się do Pendennisa. Markizy nieraz przyjeżdżały do klubu i zostawiały bileciki dla ma- jora lub zabierały go z sobą. Był to pan uprzedzająco grzeczny. Młodzi ludzie lubili przejść się z nim po parku lub ulicą Pall Mall; uchylał bowiem kapelusza przed każdym, kogo spotkał, co drugi zaś przechodzień był lordem.
Major usiadł więc przy swym stałym stoliku i kiedy kelnerzy poszli po grzanki i świeżą gazetę, przeglądał listy przez szkła w złotej oprawie i rzucał okiem na miłe bileciki, które potem starannie układał. Były tam dużego formatu zaproszenia na uroczyste obiady z perspektywą trzech dań i nudnej rozmowy; małe, wdzięczne, poufne bileciki przynoszące usilne prośby pań; było zaproszenie na grubym, oficjalnym papierze od markiza Steyne'a z prośbą o przybycie do Richmond na małe przyjęcie w gospodzie „Pod Gwiazdą i Podwiązką", dalej karta, w której państwo Trail, biskup Ealingu z małżonką, mieli zaszczyt zaprosić majora Pendennisa do Ealing House. Wszystkie te listy Pendennis czytał z wdziękiem i tym większą satysfakcją, że działo się to pod okiem Glowry'ego, szkockiego chirurga. Glowry jadł śniadanie naprzeciw i szczerze znienawidził majora za te wszystkie zaproszenia, których sam nigdy nie dostawał.
Po przeczytaniu listów major wyjął notes, by zobaczyć, jakie dni ma wolne i które z tych wielu serdecznych zaproszeń może przyjąć, a komu musi odmówić.
Odrzucił zaproszenie Cutlera, dyrektora Towarzystwa Wschodnio--Indyjskiego, mieszkającego przy Baker Street, aby móc zjeść obiad z lordem Steyne'em i wziąć udział w małym przyjęciu „francuskim" w gospodzie „Pod Gwiazdą i Podwiązką". Zaproszenie biskupa przyjął, bo — obiad zapowiadał się nudno — lubił bywać u biskupów. W ten sposób przeszedł całą kolekcję zaproszeń, dysponując nimi wedle upodobania lub interesu. Następnie zjadł śniadanie i przejrzał w monitorze kromkę urodzin i zgonów oraz „życie towarzyskie", aby zobaczyć swe nazwisko wśród gości na fete u lorda takiego a takiego. W przerwach tych zajęć prowadził wesołe rozmowy ze znajomymi na sali.
Z listów, stanowiących plon tego ranka, major Pendennis nie przeczytał tylko jednego. List ten leżał samotny, odsunięty od eleganckiej korespondencji londyńskiej. Znaczek wskazywał na jego prowincjonalne pochodzenie, pieczęć była skromna. Zaadresowany delikatną ręką kobiecą, nosił dopisek: „pilne", jednakże major miał swoje powody, że tak długo nie zwracał uwagi na owego skromnego petenta wiejskiego, który na pewno miał słabą nadzieję na posłuchanie wśród tylu dostojników obecnych na porannej audiencji. Faktem jest, iż list ten był od krewnej Pendennisa. Znajomi jej szwagra, luminarze, zostali przyjęci, uzyskali rozmowę i odjechali, jeśli można tak powiedzieć o listach, a cierpliwy list z prowincji długo czekał na audiencją w przedpokoju — to znaczy pod miską na herbaciane zlewki.
Wreszcie i na niego przyszła kolej — major zerwał pieczęć z wyciśniętym napisem „Fairoaks" i z „Clavering St. Mary's" na znaczku pocztowym. W kopercie były dwa listy. Major, nim zaatakował epistołę włożoną do środka, zabrał się do listu stanowiącego jej okładkę.
„Czyżby to był list także od jakiegoś księcia? — sarknął w duchu pan Glowry. — Chyba Pendennis nie odłożyłby go na koniec?"
Drogi Majorze Pendennis! — tak zaczynał się list. — Proszę i błagam Cię, byś przyjechał do mnie natychmiast. „Dobra sobie — pomyślał Pendennis — a dzisiejszy obiad Steyne'a?"
Mam wielki kłopot i zmartwienie. Mój najdroższy syn, który dotąd spełniał najśmielsze marzenia kochającej matki, teraz strasznie mnie zasmucił. Uległ, trudno mi to napisać, namiętności, zadurzył się — major się uśmiechnął — w pewnej aktorce, która tutaj występuje. Jest to osoba co najmniej o dwanaście lat starsza od Artura, który dopiero w lutym skończy osiemnaście lat, a ten niedobry chłopak uparł się, żeby ją poślubić.
„Ohoho! Cóż to się stało, że Pendennis klnie?" — zapytywał sam siebie pan Glowry. Wściekłość i zdumienie malowały się na otwartych ustach majora, kiedy czytał tę niesłychaną nowinę.
Musisz, Mój Drogi — pisała dalej zgnębiona dama — przyjechać do mnie natychmiast po otrzymaniu tego listu i jako opiekun Artura wyperswadować, kazać temu nieszczęsnemu dziecku, aby zaniechał swego pożałowania godnego zamiaru.
Po większej ilości zaklęć w tym samym duchu autorka listu podpisała się w końcu jako „nieszczęśliwa, oddana bratowa, Helena Pendennis". „Fairoaks, wtorek — zakończył major czytanie listu. — Niech diabli wezmą Fairoaks i wtorek. Zobaczymy teraz, co chłopiec ma do powiedzenia." Wziął drugi list napisany wielkimi kulfonami, a zapieczętowany dużym sygnetem Pendennisów, jeszcze większym od sygnetu majora. Nadmiar wosku wokół pieczęci świadczył o tym, że autorowi listu drżała ręka z podniecenia.
List brzmiał tak:
Fairoaks, poniedziałek, północ. Drogi Stryju!
Komunikując Ci o mych zaręczynach z panną Costigan, córką Jaśnie Wielmożnego J. Chesterfielda Gostigana z Costiganstown, być
może, lepiej znaną Ci pod jej scenicznym nazwiskiem Fotheringay, z teatrów królewskich Drury Lane i Crow Street oraz Norwich i Welsh Circuit, jestem świadom, że nowina ta, przynajmniej ze wzglądu na dzisiejsze przesądy społeczne, nie może być miła mej rodzinie. Moją najdroższą matką, której — Bóg mi świadkiem — nie chciałbym sprawić niepotrzebnej przykrości, bardzo wzburzyła i zmartwiła — stwierdzam to z żalem — wiadomość, jaką zakomunikowałem jej tej nocy. Błagam Cię, Drogi Stryju, przyjedź tutaj, przekonaj i pociesz matkę. Wprawdzie pannę Costigan ubóstwo zmusiło do tego, że pracuje i zarabia uczciwie na życie, rozsiewając blask swego talentu, ale jej rodzina jest równie stara i arystokratyczna jak- nasza. Kiedy nasz przodek, Ralf Pendennis, wylądował z Ryszardem II w Irlandii, pradziadowie mej Emilii byli królami tego kraju. Dowiedziałem się o tym od pana Costigana, który podobnie jak Ty jest wojskowym.
Na próżno usiłowałem przekonać drogą mamę i dowieść jej, że młoda dama nieposzlakowanego charakteru i pochodzenia, hojnie wyposażona darami urody i talentu, poświęcająca się jednemu z najbardziej szlachetnych zawodów w świętej intencji utrzymywania swej rodziny, jest istotą, którą wszyscy powinniśmy raczej kochać i czcić niż jej unikać. Biedna matka żywi przesądy, wobec których moje argumenty są bezsilne. Nie chce otworzyć ramion komuś, kto jest gotów stać się jej najbardziej oddaną córką na całe życie.
Chociaż panna Costigan jest o parę lat starsza ode mnie, okoliczność ta nie stoi na przeszkodzie memu uczuciu i, jestem pewny, nie wpłynie ujemnie na jego trwałość. Miłość taka jak moja, Stryju, jest — czuję to — miłością dozgonną. Nigdy o tym nie marzyłem, dopóki nie ujrzałem panny Costigan; dlatego wiem, że umrę i nie doznam innej namiętności. To jest przeznaczeniem mego życia; skoro raz pokochałem, byłbym wart własnej pogardy i niegodny mego szlacheckiego nazwiska, gdybym zawahał się iść za głosem serca; gdybym nie oddał wszystkiego tej, która jest wszystkim dla mnie, gdybym kobiety, która mnie kocha gorąco, nie obdarzył całym moim sercem i całym majątkiem.
Nalegam na rychły ślub z moją Emilią — po cóż bowiem, doprawdy, zwlekać? Zwłoka oznacza wątpliwości, które odrzucam, gdyż byłyby czymś niegodnym. Wykluczone jest, by moje uczucia wobec Emilii mogły ulec zmianie, by kiedyś przestała być jedynym przedmiotem mego uwielbienia. Na co więc czekać? Proszę Cię gorąco, Drogi Stryju, przyjedź i zjednaj mamusię dla naszego związku. Zwracam się do Ciebie jako do światowca, qui mores hominum multorum vidit et urbes, i nie ulegnie skrupułom oraz obawom ludzi
słabych, jakie dręczą damę, która tak rzadko rozstawała się ze swym zaściankiem.
Błagam, przyjeżdżaj natychmiast. Jestem zupełnie pewny, że — nie bacząc na sprawy majątkowe — odniesiesz się z podziwem i uznaniem do mej Emilii.
Twój oddany bratanek Artur Pendennis, junior
Kiedy major skończył czytać list, jego fizjonomia nabrała wyrazu takiego gniewu i zgrozy, że chirurg Glowry dotknął w kieszeni lancetu, który stale nosił w futerale na karty, miał bowiem wrażenie, że jego szanowny przyjaciel zaraz dostanie ataku apopleksji. Wiadomość była tego rodzaju, że istotnie mogła wstrząsnąć majorem. Głowa rodu Pendennisów żeni się z aktorką przeszło dziesięć lat starszą od niego — tylko patrzeć, jak uparty chłopak pogrąży się w małżeństwie!
„Matka zepsuła tego smyka — jęknął w duchu major — swoim przeklętym sentymentalizmem i romantycznymi bzdurami. Mój bratanek mężem królowej z tragedii, pożal się Boże! Ludzie będą się śmiali ze mnie tak, że nie będę mógł nosa wychylić z domu!" Z dotkliwym bólem major myślał o tym, że trzeba będzie zrezygnować z obiadu wydawanego przez lorda Steyne'a w Richmond, że straci odpoczynek i przyjdzie mu spędzić noc w obrzydliwym, ciasnym dyliżansie pocztowym oraz że ominie go przyjemność, którą sobie obiecywał, spędzenia czasu w towarzystwie należącym do najbardziej miłych i dobranych w całej Anglii.
Wstał od stolika, udał się do przyległego gabinetu i tam z żalem wypisał listy, przepraszając markiza, hrabiego, biskupa i innych. Służącemu kazał zamówić na wieczór miejsce w dyliżansie pocztowym; wydatkiem na podróż obciążył, rzecz prosta, konto wdowy i młodego nicponia, którego był opiekunem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:52, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Czarna_Mańka napisał:
(...)

widzę Szanowny że niedowidzisz...
(...)
Tłomaczy mje, rze dwa razy po haijhitla było dzisia...
A co ? F końcu środa, czyly mały piontek - wolno mje chyba poszumieć troszku... :gitara:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Śro 23:07, 30 Wrz 2015    Temat postu:

A se takim knefelkiem powiększyłem....
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:16, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
A se takim knefelkiem powiększyłem....


oooo.........a ja kółkiem kręcę

ps. do poczty zajrzyj może :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nick




Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 23:17, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Przeczytałam z
1. satysfakcją - bo bez powiększania
2. uciechą.

Pan Pendennis w najbardziej lśniących butach Londynu ujął mnie już za serce. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:23, 30 Wrz 2015    Temat postu:

nick napisał:
Przeczytałam z
1. satysfakcją - bo bez powiększania
2. uciechą.

Pan Pendennis w najbardziej lśniących butach Londynu ujął mnie już za serce. :)


mam i inne fragmenty z książek pana WMT
( darmowe, co podkreślam :) )

wstawię, ale juz jutro raczej, bo to format azw i muszę calibri odpalać i z niej przeklejać

dzis tylko HISTORIA_HENRYKA_ESMONDA - bo mam html
no i w tym antykwariacie jest Henryk za porażającą sumę 6 PLN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:27, 30 Wrz 2015    Temat postu:

oto ROZDZIAŁ IV

DOSTAJĘ SIĘ POD OPIEKĄ PAPISTOWSKIEGO KSIĘDZA I WYCHOWUJĄ W TEJ RELIGII. — WICEHRABINA CASTLEWOOD



Gdyby starczyło czasu, a dziecięce skłonności Henryka Esmonda otrzymały należną pożywkę, zostałby on jezuitą przed upływem następnych lat dwunastu i pewnie by życie zakończył jako męczennik w Chinach lub skazaniec na Tower Hill, albowiem w ciągu niewielu miesięcy, które spędzili razem w Castlewood, ojciec Holt uzyskał całkowitą władzę nad umysłem i uczuciami chłopca i natchnął go myślą — o czym sam był z całego serca przekonany — że nie masz żywota równie szlachetnego ni śmierci tak upragnionej jak ta, którą gotowi są ponieść rozliczni bracia z jego sławnego zakonu. Serdecznością, błyskotliwością dowcipu, humorem urzekającym wszystkich, autorytetem, którym umiał się posługiwać, milczeniem i tajemniczością, co otaczała go potęgując respekt, jaki dlań żywił chłopiec — zjednał sobie bezwzględną wiernopoddańczość Henryka i ani chybi byłby ją zachował, gdyby nie odwołały go sprawy większego pokroju i wagi niźli przyjęcie jakiegoś biednego chłopaczka do zakonu.

Przesiedziawszy w domu kilka spokojnych miesięcy (o ile można nazwać spokojem to, co w rzeczy samej było ustawicznymi swarami) wicehrabia i jego żona wyjechali ze wsi do Londynu zabierając z sobą spowiednika. Jego mały wychowanek ponoć nigdy w życiu nie wylał tylu gorzkich łez co przez wiele nocy po tym pierwszym rozstaniu z drogim przyjacielem, gdy leżał samotnie w komnatce sąsiadującej z tą, którą zajmował ojciec Holt. Henryk oraz kilkoro służby byli teraz jedynymi mieszkańcami wielkiego domu i lubo chłopiec pilnie wykonywał wszystkie zadania zlecone mu przez ojca, miał przecie wiele wolnych godzin i zaczytywał się w bibliotece oszałamiając swój mały mózg wielkimi foliałami, które tamże znajdował.

Po pewnym czasie przywykł do samotności i później wspominał ten okres swego życia jako bynajmniej nie przykry. Państwo wyjeżdżając do Londynu zabierali z sobą wszystkich domowników wyjąwszy odźwiernego — który był na dodatek ogrodnikiem, warzelnikiem i gajowym — oraz jego żonę i dzieci. Mieszkali oni przy bramie, w stróżówce mającej drzwi na dziedziniec; okno wychodzące na trawniki należało do pokoju kapelana, obok zaś była niewielka izdebka, w której ojciec Holt przechowywał książki, a Henryk Esmond miał swoje posłanie. Wschodnia strona zamku ocalała od armait kromwelczyków, których bateria stała na wyniosłości znajdującej się naprzeciw zachodniego podwórca; jakoż ta część nosiła nieliczne ślady zniszczenia z wyjątkiem kaplicy, gdzie republikanie powybijali witraże zachowane od czasów Edwarda VI.

Podczas pobytu ojca Holta mały Henryk Esmond był jego zaufanym towarzyszem i wiernym służką; trzepał mu suknie, składał szaty liturgiczne, przynosił ze studni wodą na długo przed świtem, gotów na wyskoki służyć umiłowanemu księdzu. Gdy ojciec wyjeżdżał, zamykał na klucz swój pokój, atoli owa izdebka z książkami pozostawała otworem dla Henryka, który gdyby nie towarzystwo kapłana, byłby niewiele mniej osamotniony, kiedy lord Castlewood w domu przebywał.

Francuski żart powiada, że żaden bohater nie jest nim dla własnego valet-de-chambre; owóż nie trzeba było tak bystrych oczu jak te, którymi natura obdarzyła małego pazia, by zauważyć, że wicehrabina miała wiele przymiotów zgoła nie heroicznych, choć pani Tusher tak jej przypochlebiała i kadziła. Pod nieobecność ojca Holta, który miał wielki wpływ na oboje małżonków, wicehrabia i jego pani kłócili się i lżyli wzajemnie, aż śmiała się służba, a strachał mały paź pełniący swe obowiązki. Biedny chłopczyna drżał przed milady, ta bowiem obrzucała go setkami szkarradnych wyzwisk, o byle co targała za uszy i chlustała w twarz zawartością srebrnej miedniczki, którą musiał podawać jej po obiedzie. Późniejszą dobrotliwością powetowała ową surowość, która — co trzeba wyznać — dzieciństwo jego nader nieszczęśliwym uczyniła.

W owym czasie sama ona, biedaczka, była też nieszczęśliwa i pewnie dlatego zmuszała swą czeladkę do równie smętnego żywota. Sądzę, że wicehrabia lękał się żony nie mniej niż jej paź, jedyną zaś w domu osobą, która mogła ją okiełznać, był ojciec Holt. Henryk radował się nad wyraz, gdy ojciec zasiadał do obiadu; lubił też później wymknąć się z nim i pogadać, czytać razem albo iść na przechadzkę.

Szczęściem jejmość wicehrabina nie podnosiła się z łóżka aż do południa. Nie daj Boże, co cierpiała biedna pokojowa mająca pieczę nad jej toaletą! Nieraz widywałem tę nieszczęśniczkę wychodzącą z zaczerwienionymi oczami z gotowalni, w której celebrowano długie a tajemnicze obrządki przystrajania jej wielmożności, zaś pudełko od warcabów często zamykało się z trzaskiem na palcach pani Tusher, jeśli ta źle zagrała albo partyjka niewłaściwy przyjęła obrót.

Błogosławiony niech będzie król, który wprowadził karty, oraz dobrotliwi wynalazcy pikiety i tryszaka, albowiem zabierały one co najmniej sześć godzin z dnia jej wielmożności, podczas których domownicy jako tako odetchnąć mogli. Pani często mawiała, że umarłaby bez tego zajęcia. Jej podwładni jeden po drugim dokonywali zmiany warty — gra z jaśnie panią nie należała do rzeczy bezpiecznych — i kolejno brali się do kart. Ojciec Holt godzinami przesiadywał z nią przy pikiecie, w którym to czasie zachowywała się przystojnie. Co zaś się tyczy doktora Tushera, to pewnie by odstąpił ad łoża konającego parafianina, gdyby go zawezwano do Castlewood, aby odegrał roberka z jaśnie panią.

Niekiedy, w chwilach jakiej takiej zgody z małżonką, sam wicehrabia siadaj do gry. Poza tym jejmość miała swą biedną, wierną panią Tusher i kilka dam, które Henryk Esmond zapamiętał z tych czasów. Nie mogły one zbyt długo wytrwać w owej wytwornej służbie; jedna po drugiej próbowała i odchodziła jak niepyszna. Te damy i ochmistrzyni miały osobny stół razem z Henrykiem. Biedaczki! Życie ich było o wiele cięższe niż pazia. On spał już twardo, opatulony w swym małym łóżku, podczas gdy one siedziały przy jaśnie pani czytając jej do snu „Nowiny” albo Wielkiego Cyrusa. Wicehrabina otrzymywała z Londynu nowe sztuki teatralne, lecz Henrykowi nie wolno było do nich zaglądać pod karą chłosty. Zdaje się, że dosyć często na nią zasługiwał, a i otrzymywał czasami. Ojciec Holt zastosował ją dwu- czy trzykrotnie, kiedy przydybał małego hultaja z uroczą, swywolną komedią pana Shadwella czy Wycherleya pod poduszką.

Utwory te były ulubioną lekturą wicehrabi, jeżeli w ogóle brał się do czytania. Przeciwny był wszelako zbyt pilnym studiom, a jak się wydawało jego małemu paziowi — i wszelkim zajęciom w większych ilościach.

Młody Esmond miał zawsze wrażenie, że milord traktuje go dobrotliwie pod nieobecność żony; niekiedy zabierał go na małe konne wyprawy myśliwskie lub polowania na ptaki, przepadał za graniem z nim w karty i tryk-traka, których to gier Henryk wyuczył się chcąc sprawić przyjemność swojemu panu. Ten z dniem każdym bardziej go lubił i objawiał szczególne ukontentowanie, gdy ojciec Holt chwalił chłopca; wtenczas gładził go po głowie i obiecywał, że zajmie się jego przyszłością. Natomiast w przytomności wicehrabiny milord nie okazywał mu takich łask, udawał, że odnosi się doń szorstko, i łajał go ostro za drobne przewiny — po czym, gdy pozostawali sam na sam, próbował niejako uzyskać przebaczenie młodego Esmonda tłumacząc, że gdyby nie gadał doń opryskliwie, uczyniłaby to jego żona, która ma język bardziej niż on niewyparzony — o czym chłopak, acz młody, był całkowicie przekonany.

Przez cały ten czas rozgrywały się wielkie publiczne wydarzenia, z których prostoduszny mały pazik nie bardzo zdawał sobie sprawę. Aliści pewnego dnia, gdy jechał do pobliskiego miasta na stopniu kolasy, w której siedział wicehrabia z małżonką i ojcem Holtem, obskoczyła ich wielka ciżba ludzi wznoszących szydercze okrzyki i wołających: „Niech żyją biskupi! Precz z papieżem! Precz z papiestwem! Koniec z papiestwem! Jezabel! Jezabel!”

Milord począł się śmiać, milady jęła toczyć gniewnym wzrokiem, była bowiem zuchwała jak lwica i nie lękała się nikogo; lecz ojciec Holt — jak zauważył Esmond ze swego miejsca na stopniu — cofnął się z dość niespokojną miną i krzyknął do wicehrabiny:

— Na miłość boską, pani, nie mów nic, nie wyglądaj przez okno i siedź spokojnie!

Ona jednak nie usłuchała tego roztropnego wezwania, wytknęła głowę przez okno kolasy i wrzasnęła do woźnicy:

— Utoruj sobie biczem drogę przez to bydło, Jakubie! Bierz się do bata!

Tłum odpowiedział rykiem śmiechu i ponownymi krzykami: „Jezabel! Jezabel!” Wicehrabia roześmiał się jeszcze głośniej: był człekiem ociężałym, zazwyczaj nic go nie mogło rozruszać, aczkolwiek bywałam świadkiem, że nader żwawo popędzał charty okrzykami; jego oblicze (pospolicie bardzo wybladłe i spokojne) rumieniło się i rozjaśniało podczas gonitwy za zającem po łąkach, umiał się też śmiać, przeklinać i wiwatować na walkach kogutów, w których to zawodach wielce się kochał. Teraz, kiedy pospólstwo przywitało szyderczymi okrzyki jego żonę, roześmiał się z nieco złośliwą miną, jak gdyby oczekiwał rozgrywki i uważał, że obie strony dobrały się w korcu maku.

Woźnica Jakub widać bardziej się bał swojej pani niż tłumu, bo zaciął konie, jak mu przykazano, a foryś jadący z pierwszą parą (milady bowiem zawsze wyjeżdżała poszóstną kolasą) smagnął rzemieniem przez ramię jednego z ludzi, który wyciągnął rękę, aby pochwycić cugle przedniego konia.

Dzień był targowy i wieśniacy zgromadzili się z koszykami drobiu, jaj i tym podobnych (towarów; toteż zaledwie foryś zdzielił człowieka, który chciał ucapić jego konia, do kolasy wpadła wirując jak bomba potężna głowa kapusty, co widząc wicehrabia parsknął jeszcze rozgłośniej, albowiem pocisk wytrącił milady wachlarz z ręki i wyrżnął w brzuch ojca Holta. Po nim sypnął się grad marchwi i ziemniaków.

— Spokojnie, na Boga! — zawołał ojciec Holt. — Jesteśmy o parę kroków od austerii „Pod Dzwonem”, a tam zatrzasną za nami bramę i nie dopuszczą tej canaille.

Mały paź znajdował się na zewnątrz pojazdu stojąc na stopniu; ktoś z tłumu cisnął weń ziemniakiem i trafił go w oko; chłopcu wydarł się okrzyk, a tamten, rosły czeladnik siodlarski z miasta, ryknął śmiechem.

— Ach, ty zatracony wyjcu, papistowski bękarcie! — zawołał i schylił się, by podnieść drugi ziemniak. Tłum stłoczył się teraz między końmi a wrotami austerii i pojazd musiał stanąć. Milord wyskoczył żwawo jak młodzieniaszek z drzwiczek kolasy, przyciskając nimi małego Henryka, błyskawicznie porwał za kołnierz tego, co cisnął ziemniak, i w następnej chwili pięty drągala znalazły się w powietrzu, a on sam grzmotnął ciężko na kamienie.

— Pokrako, tchórzu jeden! — krzyknął wicehrabia. — Bando wrzeszczących psubratów! Jak śmiecie napastować dzieci i znieważać kobiety? Spróbuj jeszcze coś cisnąć w tą kolasę, ty podły partaczu, a na Boga, przebiję cię rapierem!

Niektórzy w tłumie zawołali: „Wiwat nasz pan!” — albowiem go poznano, a siodlarski czeladnik był słynnym zawalidrogą, nieledwie dwa razy roślejszym od wicehrabiego.

— Z drogi! — krzyknął milord (a powiedział to donośnym, piskliwym głosem, lecz w sposób nakazujący posłuch). — Ustąpić z drogi i przepuścić karetę jaśnie pani!

Ludzie zgromadzeni między pojazdem a wrotami austerii rozstąpili się w samej rzeczy, konie wjechały do środka, a milord poszedł za nimi pieszo, z kapeluszem na głowie.

Właśnie gdy mijał bramę, przez którą dopiero co przetoczyła się kolasa, wybuchły nowe okrzyki: „Precz z papiestwem! Precz z papieżnikami!” Wicehrabia obrócił się i znowu stanął twarzą do tłumu.

— Boże, chroń króla! — wykrzyknął z całej mocy. — Kto tu ma czoło lżyć religię najjaśniejszego pana? Ty, ty przeklęty psalmowyjco, partaczu jeden! Jakem sędzia tego hrabstwa, tak cię skażę!

Tamten odskoczył, a wicehrabia zszedł z pola z honorem. Gdy jednak przeminęło drobne podniecenie, wywołane tą sceną, a rumieniec zniknął z jego twarzy, powróciła mu zwykła ospałość, jął bawić się ze swym małym pieskiem i poziewać, kiedy milady doń zagadała.

Tłum ów był cząstką wielu tysięcy ludzi, co naówczas krążyli po kraju domagając się głośno uniewinnienia siedmiu biskupów, których właśnie sądzono, a o których małemu Henrykowi Esmondowi niewiele było wiadomo. W Hexton odbywały się roki sądowe i „Pod Dzwon” zjechało wiele szlachty; ludzie wicehrabiego mieli na sobie nową liberię, a Henryk krótkie suknie błękitne ze srebrem, które oblekał na wielkie okazje. Różni panowie podchodzili, aby zamienić parę słów z milordem, a jakiś sędzia w czerwonej szacie, zdający się arcyważną być personą, szczególnie komplementował jego oraz małżonkę, która wielce górne przybierała tony. Henryk zapamiętał, że miała tren, niesiony przez damę służebną.

W wielkiej izbie austerii odbył się asambl i bal, któremu przypatrywali się podobnie jak Henryk młodzi panicze z rodzin osiadłych w hrabstwie. Jeden z nich jął przedrwiwać z podbitego oka chłopca, które opuchło po ciosie ziemniakiem, inny nazwał go bękartem, co słysząc Henryk rzucił się nań z pięściami. Obecny przy tym kuzyn wicehrabiego, pułkownik Francis Esmond z Walcote, wysoki pan o przystojnej, dobrotliwej twarzy, rozdzielił obu chłopców. Henryk nie wiedział naówczas, jak ścisłe więzy złączą go z pułkownikiem Esmondem w późniejszymi życiu i jak wiele będzie mu miał do zawdzięczenia.

Obie gałęzie rodziny nie darzyły się wzajem zbyt wielkim afektem. Wicehrabina nie szczędziła w rozmowie pułkownika Esmonda z przyczyn, o których wyżej wspomniano, których wszelako Henryk nie mógł znać w tak młodocianym wieku. Wkrótce patem wicehrabia z. żoną i ojcem Holtem wyjechał do Londynu pozostawiając wszakże pazia w domu. Malec miał teraz cały wielki zamek Castlewood dla siebie albo raczej dzielił się nim z ochmistrzynią, panią Worksop, starą damą, która była jakąś daleką krewną rodziny i protestantką, lecz zagorzałą toryską i rojalistką, jak zresztą wszyscy Esmondowie. Kiedy przebywał w domu, chodził na naukę do doktora Tushera, choć i ten bywał bardzo zajęty.

Wszędzie panowało ogromne poruszenie, nawet w małej, cichej wiosce Castlewood. Przybyli tam jacyś ludzie z miasta i byliby powybijali szyby w kaplicy, gdyby ich nie przepędzili miejscowi, a wraz z nimi nawet kowal, stary republikanin Sieveright. Albowiem wicehrabina, acz papistka i po trosze dziwaczka, była dobra dla czeladzi, a w zamku Castlewood zawsze znajdowało się pod dostatkiem mięsiwa, koców i leków dla ubogich.

Podczas gdy jaśnie państwo przebywali poza domem, królestwo przeszło z rąk do rąk; król Jakub uciekł, nadciągali Holenderczycy, a stara pani Worksop rozpowiadała małemu pazikowi straszliwe historie o nich i o książęciu Orańskim.

Miła mu była pustka wielkiego zamku. Mógł czytać wszystkie zabawne książki, a nie było księdza Holta, który by go wychłostał; sto innych dziecięcych zajęć i rozrywek, tak w domu, jak i na powietrzu, czyniło dlań okres ten wielce przyjemnym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:30, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Czarna_Mańka napisał:
(....)
no i w tym antykwariacie jest Henryk za porażającą sumę 6 PLN
Czylyrze,

Dwa/trzy piwa w dyskoncie. Warto henrykować wienc ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 8:21, 02 Paź 2015    Temat postu:

Powojskowa wieża na Zatoce Puckiej zmieni się w piękny apartament?

Cytat:
Niszczejąca na wodach Zatoki Puckiej ruina, część niemieckiego poligonu torpedowego, ma szansę zmienić się w kameralny apartament z przystanią dla żeglarzy. - Takiego budynku na świecie nie ma - mówią architekci odpowiedzialni za projekt. Właściciel chce wynajmować powojenny obiekt naukowcom, sportowcom i turystom.


Projekt zakłada utworzenie apartamentów dla 8 osób. Powstanie też ogólnodostępna przystań dla żeglarzy (mat. prasowe)

Cały tekst: [link widoczny dla zalogowanych]

I co Ty na to Komandorze ?

Wprawdzie to na razie projekt, ale mnie się podoba. Tyle, że jak już powstanie - tanio to tam chyba nie będzie...

No i niełatwo będzie wyskoczyć wieczorkiem do 24 ałer uzupełnić zapas piwa... :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pią 15:48, 02 Paź 2015    Temat postu:

Ktoś realizuje mój pomysł. Co prawda ja myślałem o "rezydencji" dla siebie, ale...
po 1. kasa ;
po 2. kasa;
po 3. kasa;
po 4. jak żyć w zimę lub sztorm? Droga tylko morska;
ale zalety:
- wyjątkowość; nawet Kulczyk takiego domu nie miał, nikt na świecie. No może nie do końca bo jest drugi taki obiekt i może ktoś by zrobił podobnie;
- żaden sąsiad niezapowiedziany nie przyjdzie pożyczyć 20 zl aby postawić Ci wódki.

Przy brzegu w Gdyni, są większe takie obiekty. Torpedownie zwane formozami. Ta na Oksywiu jest zagospodarowana przez MW. ale w okolicy Babich Dołow niszczeje. Na tej drugiej to cały hotelik można by zrobić. I jeszcze jedna zaleta. Pierwsza ma a druga miała połączenie z lądem pomostem po którym samochody mogą jeździć. Nawet miejsce na parking na kilkanaście samochodów by się znalazło.
Wystarczy wygooglać te podane przeze nazwy by zobaczyć jak to wygląda. Fotek trochę jest.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę



Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:09, 02 Paź 2015    Temat postu:

Depresyjnie. Człowiek gdyby był stworzony do życia na wodzie, miałby płetwy i tłuszcz na kuprze.

Poniżej rynek w Kogitkowie, zdjęci sprzed kilku dni. Tak, Mikołaj bez majtów ganiał.
W pięknym miejscu żyję :)

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pią 16:29, 02 Paź 2015    Temat postu:

Faktycznie majtek nie widać. Niczego nie widać. :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AGAFIA
Usunięcie na własną prośbę



Dołączył: 20 Paź 2014
Posty: 1702
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:32, 02 Paź 2015    Temat postu:

Acha. Najwidoczniej coś zepsułam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pią 16:35, 02 Paź 2015    Temat postu:

Może to odpowiednik "cośtam" ze względu na świętego bez majtek?
Po prostu Aga nie wklejaj tu takich świństw :oops:
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:51, 02 Paź 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Ktoś realizuje mój pomysł. (...)
Nie tylko Twój...

Kilka miesięcy temu w tivi leciał taki mini-serial kryminalny (zdaje sie tylko dwa odcinki). Akcja działa sie na Półwyspie Helskim - Hel, Jastarnia, aż po Gdynie. Filmik słabiutki i bez sensu, ale kulminacyjne sceny działy sie własnie na morzu, na takim obiekcie jak ten tutaj - nie wiem, czy nie kręcono tego właśnie w tym miejscu.

I wtedy pomyślałem sobie - ależ to byłby piękny, kameralny i niebanalny hotelik... :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pią 22:10, 02 Paź 2015    Temat postu:

No nie powiem, że jestem oryginalny... :)
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:19, 05 Paź 2015    Temat postu:

hushek napisał:
Komandor napisał:
Ktoś realizuje mój pomysł. (...)
Nie tylko Twój...

Kilka miesięcy temu w tivi leciał taki mini-serial kryminalny (zdaje sie tylko dwa odcinki). Akcja działa sie na Półwyspie Helskim - Hel, Jastarnia, aż po Gdynie. Filmik słabiutki i bez sensu, ale kulminacyjne sceny działy sie własnie na morzu, na takim obiekcie jak ten tutaj - nie wiem, czy nie kręcono tego właśnie w tym miejscu.

I wtedy pomyślałem sobie - ależ to byłby piękny, kameralny i niebanalny hotelik... :)
Nie był to wcale taki słabiutki serial, raczej mroczny. Kobieta która okazała się seryjnym mordercą była jak amerykańska „girl next door”. Obsada „Zbrodni” też była niezła - Wojciech Zieliński, Magdalena Boczarska, Dorota Kolak, Joanna Kulig. Za Radkiem Pazurą nie przepadam, ale uszedł.

Miło masz tu Hushek - tak serdecznie i cieplutko, aż mi łezka się w oku zakręciła :brawo:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Pon 18:51, 05 Paź 2015    Temat postu:

I ponoć to było na podstawie jakiejś znanej szwedzkiej noweli.
No i kręcą cd.

PS. Film był wybitny bo przez moment widać w nim moją łódkę. I to wystarcza by był wybitny :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:06, 05 Paź 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
I ponoć to było na podstawie jakiejś znanej szwedzkiej noweli.
No i kręcą cd.

PS. Film był wybitny bo przez moment widać w nim moją łódkę. I to wystarcza by był wybitny :rotfl:
Tak jest !

Weźma choćby taki film o facecie na łudce. Zachwycali sjem nim gangsterzy warszawscy - no dobra - jeden gangster, bo kolesie z Pomorza to jusz ten film mnieli w dupie. Tak jak i Murzynów... :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:16, 07 Paź 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
I ponoć to było na podstawie jakiejś znanej szwedzkiej noweli.
No i kręcą cd.

PS. Film był wybitny bo przez moment widać w nim moją łódkę. I to wystarcza by był wybitny :rotfl:
Mam uczulenie na słowo „wybitny” z wiadomego powodu, ale cieszę się, że się cieszysz :brawo:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Śro 20:50, 07 Paź 2015    Temat postu:

Chyba nie zrozumiałaś Śmieszko. ten film jest wybitny tylko ze względu na moją łódkę. Cala reszta jest nieistotna... :mrgreen:
A cieszyć się nie cieszę bo mi honorarium nie zapłacili... :(
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hushek
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 23 Lut 2011
Posty: 6781
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: umiłowany kraj
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:59, 08 Paź 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Chyba nie zrozumiałaś Śmieszko. ten film jest wybitny tylko ze względu na moją łódkę. Cala reszta jest nieistotna... :mrgreen:
A cieszyć się nie cieszę bo mi honorarium nie zapłacili... :(
Czylyrze,
Łudkie sfilmowali, nie zapłacili...no co za ludzie. To nie ludzie - to wilcy...


Ale podobniesz krenco ciong dalszy - nie daj sjem wienc nadal robić w chuja... łudkie chcom - njeh płaco szubrawniki :nie:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Barycki
Gość






PostWysłany: Czw 19:12, 08 Paź 2015    Temat postu:

Łódki nie upilnuje, sfilmują skurwisyny ukradkiem. Aby nie sfilmowali, trza na łódce napisać dużymi literami - HUJ.

Adam Barycki
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 46, 47, 48 ... 92, 93, 94  Następny
Strona 47 z 94

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin