 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 7087
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:06, 12 Kwi 2025 Temat postu: Opowiadania wspomagane przez AI |
|
|
Dom, w którym mieszkam, jest jak żywy organizm oddychający historią. To nie metafora – czasami naprawdę mam wrażenie, że słyszę jego westchnienia w skrzypieniu starych desek podłogowych, a szepty przeszłości niosą się z przeciągiem hulającym po długich, wysokich korytarzach. To wiktoriańska posiadłość, nieco posępna, z wieżyczkami, wykuszami i mnóstwem okien przypominających oczy wpatrzone w otaczający ją, zdziczały ogród. Zbudował go mój pradziadek, Franciszek, człowiek o umyśle równie skomplikowanym i fascynującym jak architektura tego miejsca.
Pradziadek był postacią niemal legendarną w naszej rodzinie. Inżynier z wykształcenia, wynalazca z pasji, a z opowieści babci – ekscentryk graniczący z szaleństwem. Jego gabinet, do dziś zachowany niemal w nienaruszonym stanie, pełen jest dziwnych mechanizmów, na wpół ukończonych projektów i opasłych tomów naukowych. Ale najcenniejszą pamiątką, niemal relikwią rodzinną, jest oprawiona w srebro fotografia przedstawiająca pradziadka w towarzystwie szczupłego mężczyzny z wąsikiem i przenikliwym spojrzeniem. Podpis na odwrocie, wykonany starannym pismem Franciszka, głosi: "Z Herbertem, podczas jego wizyty. Londyn, 1894". Herbertem był, ni mniej, ni więcej, tylko H.G. Wells.
Zawsze fascynowała mnie ta znajomość. Babcia opowiadała, że panowie korespondowali ze sobą przez lata, dzieląc się śmiałymi teoriami i dyskutując o przyszłości ludzkości, technologii, a nawet... podróżach w czasie. Traktowałem te opowieści z przymrużeniem oka, jako barwny element rodzinnej mitologii. Ot, dwóch intelektualistów snujących fantastyczne wizje przy kominku. Aż do pewnego deszczowego, jesiennego popołudnia.
Nuda i melancholijna aura za oknem skłoniły mnie do zrobienia czegoś, co odkładałem od lat – generalnych porządków na strychu. Strych w naszym domu to nie zwykłe poddasze. To labirynt pełen zapomnianych przedmiotów, zakurzonych wspomnień i pajęczyn tak gęstych, że zdawały się stanowić element konstrukcyjny. Były tam stare kufry podróżne oblepione wyblakłymi naklejkami z nieistniejących już krajów, połamane meble czekające na renowację, która nigdy nie nadeszła, stosy pożółkłych gazet i manekiny krawieckie bez głów, wyglądające upiornie w półmroku.
Przeciskałem się między stertami rupieci, kichając od wszechobecnego kurzu. Światło wpadające przez małe, okrągłe okienko ledwo rozpraszało mrok. W najdalszym kącie, zasłonięte starym, płowiejącym gobelinem przedstawiającym scenę polowania, zauważyłem coś nietypowego. Kształt był zbyt regularny, zbyt... mechaniczny, by pasować do reszty gratów. Zaintrygowany, odsunąłem ciężką tkaninę.
I wtedy go zobaczyłem. Moje serce zabiło mocniej, a oddech uwiązł mi w gardle. Przede mną stało coś, co wyglądało jak wyrwane prosto z ilustracji do jednej z powieści Wellsa, albo raczej – jak jej bardziej złożony, rzeczywisty prototyp.
Była to konstrukcja wielkości sporego fotela, wykonana głównie z mosiądzu, który mimo warstwy kurzu i patyny wciąż lśnił matowo w słabym świetle. Dominowały w niej skomplikowane układy dźwigni o różnych kształtach i rozmiarach, niektóre zakończone hebanowymi lub kościanymi gałkami. Na froncie znajdował się panel z szeregiem zegarów – nie, nie zwykłych zegarów. Tarcze były podzielone na segmenty oznaczone nie tylko godzinami, ale też dniami, miesiącami, latami, a nawet – co zmroziło mi krew w żyłach – stuleciami i tysiącleciami. Wskazówki stały nieruchomo, pokryte pyłem czasu.
Poniżej zegarów umieszczono kryształowe cylindry, wewnątrz których wiły się cienkie druciki i dziwne, opalizujące spirale. Całość spoczywała na solidnej podstawie, a z jej boków wychodziły grube, izolowane kable, prowadzące donikąd, po prostu zwinięte i porzucone obok. Centralnym punktem było siodło – nie fotel, a właśnie siodło, wykonane z ciemnej, popękanej skóry, sugerujące pozycję jeźdźca, pochylonego nad panelem kontrolnym.
Stałym tam, oniemiały. Chłód strychu zdawał się przenikać mnie do szpiku kości, ale nie był to tylko chłód powietrza. To był dreszcz niedowierzania, szoku i nagłego, oszałamiającego zrozumienia. Opowieści babci. Korespondencja pradziadka z Wellsem. Jego ekscentryczność, jego zniknięcia na całe dnie w warsztacie... To nie były tylko fantazje.
Podszedłem bliżej, ostrożnie, jakbym bał się, że ta niemożliwa maszyna rozpadnie się w pył pod moim spojrzeniem. Dotknąłem zimnego mosiądzu jednej z dźwigni. Była solidna, prawdziwa. Przesunąłem palcem po szkle zegara wskazującego stulecia. Kurz starł się, odsłaniając precyzyjną grawerkę. To nie była scenografia teatralna ani zapomniany rekwizyt filmowy. To było dzieło inżynierii, skomplikowane i noszące ślady użytkowania – drobne rysy na metalu, wytarte miejsca na skórzanym siodle.
Obok maszyny, na przewróconej skrzyni, leżał oprawiony w skórę notatnik. Drżącymi rękami podniosłem go i otworzyłem. Kartki były pożółkłe i kruche, wypełnione gęstym, starannym pismem pradziadka oraz skomplikowanymi schematami, które przypominały te wiszące w jego gabinecie, ale były znacznie bardziej zaawansowane. Równania matematyczne przeplatały się z filozoficznymi rozważaniami na temat natury czasu i paradoksów związanych z jego nieliniowym przepływem.
Wśród zapisków znalazłem fragment, który sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach: "Herbert jest sceptyczny, nazywa to 'uroczą fantazją', ale widzę błysk w jego oku. Czyżby sam nie marzył o przełamaniu barier Czwatego Wymiaru? Moje obliczenia są poprawne. Energia potrzebna jest ogromna, stabilizacja pola temporalnego – karkołomna. Ale czuję... czuję, że jestem blisko. Pierwsze testy były... niejednoznaczne. Krótkie skoki, kilka minut w przód, sekundy w tył. Ryzyko jest ogromne, ale pokusa poznania..."
Dalej notatki stawały się bardziej chaotyczne, jakby pisane w pośpiechu lub pod wpływem silnych emocji. Ostatnia data widniała kilka lat przed śmiercią pradziadka. Wpis był krótki i niepokojący: "Udało się. Widziałem... Ale koszt... Muszę to ukryć. Świat nie jest gotowy. Ja nie jestem gotowy."
Stałem na strychu, trzymając w ręku dowód na to, że mój pradziadek, Franciszek, nie tylko znał H.G. Wellsa, ale prawdopodobnie zainspirował, a może nawet prześcignął jego najśmielsze wizje. Zbudował wehikuł czasu. Prawdziwy, działający wehikuł czasu, który przez dekady stał ukryty pod warstwą kurzu i zapomnienia w moim własnym domu.
Spojrzałem ponownie na maszynę. Dźwignie zdawały się zapraszać, by je pociągnąć. Zegary kusiły obietnicą podróży przez wieki. Czy pradziadek odbył tylko jedną podróż? Co zobaczył? I dlaczego porzucił swoje dzieło? Strach mieszał się z nieodpartą ciekawością, która płynęła w moich żyłach równie silnie, jak krew moich przodków.
Deszcz bębnił o dachówki strychu, a wiatr zawodził w kominie jak duch przeszłości. Wiedziałem, że moje życie właśnie nieodwołalnie się zmieniło. Stałem przed największą tajemnicą mojej rodziny i, być może, jedną z największych tajemnic ludzkości. Co powinienem zrobić? Czy odważę się pójść w ślady pradziadka i przekroczyć granice czasu? Pytania wirowały mi w głowie, a mosiężna maszyna lśniła w półmroku, milcząca i pełna potencjału, jak brama do nieskończoności ukryta na zakurzonym strychu starego wiktoriańskiego domu. Przygoda dopiero się zaczynała.
Ostatnio zmieniony przez Andy72 dnia Sob 16:07, 12 Kwi 2025, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 7087
Przeczytał: 76 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 20:17, 12 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie powstało przy udziale Gemini Pro 2.5 , choc i przy moim dużym udziale, gdzie decydowałem o treści i niektórych szczegółach
**Szumy na Linii Czasu**
Warszawa pachniała wczesnym latem i spalinami. Dla Tomasza, dwudziestoośmiolatka o oczach często wpatrzonych w ekran smartfona lub komputera, był to po prostu kolejny wtorek. Praca jako nocny stróż w dużym kompleksie biurowym była monotonna – obchody pustych korytarzy, monitorowanie kamer bezpieczeństwa, wpisy w książce dyżurów – ale dawała stabilizację i, co może ważniejsze, pozostawiała dużo czasu na myślenie w ciszy nocnych zmian. Jego prawdziwym oknem na świat był internet, do którego miał dostęp głównie w domu. Świat, który wydawał mu się jednocześnie fascynujący i dziwnie pusty.
Tomek był typem obserwatora, niekoniecznie duszą towarzystwa. Godzinami przesiadywał w domu na forach filozoficznych, wdając się w anonimowe dyskusje o naturze rzeczywistości czy sensie istnienia. Pochłaniał youtubowe kanały popularnonaukowe i teorie spiskowe, traktując je raczej jako intelektualną gimnastykę niż realne zagrożenia. W realnym życiu nie miał specjalnego szczęścia do kobiet; ostatni związek rozpadł się rok temu, pozostawiając po sobie mgliste wspomnienie i utwierdzając go w przekonaniu, że jest po prostu „skomplikowany”.
Tego dnia coś było inaczej. Drobne rzeczy, które normalnie by zignorował. Jadąc tramwajem na popołudniową zmianę, słyszał fragment wiadomości radiowej – znany polityk mówił o „konieczności zacieśnienia szeregów w obliczu nadchodzących wyzwań, by nie powtórzyć błędów przeszłości”. Nic nadzwyczajnego, ale ton głosu, pauza przed słowem „przeszłości”, wydały mu się dziwnie znaczące. Potem, już w pracy, podczas jednego z rutynowych obchodów, obraz na jednym z monitorów w dyżurce nagle zamigotał, pokazując na ułamek sekundy zamiast widoku z kamery ciąg niezrozumiałych, jakby runicznych symboli, które zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Kolega z poprzedniej zmiany, zdając mu posterunek, wzruszył ramionami, gdy Tomek o tym wspomniał. „Pewnie jakieś zakłócenia albo stary sprzęt szwankuje” – mruknął. Ale Tomek czuł ukłucie niepokoju.
Po powrocie do domu nad ranem, zmęczony, ale nie mogąc zasnąć, przeglądał swoje ulubione forum o alternatywnych interpretacjach historii. Natknął się na wątek zatytułowany „Czy czas płynie liniowo?”. Ktoś wrzucił link do starej piosenki rockowej z lat 90. Tomek kliknął. Znał ten utwór, ale teraz słowa uderzyły go z nową siłą: „Świat się zmienia na twoich oczach / Lecz ty patrzysz w inną stronę / Lustro pęka, kruszy się szkło / Ktoś inny czeka za zasłoną”. W komentarzach pod piosenką na YouTube ktoś napisał: „Oni wiedzieli. Już wtedy próbowali nam powiedzieć. Szukajcie znaków w Koronie”. Koronie? Jakiej koronie?
Następnego dnia, przed pójściem do pracy, poszedł do pobliskiej kawiarni. Zamówił kawę i usiadł przy oknie, obserwując ludzi. Wtedy ją zobaczył. Usiadła przy stoliku niedaleko, rozkładając na blacie starą, oprawioną w skórę książkę, która zupełnie nie pasowała do nowoczesnego wnętrza lokalu. Była uderzająca – ciemne, inteligentne oczy, lekko ironiczny uśmiech i aura pewności siebie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały na dłuższą chwilę, podeszła do jego stolika.
– Śledzisz mnie? – zapytała z rozbawieniem w głosie, wskazując na swoje miejsce. – Przyglądałeś mi się tak intensywnie, że zaczęłam się zastanawiać.
Tomek poczuł, jak oblewa go rumieniec. – Ja? Nie, skądże! Po prostu… zamyśliłem się,
„Świetnie, Tomek, jak zwykle” – pomyślał. „Atrakcyjna kobieta zagaduje, a ty zachowujesz się jak przyłapany na gorącym uczynku.” W głowie kołatało mu pytanie: czego ktoś taki mógłby chcieć od zwykłego faceta jak on?
Uśmiechnęła się szerzej, siadając naprzeciwko niego bez pytania. – Spokojnie, żartowałam. Ale dzień jest dziwny, prawda? Wszystko wydaje się dziś trochę... nie na miejscu. Jakby ktoś majstrował przy scenografii.
Tomek poczuł dreszcz. To było dokładnie to, co czuł. – Chyba wiem, co masz na myśli – przyznał ostrożnie.
– Alicja – przedstawiła się, wyciągając rękę. Jej uścisk był zaskakująco mocny. – A ty jesteś Tomasz. Wiem o tobie całkiem sporo.
Serce Tomka zabiło mocniej. Skąd znała jego imię? Czyżby jednak go obserwowała? Albo to jakaś dziwna gra?
– Skąd wiesz? – zapytał, starając się brzmieć neutralnie, choć w środku czuł rosnącą mieszankę fascynacji i nieufności.
Alicja roześmiała się cicho. – W pewnym sensie. Ale nie jestem twoim wrogiem, Tomaszu. Wręcz przeciwnie. Jestem tu, żeby otworzyć ci oczy. Świat, w którym żyjesz, nie jest tym, czym myślisz, że jest.
Tomek poczuł, jak jego wewnętrzny sceptyk włącza alarm. To brzmiało jak początek jednej z tych teorii spiskowych, które tak lubił analizować z bezpiecznej odległości ekranu komputera. „Okej, albo trafiłem na wariatkę, albo ktoś robi sobie ze mnie naprawdę wyszukane żarty” – pomyślał.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Że żyjemy w Matrixie? – rzucił z przekąsem, próbując odzyskać kontrolę nad rozmową.
– Coś znacznie bardziej... subtelnego i starszego – odparła poważnie. – To nie jest symulacja, Tomaszu. To raczej... nałożony filtr. Zasłona, która sprawia, że widzicie XXI wiek, podczas gdy zegar historii tyka zupełnie inaczej.
Przez następną godzinę Alicja mówiła. Mówiła o potężnej iluzji, utrwalonej przez wieki za pomocą czegoś, co można by nazwać magią lub zapomnianą technologią umysłu. O tym, że tak naprawdę jest rok, według starej rachuby, 1406. Że Polską nie rządzi żaden prezydent ani premier, lecz król Władysław Jagiełło, rezydujący nie w Warszawie, a na Wawelu w Krakowie – choć ten Kraków jest ukryty pod fasadą współczesnego miasta. Że za kilka lat ma dojść do decydującego starcia, które zadecyduje o losach tej części Europy na stulecia – Bitwy pod Grunwaldem.
– Ale... internet? Komputery? Samoloty? Ameryka? – Tomek czuł, jak jego racjonalny umysł rozpaczliwie szuka punktu zaczepienia, mimo że część niego była zaintrygowana. Brzmiało to jak fantastyczna powieść, ale mówiła z takim przekonaniem...
– Internet to... anomalia – przyznała Alicja. – Nikt do końca nie wie, skąd się wziął. Może jest echem przyszłości, która nigdy nie nadeszła, a może narzędziem stworzonym przez którąś ze stron tej ukrytej wojny. Obie frakcje go używają, próbując manipulować informacją i odnaleźć takich jak ty. A Ameryka? Cóż, Kolumb jeszcze się nie urodził, Tomaszu. Na mapach, tych prawdziwych, w miejscu Ameryki jest tylko wielka, pusta plama oceanu. Technologia, którą widzisz... smartfony, samochody... to tylko nakładki na prostsze przedmioty, albo iluzje podtrzymywane przez filtr. Czasem coś się psuje, stąd te twoje dzisiejsze „usterki”.
Tomek milczał, próbując przetrawić te rewelacje. To było szaleństwo. Absolutne szaleństwo. Ale jednocześnie... te dziwne przeczucia, te komunikaty ukryte w szumie informacyjnym. Piosenki, przemówienia polityków... Czy to możliwe, że nie były tylko jego wyobraźnią?
– Politycy? – zapytał cicho.
– Część z nich to tylko marionetki – odparła Alicja. – Ale niektórzy... niektórzy to agenci. Po obu stronach. Wsłuchaj się uważnie w ich słowa, zwłaszcza te o „jedności narodowej”, „obronie przed zewnętrznym zagrożeniem” czy „konieczności powrotu do korzeni”. To często echa prawdziwego konfliktu. Konfliktu między Koroną Polską a Zakonem Krzyżackim.
– Zakonem... Krzyżackim? – To już brzmiało jak fragment podręcznika do historii, a nie realna polityka XXI wieku.
– Oni nie zniknęli, Tomaszu. Wręcz przeciwnie. To oni są mistrzami iluzji. Prawdopodobnie to oni w dużej mierze odpowiadają za utrzymanie tego Filtra. Chcą kontrolować narrację, a przede wszystkim – wynik nadchodzącej bitwy. Grunwald to dla nich klucz do przyszłości. A ty... ty jesteś kimś, kto może pokrzyżować im plany.
– Ja? Zwykły ochroniarz? Dlaczego ja?
Alicja nachyliła się nad stolikiem. Jej oczy błyszczały intensywnie. – Bo jesteś Wybrańcem, Tomaszu. Przepowiednia, stara jak sama ta iluzja, mówi o kimś takim jak ty. Kimś, kto potrafi dostrzec szwy w tkaninie rzeczywistości. Kimś, kto ma odegrać kluczową rolę w nadchodzących wydarzeniach. Ja jestem agentką króla Jagiełły. Naszym zadaniem jest chronić takich jak ty i przygotować ich. A Krzyżacy... oni też cię szukają. I nie będą tak mili jak ja.
Wyjęła z kieszeni mały, gładki kamień, przypominający kawałek obsydianu. Położyła go na dłoni Tomka. Był zimny w dotyku, ale jednocześnie jakby wibrował ledwo wyczuwalną energią. Wydawał się cięższy, niż powinien.
– To artefakt. Niewielki, ale potrafi na chwilę zakłócić Filtr w twoim najbliższym otoczeniu. Skup się na nim, pomyśl o prawdzie. Ale użyj go tylko w ostateczności i w bezpiecznym miejscu. Przyciąga uwagę tych, którzy potrafią wyczuć takie zakłócenia. Zarówno naszych, jak i ich. A jego użycie... cóż, może być dezorientujące. Im silniejsze skupienie, tym większe pęknięcie w iluzji, ale też większe ryzyko.
Tomek spojrzał na kamień, czując jego dziwny chłód i pulsowanie. Potem na Alicję, a następnie za okno. Kawiarnia, ulica, przechodnie – wszystko wyglądało normalnie. Cholernie normalnie.
– Dlaczego mam ci wierzyć? To brzmi jak scenariusz filmu science-fiction klasy B – powiedział, starając się zachować resztki zdrowego rozsądku.
Alicja uśmiechnęła się smutno. – Nie musisz mi wierzyć na słowo. Ale zacznij obserwować uważniej. Zadawaj pytania. Sprawdź, co się stanie, gdy spróbujesz znaleźć w internecie szczegółowe informacje o historii sprzed XV wieku, które nie pasują do oficjalnej narracji, albo o technologii, która wydaje się zbyt zaawansowana jak na swoje czasy. Posłuchaj uważnie, co mówią niektórzy politycy i publicyści o "historycznej konieczności" czy "obronie naszej tożsamości". To wszystko są echa. Echa prawdziwej wojny. A kamień... potrzymaj go, gdy poczujesz, że iluzja jest szczególnie silna lub gdy będziesz w niebezpieczeństwie. Może ci pokazać więcej, niż byś chciał.
Wstała, zostawiając na stoliku nietkniętą kawę. – Muszę iść. Oni wiedzą, że się spotkaliśmy. Będą cię obserwować uważniej. Uważaj na ludzi, którzy zadają zbyt osobiste pytania, na oferty pracy, które wydają się zbyt piękne, by były prawdziwe. I na te fora, które tak lubisz – są pełne pułapek. Skontaktuję się z tobą. A teraz... Witaj w prawdziwym świecie, Tomaszu. Albo raczej – w prawdziwej wojnie.
Zniknęła w tłumie tak szybko, jak się pojawiła. Tomek został sam, z zimnym, lekko wibrującym kamieniem w dłoni i głową pełną chaosu. „Kompletna wariatka” – pomyślał, ale gdzieś głęboko zasiała ziarno wątpliwości. Schował kamień do kieszeni spodni. Czując jego chłód przez materiał. Wstał, zapłacił za swoją kawę i wyszedł na ulicę. Słońce świeciło, samochody trąbiły, ludzie spieszyli się w swoich sprawach. Wszystko było na swoim miejscu. A jednak… coś się zmieniło w jego percepcji.
Szedł chodnikiem, próbując uporządkować myśli, gdy nagle świat przed nim zamigotał. Na ułamek sekundy nowoczesny szklany biurowiec po drugiej stronie ulicy stracił ostrość, a Tomek zobaczył na jego miejscu zarys wysokiego, drewnianego muru obronnego i strzelistej wieży. W tym samym momencie przejeżdżający obok lśniący SUV jakby… rozpłynął się, a jego oczom ukazał się na moment widok konia ciągnącego prymitywny wóz obładowany sianem. Trwało to ledwie mgnienie oka, może dwa. Potem wszystko wróciło do normy. Biurowiec stał jak stał, a ulicą przejechał kolejny samochód. Tomek przystanął, serce waliło mu jak młotem. Czy to było przywidzenie? Skutek stresu i tej absurdalnej rozmowy? A może… dowód? Poczuł zimny pot na karku. Wyjął z kieszeni kamień. Był nadal zimny, gładki, ale teraz jakby delikatnie pulsował w rytm jego przyspieszonego serca. Nie użył go świadomie, ale sama jego obecność wydawała się teraz czymś więcej niż tylko dziwnym rekwizytem. Czuł, że to kamień wzmacnia jego wrażliwość na te "szwy" w rzeczywistości.
Wrócił do domu, szykując się powoli do nocnej zmiany. Usiadł przed komputerem i, kierowany impulsem, wpisał w wyszukiwarkę: „Kto odkrył Amerykę?”. Wyniki były standardowe: Kolumb, 1492. Ale gdy spróbował znaleźć szczegółowe mapy prekolumbijskie albo relacje z rzekomych wcześniejszych kontaktów, strony ładowały się podejrzanie wolno, pojawiały się błędy 404, a niektóre linki prowadziły do artykułów o... legendach arturiańskich i zaginionych lądach. To już nie wydawało się takim przypadkiem jak rano. Wyciągnął kamień i położył go obok klawiatury. Czy sama jego bliskość wpływała na sieć? Czy to możliwe? Spróbował ponownie wyszukać "mapy Vinlandii". Strona załadowała się błyskawicznie, pokazując pustą stronę z komunikatem: "Dostęp zabroniony. Wykryto próbę nieautoryzowanego dostępu do danych chronionych." Poczuł zimny dreszcz. Ktoś lub coś aktywnie blokowało te informacje.
Wieczorem, już w pracy, w przerwie między obchodami, siedział w dyżurce, czując narastający niepokój. "Szum", o którym wspominała Alicja, był teraz bardziej wyczuwalny – jakby cichy, statyczny trzask w uszach, ledwo słyszalny pod normalnymi dźwiękami budynku. Zerknął na wiadomości w telefonie. Trafił na fragment debaty politycznej. Jeden z uczestników, znany publicysta o ostrych rysach i zimnym spojrzeniu, mówił o potrzebie „obrony tradycyjnych wartości” i „oparcia się zewnętrznej presji”. Nagle, patrząc prosto w kamerę, powiedział: „Niektórzy próbują zasiać ferment, kwestionując fundamenty naszego porządku. Tacy ludzie muszą zrozumieć, że Wielki Mistrz czuwa i nie pozwoli na anarchię”. Wielki Mistrz? Tomek poczuł, jak kamień w jego kieszeni staje się lodowaty. Po tym, co zobaczył na ulicy i doświadczył w internecie, te słowa nabrały zupełnie nowego, złowrogiego znaczenia.
Nagle poczuł przemożną chęć sprawdzenia kamienia. Ostrożnie wyjął go z kieszeni. Był tak zimny, że aż parzył. Skupił się na nim, próbując przypomnieć sobie słowa Alicji: "pomyśl o prawdzie". Spojrzał na jeden z monitorów pokazujący pusty, oświetlony jarzeniówkami korytarz na trzecim piętrze. Skupił się mocniej, wlewając w kamień całe swoje niedowierzanie i ciekawość.
Obraz na monitorze zamigotał gwałtownie, jak przy starym telewizorze tracącym sygnał. Jarzeniówki zgasły, zastąpione migotliwym światłem pochodni osadzonych w metalowych uchwytach na ścianie. Gładka podłoga z linoleum ustąpiła miejsca nierównym kamiennym płytom. Przez głośnik monitora, zamiast szumu wentylacji, dobiegł go stukot kroków – ciężkich, jakby obutych w metal – i stłumiony gwar głosów mówiących w niezrozumiałym, gardłowym języku. W korytarzu pojawiła się postać – wysoki mężczyzna w długiej, ciemnej szacie z kapturem, na piersi miał wyhaftowany czarny krzyż. Przeszedł przez kadr i zniknął za rogiem. W tym momencie kamień w dłoni Tomka stał się gorący, niemal parzący. Tomek syknął z bólu i odruchowo rozluźnił uścisk. Obraz na monitorze wrócił do normy – jasny, pusty korytarz. Kamień powoli odzyskiwał swój zwykły chłód. Tomek oddychał ciężko, wpatrując się w ekran. To nie było zakłócenie. To było spojrzenie przez zasłonę.
Zakończył zmianę w stanie kompletnego roztrzęsienia. Musiał porozmawiać z Alicją. Musiał dowiedzieć się więcej. Ale jednocześnie czuł, że jest obserwowany. Że jego mały eksperyment nie przeszedł niezauważony.
Wyszedł z biurowca wczesnym, mglistym rankiem. Ulica była jeszcze pusta. Chłód poranka mieszał się z jego wewnętrznym lękiem. Kamień w kieszeni wydawał się ciężki i złowrogi. Przyspieszył kroku, kierując się w stronę przystanku tramwajowego. Kiedy mijał wąską uliczkę między budynkami, usłyszał za sobą szybkie kroki. Odwrócił się. Dwóch mężczyzn w ciemnych płaszczach, o twarzach pozbawionych wyrazu, szło prosto na niego. Nie wyglądali jak zwykli przechodnie. Mieli w sobie coś zimnego, drapieżnego.
– Tomasz? – zapytał jeden z nich. Głos był spokojny, ale bezbarwny. – Musisz pójść z nami. Wielki Mistrz chce z tobą rozmawiać.
Tomek poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. To byli oni. Agenci Zakonu. Serce waliło mu jak oszalałe. Zacisnął dłoń na kamieniu w kieszeni. Co robić? Uciekać? Krzyczeć? Zanim zdążył podjąć decyzję, mężczyźni byli już blisko, ich ruchy były szybkie i skoordynowane. Jeden sięgnął po jego ramię.
W tym momencie zza rogu z piskiem opon wypadł stary, zdezelowany Fiat 126p, który z rykiem silnika zatrzymał się tuż przed nimi, blokując uliczkę. Drzwi od strony pasażera otworzyły się z trzaskiem.
– Wsiadaj! Szybko! – krzyknęła Alicja, siedząca za kierownicą. Wyglądała na spiętą, ale zdecydowaną.
Mężczyźni na moment zamarli, zaskoczeni. Tomek wykorzystał tę chwilę. Odepchnął rękę jednego z agentów i rzucił się do samochodu. Wskoczył na siedzenie pasażera, zatrzaskując drzwi.
– Trzymaj się! – rzuciła Alicja i wcisnęła gaz do dechy. Maluch z rykiem ruszył, opony zapiszczały na asfalcie. Jeden z agentów zdążył rzucić się w stronę samochodu, ale Alicja gwałtownie skręciła, niemal ocierając się o ścianę budynku i zgubiła go. W lusterku wstecznym Tomek zobaczył, jak obaj agenci patrzą za nimi, a potem jeden z nich wyciąga coś, co wyglądało jak małe, czarne pudełko i mówi do niego.
– Cholera! Mają komunikatory – syknęła Alicja, lawirując między nielicznymi o tej porze samochodami. – Widziałam ich, jak wychodzili z twojej klatki schodowej rano. Czatowali na ciebie. Twój eksperyment z kamieniem na pewno ich zaalarmował. To jak zapalenie flary w ciemności dla tych, którzy wiedzą, czego szukać.
– Oni... chcieli mnie zabrać do Wielkiego Mistrza – wyjąkał Tomek, wciąż próbując złapać oddech. Kamień w jego kieszeni teraz delikatnie pulsował ciepłem.
– Wiem. I uwierz mi, nie chciałbyś poznać jego metod perswazji – powiedziała Alicja ponuro. – Musimy zniknąć. Natychmiast. Twoje mieszkanie jest spalone, praca też. Twoje stare życie właśnie się skończyło, Tomaszu.
Samochód pędził przez budzące się miasto. Warszawa za szybą wciąż wyglądała normalnie, ale Tomek wiedział już, że to tylko fasada. Pod spodem krył się inny świat, inna wojna. Wojna, w której właśnie stał się pionkiem... a może kimś więcej.
Zamknął oczy, ściskając w kieszeni kamień. Czy to możliwe? Czy jego nudne, samotne życie właśnie zamieniło się w ucieczkę przed średniowiecznymi rycerzami w nowoczesnym przebraniu? Czy on, zwykły Tomek z nocnej zmiany, naprawdę był kimś ważnym w wojnie między królem Polski a Krzyżakami, toczonej w magicznie zakamuflowanym XV wieku? Ta myśl była przerażająca, ale teraz, po tym jak ledwo uszedł z życiem, była też niezaprzeczalnie realna.
Otworzył oczy. Alicja prowadziła pewnie, jej wzrok co chwilę uciekał do lusterka. Czuł strach, głęboki i pierwotny, ale po raz pierwszy od dawna czuł też… że nie jest sam. I że jego życie, choć wywrócone do góry nogami, właśnie nabrało śmiertelnie poważnego celu. Wojna się rozpoczęła na dobre. A Grunwald, bitwa, która miała być tylko rozdziałem w podręczniku historii, nagle stał się jego przyszłością. I być może przyszłością całego tego dziwnego, zakłamanego świata. Czas iluzji dobiegał końca. Zaczynał się czas walki.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|