Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:36, 27 Paź 2019 Temat postu: Zbawienie jako postulat sensowności świadomego istnienia |
|
|
Jednym z powodów dla których jestem teistą chrześcijańskim jest pewna konstrukcja myślowa, która w dość szczególny sposób utożsamia mi ideę zbawienia/przebaczenia z postulatem sensowności świadomości w ogóle. Idea jest bardzo trudna do wytłumaczenia, więc obawiam się, że na tym tłumaczeniu polegnę. Ale spróbuję...
Założeniem podstawowym tego quasimodelu jest istnienie świadomych umysłów, które definiują swoje jestestwo poprzez odnalezienie w sobie metody na obejmowanie dopływających do nich doznań jakąś postacią zrozumienia. Umysł, który rozumie - ogarnia rzeczywistość w jakiej przyszło mu funkcjonować, uznaje się za poprawny (sam się takim uznaje). Umysł, który wciąż rozpoznaje doznania jako totalnie niepojmowalne przez niego, nieakceptowalne, wrogie mentalnie sam musi uznać się za niepoprawny (potępia się sam). Mamy podstawowy dylemat - albo ten świat ogarniamy, a wtedy poprawnie zdefiniowaliśmy siebie (ja - to jest właśnie to COŚ CO POTRAFI OGARNIAĆ rzeczywistość swoimi myślowo - uczuciowym kreacjami), albo go nie ogarniamy, wtedy zaś poprawny umysł w nas nie zaistniał, czyli jest chaos, błąd, brak (poprawnie) wyłonionego umysłu.
Umysł sam buduje reguły:
- zarówno tego ogarniania
- jak i weryfikacji tego, czy ogarnął poprawnie.
Decyduje ostatecznie własna ocena siebie. Rzeczywistość, w którą umysł został rzucony stawia temu umysłowi problemy do rozwiązania. Umysł rozwiązuje je lepiej, albo gorzej - zapewne część z nich rozwiąże, na innej części polegnie. Teoretycznie może ów umysł tak sobie poluzować reguły weryfikacji, że wszystko sobie zaliczy. Ale takie bardzo luźne reguły jednocześnie będą oznaczały brak możliwości sklasyfikowania czegokolwiek. Bo jeśli wszystko może być wszystkim - jako że arbitralnie umysł sobie uzna to co zechce, to w ten sposób umysł traci możliwość w ogóle interakcji z własną pamięcią, zasobami. Krótko mówiąc, taki umysł NIE WIE, CO WIE, a więc jednak nie ogarnia rzeczywistości, czyli automatycznie ląduje w opcji umysłu wadliwego.
Z kolei umysł, który okaże się zbyt rygorystyczny, narzuci sobie zbyt wygórowane zasady weryfikacji, też nie zaliczy sam sobie owego zadania ogarnięcia świata w sposób poprawny. Bo wtedy już tylko jedna jedyna porażka świadczy o wadliwości takiego umysłu.
Mamy tu trochę problem podobny jak z Goedlowską niezupełnością teorii - sama teoria nie jest w stanie wykazać własnej poprawności. Potrzebny jest ZEWNĘTRZNY SYSTEM OCENIANIA.
Jeśli umysł sam siebie poprawnie ocenić nie jest w stanie, to potrzebny jest mu umysł zewnętrzny - sędzia, który owej oceny się podejmie, a ostatecznie "klepnie" poprawność ocenianego umysłu jako całości. Umysł - niezależnie od tego, czy jego problemem jest zbytni rygoryzm, czy odwrotnie - zbytnia pobłażliwość, skutkująca brakiem poprawnie wyłonionych kategorii oceny, musi się podeprzeć umysłem wyższego kalibru, który naprostuje wadliwości myślenia i odczuwania. Do tego jednak niezbędne jest ZAUFANIE umysłu ocenianego, który ostatecznie złoży ocenę w ręce owej wyższej instancji, deklarując że UZNA KAŻDY JEJ WERDYKT, a także ZASTOSUJE SIĘ DO TERAPII umożliwiającej wyprostowanie wadliwości własnego przetwarzania. W tym kontekście można mówić o POKORZE umysłu, który nie będzie się upierał ani przy rygoryzmie, w ramach którego coś uznawał za absolutną prawdę, ani przy myślowym nihilizmie, który niczego ze swoich rozpoznań nie potraktuje serio.
Do tego wszystkiego trzeba pewną rzecz założyć. To założenie nie najgorzej opisywałyby nazwy:
- założenie nadziei
- założenie minimalnej sensowności własnej natury
- założenie poprawności i spójności dla logiki osoby
- przekonanie że "tak ogólnie będzie dobrze, nawet jeśli wymaga to trudu"
- założenie, że każdy błąd - przy dobrej woli błądzącego - można jest naprawić, stępić jego niszcząco - oceniającą moc.
Imię Jezus oznacza "Bóg zbawia". "Uwierzyć w Jezusa" oznacza zatem uwierzyć w zbawczą moc Boga. To oznacza też przekonanie, że żaden błąd, jaki nam się zdarzy nie jest ostateczny - bo Bóg to może naprawić, że umysł jest "z natury naprawialny". Kto w to uwierzy, będzie miał powód i cel do takiego wpływania na siebie, takiego przekonstruowywania siebie, aby w końcu spięły się możliwości rozpoznawania rzeczy przez umysł, z zasadami weryfikacji i ogólną logiką rozumowania. Kto w naprawialność umysłu nie uwierzy, nie będzie miał impulsu do tego, aby podjąć trud owej naprawy i zostanie przy konstatacji, że wiele jego ocen, wyborów jest zwyczajnie niekompatybilna z tym, co ów umysł rozumie, odczuwa. W tym ostatnim przypadku umysł będzie potępiony (przez samego siebie z resztą).
|
|