Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wierzę wyłącznie w to co rozumiem?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 2 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:49, 22 Lis 2023    Temat postu:

I doszliśmy do consensusu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:54, 22 Lis 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
I doszliśmy do consensusu


ale jeszcze dodam do wcześniejszej wypowiedzi, że decyzja woli jest oczywiście wtedy, gdy jest to świadomy wybór, bo niekoniecznie można mówić o decyzji woli, gdy ktoś jest od dziecka wychowywany w jakiejś religii, a potem jako dorosły, też nie bardzo się takimi tematami religijnymi interesuje i nigdzie tej świadomej, dobrowolnej decyzji nie było :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:39, 06 Gru 2023    Temat postu:

Można by zadać dość proste pytanie: czym konkretnie się różni rozumienie "wiary" w coś, czego się nie rozumie, od idei WYZNAWANIA fraz podanych przez jakąś tradycję, czy autorytety?...
Bo według mnie tu po prostu funkcjonalnie nie ma różnicy. Od strony dziania się w umyśle i emocjach osoby "wierzyć w coś niezrozumiałego" = "ewentualnie tylko wyznawać, czyli ograniczać się do głoszenia fraz słownych z tekstem owego czegoś" (plus jeszcze wewnętrznie używać słowa "wierzę" w kontekście samego wyznawania - deklarowania owych fraz)


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 20:41, 06 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:13, 07 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Można by zadać dość proste pytanie: czym konkretnie się różni rozumienie "wiary" w coś, czego się nie rozumie, od idei WYZNAWANIA fraz podanych przez jakąś tradycję, czy autorytety?...
Bo według mnie tu po prostu funkcjonalnie nie ma różnicy. Od strony dziania się w umyśle i emocjach osoby "wierzyć w coś niezrozumiałego" = "ewentualnie tylko wyznawać, czyli ograniczać się do głoszenia fraz słownych z tekstem owego czegoś" (plus jeszcze wewnętrznie używać słowa "wierzę" w kontekście samego wyznawania - deklarowania owych fraz)

Najłatwiej to zrozumieć porównując rozum i intuicję. Odkrycia na wielu polach nie zaczynają się od rozumowania, tylko od intuicyjnego uchwycenia prawdy (olśnienia). I dopiero wtórnie po pojawieniu sie olśnienia jego odbiorca zaczyna dazyć do zrozumienia tego co mu sie objawiło. I tak samo jest z wiarą w coś czego się nie rozumie. Człowiek wierzy, że coś jest prawdą (czuje to, jest tą prawda olśniony), a jednoczesnie nie potrafi tego (w pełni) objąć rozumem. Stąd, też osoby, które przyjmują tylko to, co są w stanie zrozumieć, same się w ten sposób zamykają na prawdę, nie pozwalając jej, żeby oświeciła ich rozum.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Czw 12:13, 07 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:17, 07 Gru 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
To jak jest z Twoją wiarą w Ciało Chrystusa w Komunii?


A to Andusiu super pytanie do Wuja, który nie uczestniczy w procesjach Bożego Ciała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:20, 07 Gru 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
I doszliśmy do consensusu


Jakiego?

Ty rzucałeś kwiatki?
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 12:34, 07 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:26, 07 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Można by zadać dość proste pytanie: czym konkretnie się różni rozumienie "wiary" w coś, czego się nie rozumie, od idei WYZNAWANIA fraz podanych przez jakąś tradycję, czy autorytety?...
Bo według mnie tu po prostu funkcjonalnie nie ma różnicy. Od strony dziania się w umyśle i emocjach osoby "wierzyć w coś niezrozumiałego" = "ewentualnie tylko wyznawać, czyli ograniczać się do głoszenia fraz słownych z tekstem owego czegoś" (plus jeszcze wewnętrznie używać słowa "wierzę" w kontekście samego wyznawania - deklarowania owych fraz)

Najłatwiej to zrozumieć porównując rozum i intuicję. Odkrycia na wielu polach nie zaczynają się od rozumowania, tylko od intuicyjnego uchwycenia prawdy (olśnienia). I dopiero wtórnie po pojawieniu sie olśnienia jego odbiorca zaczyna dazyć do zrozumienia tego co mu sie objawiło. I tak samo jest z wiarą w coś czego się nie rozumie. Człowiek wierzy, że coś jest prawdą (czuje to, jest tą prawda olśniony), a jednoczesnie nie potrafi tego (w pełni) objąć rozumem. Stąd, też osoby, które przyjmują tylko to, co są w stanie zrozumieć, same się w ten sposób zamykają na prawdę, nie pozwalając jej, żeby oświeciła ich rozum.

Sluszne spostrzeżenie. Zgadzam się z nim. Choć uważam, że wskazuje ono jedynie na jeden z aspektów sprawy. Rzeczywiście wiara jest takim bodźcem ku kreatywności, ku braniu się za bary z życiem. Bo prawdą jest, że wiara zawsze będzie zawierała w sobie zaakceptowanie jakiejś niewiedzy, jakiejś nieokreśloności spraw - czasem aspektu losowego, czasem zależnego od innych istot, czasem dotyczącego braku danych, niepewności naszych ocen. Tak to po prostu z wiarą jest i zresztą jest to wielką zaletą (swoistą "mocą") wiary, że pozwala ona sięgać w obszary niepewności, eksplorować to, co nie jest poznane (a na początku drogi w poznanie, wszystko jeszcze nie jest poznane, więc kto nie ma wiary, ten w ogóle nie ma powodu aby poznawać cokolwiek).

Jest tu jednak pewna cienkość, która różnicuje efekty w zależności od pewnego aspektu owej wiary:
- czy to co wierzymy ZAWIERA PIERWIASTEK OTWARTOŚCI, jakiś aspekt prokreatywny, jakiś obszar do eksploracji myślą.
czy...
- jak w przypadku skrajnie jałowym poznawcza, mamy ograniczenie się do bardzo konkretnego wzorca, "w który należy wierzyć i absolutnie od niego nie odstępować".
Taka wiara, która co prawda dopuszcza niezrozumienie czegoś, ale JEDNOCZEŚNIE ZACHĘCA, ABY KU ROZUMIENIU DĄZYĆ, jest tą kreatywną wiarą. Na drugim biegunie jest wiara destrukcyjna, niszcząca kreatywność, bo stawia sprawy na zasadzie: tu nie wolno jest ci nic zmienieć, nie masz tu nic do dodania od siebie, masz "wierzyć" w ten minimalny stan (dany zwykle przez jakąś etykietę, przez tylko sformułowanie, bez szansa na rozwój tego, bez wskazania powiązań z czymś dalszym, co dałoby się eksplorować, rozwijać).
Ten drugi rodzaj wiary, jest właśnie tą "wiarą", która wg mnie na sensowne zaliczenie do idei wiary nie zasługuje, bo tak naprawdę jest to jedynie czcze, puste wyznawanie poprzez powtarzanie, niejasnych dla umysłu wyznawcy fraz zasłyszanych od autorytetów.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 10:59, 08 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:37, 08 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Można by zadać dość proste pytanie: czym konkretnie się różni rozumienie "wiary" w coś, czego się nie rozumie, od idei WYZNAWANIA fraz podanych przez jakąś tradycję, czy autorytety?...
Bo według mnie tu po prostu funkcjonalnie nie ma różnicy. Od strony dziania się w umyśle i emocjach osoby "wierzyć w coś niezrozumiałego" = "ewentualnie tylko wyznawać, czyli ograniczać się do głoszenia fraz słownych z tekstem owego czegoś" (plus jeszcze wewnętrznie używać słowa "wierzę" w kontekście samego wyznawania - deklarowania owych fraz)

Najłatwiej to zrozumieć porównując rozum i intuicję. Odkrycia na wielu polach nie zaczynają się od rozumowania, tylko od intuicyjnego uchwycenia prawdy (olśnienia). I dopiero wtórnie po pojawieniu sie olśnienia jego odbiorca zaczyna dazyć do zrozumienia tego co mu sie objawiło. I tak samo jest z wiarą w coś czego się nie rozumie. Człowiek wierzy, że coś jest prawdą (czuje to, jest tą prawda olśniony), a jednoczesnie nie potrafi tego (w pełni) objąć rozumem. Stąd, też osoby, które przyjmują tylko to, co są w stanie zrozumieć, same się w ten sposób zamykają na prawdę, nie pozwalając jej, żeby oświeciła ich rozum.

Sluszne spostrzeżenie. Zgadzam się z nim. Choć uważam, że wskazuje ono jedynie na jeden z aspektów sprawy. Rzeczywiście wiara jest takim bodźcem ku kretywności, ku braniu się za bary z życiem. Bo prawdą jest, że wiara zawsze będzie zawierała w sobie zaakceptowanie jakiejś niewiedzy, jakiejś nieokreśloności spraw - czasem aspektu losowego, czasem zależnego od innych istot, czasem dotyczącego braku danych, niepewności naszych ocen. Tak to po prostu z wiarą jest i zresztą jest to wielką zaletą (swoistą "mocą") wiary, że pozwala ona sięgać w obszary niepewności, eksplorować to, co nie jest poznane (a na początku drogi w poznanie, wszystko jeszcze nie jest poznane, więc kto nie ma wiary, ten w ogóle nie ma powodu aby poznawać cokolwiek).

Jest tu jednak pewna cienkość, która różnicuje efekty w zależności od pewnego aspektu owej wiary:
- czy to co wierzymy ZAWIERA PIERWIASTEK OTWARTOŚCI, jakiś aspekt prokreatywny, jakiś obszar do eksploracji myślą.
czy...
- jak w przypadku skrajnie jałowym poznawcza, mamy ograniczenie się do bardzo konkretnego wzorca, "w który należy wierzyć i absolutnie od niego nie odstępować".
Taka wiara, która co prawda dopuszcza niezrozumienie czegoś, ale JEDNOCZEŚNIE ZACHĘCA, ABY KU ROZUMIENIU DĄZYĆ, jest tą kreatywną wiarą. Na drugim biegunie jest wiara destrukcyjna, niszcząca kreatywność, bo stawia sprawy na zasadzie: tu nie wolno jest ci nic zmienieć, nie masz tu nic do dodania od siebie, masz "wierzyć" w ten minimalny stan (dany zwykle przez jakąś etykietę, przez tylko sformułowanie, bez szansa na rozwój tego, bez wskazania powiązań z czymś dalszym, co dałoby się eksplorować, rozwijać).
Ten drugi rodzaj wiary, jest właśnie tą "wiarą", która wg mnie na sensowne zaliczenie do idei wiary nie zasługuje, bo tak naprawdę jest to jedynie czcze, puste wyznawanie poprzez powtarzanie, niejasnych dla umysłu wyznawcy fraz zasłyszanych od autorytetów.

Przy czym te wiary wcale nie muszą być ze soba zantagonizowane. Często ludzie przyjmują jakieś zasłyszane, niejasne frazy, których ani nie rozumieją, ani intuicyjnie nie czują, ale właśnie dzięki temu, że je przyjęli na mocy autorytetu, np. Pisma Świętego postrzeganego jako Słowo Boże, to one w tym umyśle funkcjonują jak ziarna rzucone na glebę i kiedy przyjdzie na to czas, wykiełkują i wydadzą owoce i tak pewne kwestie, które były dotychczas pustymi frazami, nagle nabiorą głębokiego znaczenia.

Dla odmiany gdyby ktoś odmawiał przyjmowana takich pustych fraz, to nie przyjmuje do umysłu tego ziarna i owoc nie ma jak się pojawic. Dlatego własnie postawa pychy prowadzi do głupoty, bo czlowiek pyszny chcąc stawiać swój ograniczony rozum na piedestale, przestaje się rozwijać. Chce decydowac co jest prawdą, zamiast dać się Prawdzie prowadzić.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pią 8:39, 08 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:35, 08 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Jest tu jednak pewna cienkość, która różnicuje efekty w zależności od pewnego aspektu owej wiary:
- czy to co wierzymy ZAWIERA PIERWIASTEK OTWARTOŚCI, jakiś aspekt prokreatywny, jakiś obszar do eksploracji myślą.
czy...
- jak w przypadku skrajnie jałowym poznawcza, mamy ograniczenie się do bardzo konkretnego wzorca, "w który należy wierzyć i absolutnie od niego nie odstępować".
Taka wiara, która co prawda dopuszcza niezrozumienie czegoś, ale JEDNOCZEŚNIE ZACHĘCA, ABY KU ROZUMIENIU DĄŻYĆ, jest tą kreatywną wiarą. Na drugim biegunie jest wiara destrukcyjna, niszcząca kreatywność, bo stawia sprawy na zasadzie: tu nie wolno jest ci nic zmieniać, nie masz tu nic do dodania od siebie, masz "wierzyć" w ten minimalny stan (dany zwykle przez jakąś etykietę, przez tylko sformułowanie, bez szans na rozwój tego, bez wskazania powiązań z czymś dalszym, co dałoby się eksplorować, rozwijać).
Ten drugi rodzaj wiary, jest właśnie tą "wiarą", która wg mnie na sensowne zaliczenie do idei wiary nie zasługuje, bo tak naprawdę jest to jedynie czcze, puste wyznawanie poprzez powtarzanie, niejasnych dla umysłu wyznawcy fraz zasłyszanych od autorytetów.

Przy czym te wiary wcale nie muszą być ze sobą zantagonizowane. Często ludzie przyjmują jakieś zasłyszane, niejasne frazy, których ani nie rozumieją, ani intuicyjnie nie czują, ale właśnie dzięki temu, że je przyjęli na mocy autorytetu, np. Pisma Świętego postrzeganego jako Słowo Boże, to one w tym umyśle funkcjonują jak ziarna rzucone na glebę i kiedy przyjdzie na to czas, wykiełkują i wydadzą owoce i tak pewne kwestie, które były dotychczas pustymi frazami, nagle nabiorą głębokiego znaczenia.

Dla odmiany gdyby ktoś odmawiał przyjmowana takich pustych fraz, to nie przyjmuje do umysłu tego ziarna i owoc nie ma jak się pojawić. Dlatego właśnie postawa pychy prowadzi do głupoty, bo człowiek pyszny chcąc stawiać swój ograniczony rozum na piedestale, przestaje się rozwijać. Chce decydować co jest prawdą, zamiast dać się Prawdzie prowadzić.

A tu już się z Tobą nie zgodzę, że puste frazy są (mogą być) owym ziarnem. Tzn. ściślej - nie twierdzę, iż wykluczona jest sytuacji, że jakiś umysł PRZYPADKOWO sobie pustą frazą w głowie zakręci z pozytywnym efektem. W końcu mnisi tybetańscy, powtarzając tylko frazę om, wprowadzają się w duchowo znaczące stany medytacyjne. Może tak być, że owa fraza, wpleciona w coś, co dodatkowo ją jakoś ustawia wobec umysłu, z DODATKOWĄ INTENCJĄ, którą niezależnie od owej frazy się ma, da pozytywny efekt.

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 11:41, 08 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:30, 08 Gru 2023    Temat postu:

A ja niec nie rozumiem.... :wink: :) :cry:

Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pią 12:32, 08 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:36, 08 Gru 2023    Temat postu:

Semele napisał:
A ja niec nie rozumiem.... :wink: :) :cry:

Nic nie rozumiejąc, coś będziemy robić. Nic nie rozumiejąc z fraz, które zostały nam przedstawione "do wierzenia" możemy oczywiście te frazy deklamować. W życiu zaś będziemy robili z grubsza to samo, co do tej pory - jakieś coś. Ale dodatkowo będziemy jeszcze deklamowali te frazy, które się nie łączą z rozumieniem, czyli nie mają mocy modyfikowania postaw, tworzenia planów życiowych, naprawiania źle skonstruowanych ocen świata i siebie. Będzie tak, jak musi być, bo nie ma jak być inaczej:
- deklamowanie niezrozumiałych fraz sobie...
- a życie, wedle zasad, dla życia właściwych, też sobie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:07, 08 Gru 2023    Temat postu:

Szukam osoby która poleci ze mną samolotem. Całkiem niedaleko.

Może byc teistą lub ateistą, agnostykiem.
Oby była wesoła/y, nieupierdliwa/y.
Jeśli ma problem z kasą mogę trochę pożyczyć .
Celuję marzec a potem maj.

Najchętniej wylot z Gdanska..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:29, 10 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:57, 10 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.

To ja tęTwoją analogię z domami i mędrcem zrekonstruuję z mojej perspektywy. Oto też mamy sytuację, gdy człowiek szuka domu, nie wiedząc, gdzie on jest. I też spotyka mędrca. Mędrzec zaś mu powiada: twój dom jest oznaczony na mapie geodezyjnej MG34. Nasz zagubiony człowiek co robi z tą informacją?....
- Czy cieszy się "ooo mam odpowiedź! I to mam odpowiedź od mędrca! Czyli już wiem, gdzie jest mój dom, już wiem, że jest na mapie MG34! Już sprawę załatwiłem pozytywnie! :)
czy może (drugi człowiek)
Stawia sobie pytania: a co to są te mapy geodezyjne? Gdzie ich szukać? Czy umiem czytać takie mapy?...
I ten drugi człowiek, jeśli sobie te pytania postawi, a dalej się zajmie wyzwaniami z nimi związanymi, prowadzącymi przez ZROZUMIENIE, o co tu chodzi, to może znajdzie ów swój dom. Ten pierwszy będzie niby miał "rozwiązanie" (będzie pamiętał frazę, która i tak jest dla niego nieużyteczna w dalszych zastosowaniach), które de facto nic nie zmieni w jego życiu, domu fizycznego nie znajdzie, bo nie podejmie działań we właściwą stronę.

Kto nie zada sobie pytania o znaczenie "informacji" jaką otrzymał, ten de facto nie dostał jeszcze naprawdę informacji (nie został skutecznie "poinformowany"), tylko dostał jakiś półprodukt, z którego DOPIERO JEŚLI WYKONA SIĘ DODATKOWĄ PRACĘ, może coś da się sensownego uzyskać. Jeśli się tej pracy zaniecha, jeśli się pozostanie na etapie "przecież dostałem informację, już cel osiągnięty", pomimo braku zrozumienia tej informacji, to i tak nic się nie zmieni na plus (albo zmieni się chaotycznie, nie wyróżniając pozytywnego kierunku działań) dla tego człowieka.

Niektórzy reagują bardziej absurdalnie w obliczu niezrozumienia przez siebie jakiejś informacji (potencjalnie użytecznej) - samą frazę opisującą tą niezrozumiałą informację z uporem powtarzają, a do tego (żeby im ktoś nie zarzucił, że może informację zignorowali) wykonują szereg PRZYPADKOWYCH CZYNNOŚCI, albo czynności powiązanych bardzo luźno, w ramach jakichś niesprecyzowanych asocjacji, co im pierwsze się nawinie, bo się jakoś tam skojarzyło z frazą zawierającą ową informację. I te chaotyczne działania traktują potem jako wypełnienie tego, co informacja przyniosła. Gdyby to jakoś dowiązać do przykładu z poszukiwaniem domu, to tę postawę można by opisać jako reakcję typu:
- człowiek powtarza w kółko "dom jest na mapie MG34, dom jest na mapie MG34, dom jest na mapie MG34, dom jest na mapie MG34"...
- a dodatkowo ten człowiek raz się napije piwa, innym razem komuś naubliża, za trzecim pomaluje futrynę, za czwartym kupi litr wódki ale... za każdym razem będzie te zupełnie dowolne pod względem celu działania traktował jako wypełnianie przez niego tego celu, który przyniosła owa informacja: dom jest na mapie MG34.
W moim rozumieniu jest to samooszukiwanie się, jest działaniem NIEPOWIĄZANYM znaczeniowo z informacją, co może służyć jedynie UDAWANIU PRZED SOBĄ, że się coś robi. Jednak jak dla mnie to jest raczej żałosne... :nie: :(


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:59, 10 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:03, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.

To ja tęTwoją analogię z domami i mędrcem zrekonstruuję z mojej perspektywy. Oto też mamy sytuację, gdy człowiek szuka domu, nie wiedząc, gdzie on jest. I też spotyka mędrca. Mędrzec zaś mu powiada: twój dom jest oznaczony na mapie geodezyjnej MG34. Nasz zagubiony człowiek co robi z tą informacją?....
- Czy cieszy się "ooo mam odpowiedź! I to mam odpowiedź od mędrca! Czyli już wiem, gdzie jest mój dom, już wiem, że jest na mapie MG34! Już sprawę załatwiłem pozytywnie! :)
czy może (drugi człowiek)
Stawia sobie pytania: a co to są te mapy geodezyjne? Gdzie ich szukać? Czy umiem czytać takie mapy?...
I ten drugi człowiek, jeśli sobie te pytania postawi, a dalej się zajmie wyzwaniami z nimi związanymi, prowadzącymi przez ZROZUMIENIE, o co tu chodzi, to może znajdzie ów swój dom. Ten pierwszy będzie niby miał "rozwiązanie" (będzie pamiętał frazę, która i tak jest dla niego nieużyteczna w dalszych zastosowaniach), które de facto nic nie zmieni w jego życiu, domu fizycznego nie znajdzie, bo nie podejmie działań we właściwą stronę.

Cieszę się, że pomału zaczynasz kumać, że te frazy, które mogą na początku nam się wydawac puste, wcale nie muszą być puste, tylko w danym momencie możemy nie rozumieć ich znaczenia.

Jak już to mamy ustalone, to teraz czas na kolejny krok, a więc pogodzenie się z tym, że niekiedy na to (pełne) zrozumienie przyjdzie nam jeszcze poczekać, a w pewnych przypadkach możemy się go nawet nigdy nie doczekać. Co w praktyce nam daje taka postawa? np. powstrzymwanie się od pochopnych sądów, chwytania się dostępnych na podorędziu życzeniowych wyjaśnień, byleby zaspokić głód zrozumienia. Chęć poznania prawdy powinna przeważać nad chęcią zrozumienia, dzięki czemu jak już coś zrozumiemy, to naprawdę to zrozumiemy i w takim stopniu w jakim to jest możliwe.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 11:05, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:18, 11 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.

To ja tęTwoją analogię z domami i mędrcem zrekonstruuję z mojej perspektywy. Oto też mamy sytuację, gdy człowiek szuka domu, nie wiedząc, gdzie on jest. I też spotyka mędrca. Mędrzec zaś mu powiada: twój dom jest oznaczony na mapie geodezyjnej MG34. Nasz zagubiony człowiek co robi z tą informacją?....
- Czy cieszy się "ooo mam odpowiedź! I to mam odpowiedź od mędrca! Czyli już wiem, gdzie jest mój dom, już wiem, że jest na mapie MG34! Już sprawę załatwiłem pozytywnie! :)
czy może (drugi człowiek)
Stawia sobie pytania: a co to są te mapy geodezyjne? Gdzie ich szukać? Czy umiem czytać takie mapy?...
I ten drugi człowiek, jeśli sobie te pytania postawi, a dalej się zajmie wyzwaniami z nimi związanymi, prowadzącymi przez ZROZUMIENIE, o co tu chodzi, to może znajdzie ów swój dom. Ten pierwszy będzie niby miał "rozwiązanie" (będzie pamiętał frazę, która i tak jest dla niego nieużyteczna w dalszych zastosowaniach), które de facto nic nie zmieni w jego życiu, domu fizycznego nie znajdzie, bo nie podejmie działań we właściwą stronę.

Cieszę się, że pomału zaczynasz kumać, że te frazy, które mogą na początku nam się wydawac puste, wcale nie muszą być puste, tylko w danym momencie możemy nie rozumieć ich znaczenia.

Jak już to mamy ustalone, to teraz czas na kolejny krok, a więc pogodzenie się z tym, że niekiedy na to (pełne) zrozumienie przyjdzie nam jeszcze poczekać, a w pewnych przypadkach możemy się go nawet nigdy nie doczekać. Co w praktyce nam daje taka postawa? np. powstrzymwanie się od pochopnych sądów, chwytania się dostępnych na podorędziu życzeniowych wyjaśnień, byleby zaspokić głód zrozumienia. Chęć poznania prawdy powinna przeważać nad chęcią zrozumienia, dzięki czemu jak już coś zrozumiemy, to naprawdę to zrozumiemy i w takim stopniu w jakim to jest możliwe.

Ja nie "zaczynam" kumać powyższe, tylko od dawna to głoszę (już parę lat temu na swoim blogu pisałem o tym w którymś wątku o wierze, że odnosi się ona do czegoś, co jest jakoś niepełną informacją na danym etapie).
Natomiast uznawszy (obopólnie!) to, iż rzeczywiście to, w co się wierzy, nie domaga się pełnej wiedzy i wyjaśnienia, przejdźmy może do bardziej subtelnego problemu (o którym ja od początku staram się tu pisać): czy można "wierzyć" w coś, o czym się nie wie praktycznie nic poza samą użytą nazwą?

Albo jeszcze ogólniej patrząc na sprawę:
Czy patrząc na pełne spektrum usytuowania w umyśle przedmiotu wiary - od całkowitego zrozumienia i wiedzy w danej sprawie, poprzez stopnie pośrednie, aż do przypadku, gdy przedmiot "wiary" byłby tylko nic niemówiącą komuś nazwą, zechcemy rzeczywiście uznać każdą z tych opcji jako poprawną "wiarę"?...
Bo wg mnie jest tak, że:
- zarówno stopień skrajnie pewnej wiedzy i zrozumienia nie bardzo sie nadaje na określenie słowem "wiara", bo nie mówimy najczęściej, iż np. "wierzę, że 2+2=4", tylko raczej tu już się opowiadamy za użyciem w owym kontekście słowa "wiem", a nie "wierzę".
- także i skrajny brak jakiegokolwiek powiązania umysłu z przedmiotem "wiary" (z wyjątkiem uznania samej nazwy, aby w ogóle dało się problem sformułować) słabo pasuje pod termin "wiara", jako że nawet nie bardzo jest szansa na ustalenie W CO dana osoba miałaby "wierzyć".
Twierdzę też, że nie tylko owe całkiem skrajne przypadki nie pasują do idei "wiary", ale również te mocno bliskie im, czyli zarówno tam, gdzie wiedza jest może nie na 100% pewna, ale na 99%, też niezręcznie jest nazywać ów stanu umysłu "wiarą", tak i jeśli nasz dostęp do atrybutów innych niż nazwa oscyluje gdzieś w okolicach 1%, to też trudno mówić o tym, że jest w co "wierzyć", bo po prostu za wielką mamy tu niejasność ogólną. I to ta - już bardziej złożona i subtelna - teza jest przeze mnie stawiana.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:41, 11 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.

To ja tęTwoją analogię z domami i mędrcem zrekonstruuję z mojej perspektywy. Oto też mamy sytuację, gdy człowiek szuka domu, nie wiedząc, gdzie on jest. I też spotyka mędrca. Mędrzec zaś mu powiada: twój dom jest oznaczony na mapie geodezyjnej MG34. Nasz zagubiony człowiek co robi z tą informacją?....
- Czy cieszy się "ooo mam odpowiedź! I to mam odpowiedź od mędrca! Czyli już wiem, gdzie jest mój dom, już wiem, że jest na mapie MG34! Już sprawę załatwiłem pozytywnie! :)
czy może (drugi człowiek)
Stawia sobie pytania: a co to są te mapy geodezyjne? Gdzie ich szukać? Czy umiem czytać takie mapy?...
I ten drugi człowiek, jeśli sobie te pytania postawi, a dalej się zajmie wyzwaniami z nimi związanymi, prowadzącymi przez ZROZUMIENIE, o co tu chodzi, to może znajdzie ów swój dom. Ten pierwszy będzie niby miał "rozwiązanie" (będzie pamiętał frazę, która i tak jest dla niego nieużyteczna w dalszych zastosowaniach), które de facto nic nie zmieni w jego życiu, domu fizycznego nie znajdzie, bo nie podejmie działań we właściwą stronę.

Cieszę się, że pomału zaczynasz kumać, że te frazy, które mogą na początku nam się wydawac puste, wcale nie muszą być puste, tylko w danym momencie możemy nie rozumieć ich znaczenia.

Jak już to mamy ustalone, to teraz czas na kolejny krok, a więc pogodzenie się z tym, że niekiedy na to (pełne) zrozumienie przyjdzie nam jeszcze poczekać, a w pewnych przypadkach możemy się go nawet nigdy nie doczekać. Co w praktyce nam daje taka postawa? np. powstrzymwanie się od pochopnych sądów, chwytania się dostępnych na podorędziu życzeniowych wyjaśnień, byleby zaspokić głód zrozumienia. Chęć poznania prawdy powinna przeważać nad chęcią zrozumienia, dzięki czemu jak już coś zrozumiemy, to naprawdę to zrozumiemy i w takim stopniu w jakim to jest możliwe.

Ja nie "zaczynam" kumać powyższe, tylko od dawna to głoszę (już parę lat temu na swoim blogu pisałem o tym w którymś wątku o wierze, że odnosi się ona do czegoś, co jest jakoś niepełną informacją na danym etapie).
Natomiast uznawszy (obopólnie!) to, iż rzeczywiście to, w co się wierzy, nie domaga się pełnej wiedzy i wyjaśnienia, przejdźmy może do bardziej subtelnego problemu (o którym ja od początku staram się tu pisać): czy można "wierzyć" w coś, o czym się nie wie praktycznie nic poza samą użytą nazwą?

W tym wypadku przedmiotem wiary jest sama nazwa. Choć wydaje mi się, e to jest wydumany przykład, nawet w przypadku, kiedy ktoś wygłasza jakieś niezrozumiałe frazy ala balahahdkdod jsksoos, to wyraża w ten sposob np. jakieś emocje. Ciężko mi jest wydobyć z doświadczenia przykłady ilustrujące wiarę w nazwy. Najbliżej tego będzie chyba warsztat pracy jakiegoś poety, któremu nagle do głowy przyszło jakieś ciekawe słowo i rozanielony je w kółko powtarza, ale nawet wtedy ten poeta będzie wierzył, że to słowo coś oznacza i będzie próbował tymi powtórzeniami wydobyć z niego znaczenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:22, 11 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Ja jednak tu zwracam uwagę na to, że przynajmniej w porównaniu z alternatywą, którą jest skupienie się umysłu na frazach zrozumiałych, ciągłe eksplorowanie przez umysł czegoś, co jest dlań de facto chaotyczne, może dać TYLKO PRZYPADKOWO efekt pozytywny. Mając coś zrozumiałego, mamy przynajmniej kierunek dla myśli, mamy wskazówkę jak traktować dalsze rozpoznania. Mając tylko co najwyżej wielką mgłę własnych domysłów, o co tu właściwie może chodzić i intencji, co z tym dalej robić, z równym prawdopodobieństwem możemy pójść w dobrą stronę, co i zbłądzić. Bo fraza pusta NIE RÓŻNICUJE, czyli też NIE OSTRZEGA PRZED BŁĘDEM NIEWŁAŚCIWEGO POTRAKTOWANIA spraw.
Właśnie w przypadku pustych fraz zachodzi to, że człowiek NIE MOŻE SIĘ DAĆ PRAWDZIE PROWADZIĆ, bo Z BRAKU CZEGOŚ WZGLĘDNIE JASNEGO dostaje taki mętlik potencjalnych kierunków myśli, że pozostają mu jedynie własne chaotyczne domysły, co z tym dalej robić. On skupiając się na tym, co nieróżnicujące dobra od zła, prawdy od fałszu, niewskazujące sensu właśnie głównie swoją pychę będzie rozwijał, a od prawdy się oddalał.

Wyobraźmy sobie zagubionego człowieka, który szuka drogi do domu, ale nie wie gdzie ten dom dokładnie jest. Wie natomiast gdzie są inne znajome mu domy. Pewnego dnia lokalny mędrzec mówi mu "Kieruj się na północ, tam znajdziesz swój dom". Zagubiony człowiek ma dylemat, czy iść całkiem w nieznane za głosem mędrca, nie mając żadnego punktu zaczepienia, wszak nie ma zielonego pojęcia o szczegółach położenia tego domu, czy jednak udać się w stronę któregoś z domu, którego położenie dokładnie zna. Jeśli wybierze to drugie, będzie miał spokój, że rozumie dokładnie gdzie idzie, ale nigdy nie dotrze do domu, a jeśli pójdzie na północ to na jego długiej drodze do domu będą się pojawiać kolejne drogowskazy, które ostatecznie doprowadzą go do domu.

Dać się prowadzić Prawdziwe wiąże się z intencją poznania prawdy jakakolwiek by ona nie była, nawet jeśli jest zaprzeczeniem wszelkich naszych wyobrażeń o tym, czym ona jest.

To ja tęTwoją analogię z domami i mędrcem zrekonstruuję z mojej perspektywy. Oto też mamy sytuację, gdy człowiek szuka domu, nie wiedząc, gdzie on jest. I też spotyka mędrca. Mędrzec zaś mu powiada: twój dom jest oznaczony na mapie geodezyjnej MG34. Nasz zagubiony człowiek co robi z tą informacją?....
- Czy cieszy się "ooo mam odpowiedź! I to mam odpowiedź od mędrca! Czyli już wiem, gdzie jest mój dom, już wiem, że jest na mapie MG34! Już sprawę załatwiłem pozytywnie! :)
czy może (drugi człowiek)
Stawia sobie pytania: a co to są te mapy geodezyjne? Gdzie ich szukać? Czy umiem czytać takie mapy?...
I ten drugi człowiek, jeśli sobie te pytania postawi, a dalej się zajmie wyzwaniami z nimi związanymi, prowadzącymi przez ZROZUMIENIE, o co tu chodzi, to może znajdzie ów swój dom. Ten pierwszy będzie niby miał "rozwiązanie" (będzie pamiętał frazę, która i tak jest dla niego nieużyteczna w dalszych zastosowaniach), które de facto nic nie zmieni w jego życiu, domu fizycznego nie znajdzie, bo nie podejmie działań we właściwą stronę.

Cieszę się, że pomału zaczynasz kumać, że te frazy, które mogą na początku nam się wydawac puste, wcale nie muszą być puste, tylko w danym momencie możemy nie rozumieć ich znaczenia.

Jak już to mamy ustalone, to teraz czas na kolejny krok, a więc pogodzenie się z tym, że niekiedy na to (pełne) zrozumienie przyjdzie nam jeszcze poczekać, a w pewnych przypadkach możemy się go nawet nigdy nie doczekać. Co w praktyce nam daje taka postawa? np. powstrzymwanie się od pochopnych sądów, chwytania się dostępnych na podorędziu życzeniowych wyjaśnień, byleby zaspokić głód zrozumienia. Chęć poznania prawdy powinna przeważać nad chęcią zrozumienia, dzięki czemu jak już coś zrozumiemy, to naprawdę to zrozumiemy i w takim stopniu w jakim to jest możliwe.

Ja nie "zaczynam" kumać powyższe, tylko od dawna to głoszę (już parę lat temu na swoim blogu pisałem o tym w którymś wątku o wierze, że odnosi się ona do czegoś, co jest jakoś niepełną informacją na danym etapie).
Natomiast uznawszy (obopólnie!) to, iż rzeczywiście to, w co się wierzy, nie domaga się pełnej wiedzy i wyjaśnienia, przejdźmy może do bardziej subtelnego problemu (o którym ja od początku staram się tu pisać): czy można "wierzyć" w coś, o czym się nie wie praktycznie nic poza samą użytą nazwą?

W tym wypadku przedmiotem wiary jest sama nazwa. Choć wydaje mi się, e to jest wydumany przykład, nawet w przypadku, kiedy ktoś wygłasza jakieś niezrozumiałe frazy ala balahahdkdod jsksoos, to wyraża w ten sposob np. jakieś emocje. Ciężko mi jest wydobyć z doświadczenia przykłady ilustrujące wiarę w nazwy. Najbliżej tego będzie chyba warsztat pracy jakiegoś poety, któremu nagle do głowy przyszło jakieś ciekawe słowo i rozanielony je w kółko powtarza, ale nawet wtedy ten poeta będzie wierzył, że to słowo coś oznacza i będzie próbował tymi powtórzeniami wydobyć z niego znaczenie.


Fajnie, że posuwamy się do przodu. Więc ciągnijmy sprawy dalej...
Rzeczywiście tak jest, że przypadek gdy mamy wyłącznie nazwę jest wyjątkowy, prawie to się nie zdarza w realnym świecie. Najczęściej mamy nazwy, które do czegoś tam się odwołują, a też mają np. jakieś (jak to napisałaś) powiązania z emocjami. Ja tym wskazaniem na skrajną opcję, opcję samej nazwy, chciałem zasugerować, iż przynajmniej w jakichś tam sytuacjach zasadne jest pytanie o to, czy w ogóle jest sens nazywanie "wiarą" stosunku umysłu do czegoś totalnie niejasnego. I mam nadzieję, iż tu się jakoś możemy zgodzić, iż trudno jest w takim przypadku mówić o "wierze".
Ale teraz mając już skrajną opcję wymodelowaną, możemy przesuwać się na tej skali od niej w stronę sytuacji, gdy pewne aspekty tego, co w by "wierzyć" można było, się wyłoniły. Jeśli jednak wyłoniły się słabo, niejasno, wątpliwie w sensie "nie wiem, czy to chodzi o znaczenie X, znaczenie Y, a może nawet zaprzeczenie znaczenia Y", to też trudno jest mówić, że ktoś w takie coś będącego chmurą luzackich skojarzeń miałby "wierzyć".

Nawet jeśli wiem, że w przekazie zawierają się pewne diagnozowalne moim umysłem aspekty, to dalej będą miał problem. Oto mój przykład - pytanie: czy wierzysz, że coś jest czerwone?
Znaczenie słowa "czerwone" rozumiem. Nawet modeluję sobie znaczenie bycia czerwonym. Tylko o co pytającemu tu chodzi?...
- czy o to, że wierzę, że w ogóle istnieją czerwone powierzchnie?
- a może o to, czy wierzę, że idea koloru czerwonego jest poprawna?
- a może mam wierzyć, że każdy kolor dowolnego przedmiotu ma być w jakimś stopniu "czerwony"? (głupia idea, ale może komuś właśnie o nią chodzi...)
- a może pytającemu chodzi o konkretnego "cosia", a on - na nie wiadomo jakiej zasadzie - oczekuje ode mnie, iż ja się domyślę, co on sobie w głowie umyślił, więc jak potwierdzę, że w to "wierzę", to on uzna, iż jakieś jego przekonania są przeze mnie wspierane?...
Jeśli mam bardzo nieokreślony przedmiot mojej wiary, to mam WIELKĄ MASĘ POTENCJALNYCH OPCJI, z których nie potrafię wyłonić tej głównej, tej "o ktorą rzeczywiście chodzi".
I to tu jest ten główny problem!
Problemem wiary w coś słabo określonego jest to, że do sformułowania "wierzę w ..." pasuje ogromna liczba potencjalnych idei, zaś "wierzący" (ściślej "deklarujący swoją wiarę") właściwie sam nie wie, na co się "zdecydował uwierzyć". Może być tak, że odbiorca komunikatu "wierzę w ...", zrozumie zupełnie inną (czasem wręcz przeciwną) rzecz, niż to, co pomyślał sobie ktoś, kto przedmiot wiary jak pomysłodawca sformułował. I to tu jest ten główny problem z deklarowaniem wiar zupełnie nieokreślonych.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 17:50, 11 Gru 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:46, 12 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Jeśli mam bardzo nieokreślony przedmiot mojej wiary, to mam WIELKĄ MASĘ POTENCJALNYCH OPCJI, z których nie potrafię wyłonić tej głównej, tej "o ktorą rzeczywiście chodzi".
I to tu jest ten główny problem!
Problemem wiary w coś słabo określonego jest to, że do sformułowania "wierzę w ..." pasuje ogromna liczba potencjalnych idei, zaś "wierzący" (ściślej "deklarujący swoją wiarę") właściwie sam nie wie, na co się "zdecydował uwierzyć". Może być tak, że odbiorca komunikatu "wierzę w ...", zrozumie zupełnie inną (czasem wręcz przeciwną) rzecz, niż to, co pomyślał sobie ktoś, kto przedmiot wiary jak pomysłodawca sformułował. I to tu jest ten główny problem z deklarowaniem wiar zupełnie nieokreślonych.

Warto sobie postawić pytanie - czy uszczegółowienie wyglądu palca zawsze ułatwia widzenie księżyca, na który ten palec wskazuje? Czy jeśli rodzic będzie swoje dziecko od początku uczyc wszystkiego w najdrobniejszym szczególe, z naukową precyzją, to sprawi to, że dziecko szybciej i lepiej zrozumie jak działa świat? Czy wręcz przeciwnie, sprawi, że dziecko albo się totalnie zniechęci z powodu szumu informacyjnego albo wszystko zrozumie z błędami, na opak, bo złożoność wiedzy przerośnie prostotę jego umysłu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:55, 12 Gru 2023    Temat postu:

To jest fizycznie niemożliwe. Każdy rodzic musiałby być wujem zbójem aby dziecku z naukową precyzją objaśniać świat.

Nawet szkoła tego nie robi. Oczywiście, że przekaz musi być dostosowany do poziomu umyslowego odbiorcy.
Scjentyzm więc nam nie grozi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:10, 12 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Jeśli mam bardzo nieokreślony przedmiot mojej wiary, to mam WIELKĄ MASĘ POTENCJALNYCH OPCJI, z których nie potrafię wyłonić tej głównej, tej "o ktorą rzeczywiście chodzi".
I to tu jest ten główny problem!
Problemem wiary w coś słabo określonego jest to, że do sformułowania "wierzę w ..." pasuje ogromna liczba potencjalnych idei, zaś "wierzący" (ściślej "deklarujący swoją wiarę") właściwie sam nie wie, na co się "zdecydował uwierzyć". Może być tak, że odbiorca komunikatu "wierzę w ...", zrozumie zupełnie inną (czasem wręcz przeciwną) rzecz, niż to, co pomyślał sobie ktoś, kto przedmiot wiary jak pomysłodawca sformułował. I to tu jest ten główny problem z deklarowaniem wiar zupełnie nieokreślonych.

Warto sobie postawić pytanie - czy uszczegółowienie wyglądu palca zawsze ułatwia widzenie księżyca, na który ten palec wskazuje? Czy jeśli rodzic będzie swoje dziecko od początku uczyc wszystkiego w najdrobniejszym szczególe, z naukową precyzją, to sprawi to, że dziecko szybciej i lepiej zrozumie jak działa świat? Czy wręcz przeciwnie, sprawi, że dziecko albo się totalnie zniechęci z powodu szumu informacyjnego albo wszystko zrozumie z błędami, na opak, bo złożoność wiedzy przerośnie prostotę jego umysłu?

Oczywiście występują sytuacje, gdy mamy do czynienia z tego rodzaju przypadkiem, gdy kwestia jest mało istotna - typu uszczegółowienie odcisku palca. I na pewno warto jest rozpoznać te przypadki, a by nie bić piany o pierdoły. Ale jest o drugi koniec skali - czyli sytuacja, w której różnice są wielkie, fundamentalne, kiedy opis owego przedmiotu wiary pasuje do bardzo odmiennych dalej idei. Widać to choćby po interpretacji Biblii - niby tej samej dla wszystkich, a jakże często bardzo odmiennie rozumianej pod kątem jej przekazu. I tak po prostu jest, tej wielości interpretacji, tych odmienności postrzegania nie da się zaczarować jakimś chciejstwem "aby wszyscy zaczęli myśleć tak jak ja".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 21:10, 12 Gru 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:05, 13 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Jeśli mam bardzo nieokreślony przedmiot mojej wiary, to mam WIELKĄ MASĘ POTENCJALNYCH OPCJI, z których nie potrafię wyłonić tej głównej, tej "o ktorą rzeczywiście chodzi".
I to tu jest ten główny problem!
Problemem wiary w coś słabo określonego jest to, że do sformułowania "wierzę w ..." pasuje ogromna liczba potencjalnych idei, zaś "wierzący" (ściślej "deklarujący swoją wiarę") właściwie sam nie wie, na co się "zdecydował uwierzyć". Może być tak, że odbiorca komunikatu "wierzę w ...", zrozumie zupełnie inną (czasem wręcz przeciwną) rzecz, niż to, co pomyślał sobie ktoś, kto przedmiot wiary jak pomysłodawca sformułował. I to tu jest ten główny problem z deklarowaniem wiar zupełnie nieokreślonych.

Warto sobie postawić pytanie - czy uszczegółowienie wyglądu palca zawsze ułatwia widzenie księżyca, na który ten palec wskazuje? Czy jeśli rodzic będzie swoje dziecko od początku uczyc wszystkiego w najdrobniejszym szczególe, z naukową precyzją, to sprawi to, że dziecko szybciej i lepiej zrozumie jak działa świat? Czy wręcz przeciwnie, sprawi, że dziecko albo się totalnie zniechęci z powodu szumu informacyjnego albo wszystko zrozumie z błędami, na opak, bo złożoność wiedzy przerośnie prostotę jego umysłu?

Oczywiście występują sytuacje, gdy mamy do czynienia z tego rodzaju przypadkiem, gdy kwestia jest mało istotna - typu uszczegółowienie odcisku palca. I na pewno warto jest rozpoznać te przypadki, a by nie bić piany o pierdoły. Ale jest o drugi koniec skali - czyli sytuacja, w której różnice są wielkie, fundamentalne, kiedy opis owego przedmiotu wiary pasuje do bardzo odmiennych dalej idei. Widać to choćby po interpretacji Biblii - niby tej samej dla wszystkich, a jakże często bardzo odmiennie rozumianej pod kątem jej przekazu. I tak po prostu jest, tej wielości interpretacji, tych odmienności postrzegania nie da się zaczarować jakimś chciejstwem "aby wszyscy zaczęli myśleć tak jak ja".

Nawet tam gdzie szczególy są istotne nie przeskoczymy tego, że nie da się wlać niczego z umysłu do umysłu 1:1, jeśli po drugiej stronie mamy osobę, która ma inny background poznawczo-doświadczeniowy niż my. Własnie dlatego powołałam się na przykład rodzica i dziecka. Rodzic chcialby wyjasnić dziecku w szczegółach jak zbudowane jest np. drzewko, ale dla dziecka to zbyt abstrakcyjne, więc zaczyna od prostego obrazka "drzewo to "pień, gałązki i liście". A przyjdzie czas, kiedy umysł dziecka będzie wystarczająco rozwinięty, żeby wejść w szczegóły.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:50, 13 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Jeśli mam bardzo nieokreślony przedmiot mojej wiary, to mam WIELKĄ MASĘ POTENCJALNYCH OPCJI, z których nie potrafię wyłonić tej głównej, tej "o ktorą rzeczywiście chodzi".
I to tu jest ten główny problem!
Problemem wiary w coś słabo określonego jest to, że do sformułowania "wierzę w ..." pasuje ogromna liczba potencjalnych idei, zaś "wierzący" (ściślej "deklarujący swoją wiarę") właściwie sam nie wie, na co się "zdecydował uwierzyć". Może być tak, że odbiorca komunikatu "wierzę w ...", zrozumie zupełnie inną (czasem wręcz przeciwną) rzecz, niż to, co pomyślał sobie ktoś, kto przedmiot wiary jak pomysłodawca sformułował. I to tu jest ten główny problem z deklarowaniem wiar zupełnie nieokreślonych.

Warto sobie postawić pytanie - czy uszczegółowienie wyglądu palca zawsze ułatwia widzenie księżyca, na który ten palec wskazuje? Czy jeśli rodzic będzie swoje dziecko od początku uczyc wszystkiego w najdrobniejszym szczególe, z naukową precyzją, to sprawi to, że dziecko szybciej i lepiej zrozumie jak działa świat? Czy wręcz przeciwnie, sprawi, że dziecko albo się totalnie zniechęci z powodu szumu informacyjnego albo wszystko zrozumie z błędami, na opak, bo złożoność wiedzy przerośnie prostotę jego umysłu?

Oczywiście występują sytuacje, gdy mamy do czynienia z tego rodzaju przypadkiem, gdy kwestia jest mało istotna - typu uszczegółowienie odcisku palca. I na pewno warto jest rozpoznać te przypadki, a by nie bić piany o pierdoły. Ale jest o drugi koniec skali - czyli sytuacja, w której różnice są wielkie, fundamentalne, kiedy opis owego przedmiotu wiary pasuje do bardzo odmiennych dalej idei. Widać to choćby po interpretacji Biblii - niby tej samej dla wszystkich, a jakże często bardzo odmiennie rozumianej pod kątem jej przekazu. I tak po prostu jest, tej wielości interpretacji, tych odmienności postrzegania nie da się zaczarować jakimś chciejstwem "aby wszyscy zaczęli myśleć tak jak ja".

Nawet tam gdzie szczególy są istotne nie przeskoczymy tego, że nie da się wlać niczego z umysłu do umysłu 1:1, jeśli po drugiej stronie mamy osobę, która ma inny background poznawczo-doświadczeniowy niż my. Własnie dlatego powołałam się na przykład rodzica i dziecka. Rodzic chcialby wyjasnić dziecku w szczegółach jak zbudowane jest np. drzewko, ale dla dziecka to zbyt abstrakcyjne, więc zaczyna od prostego obrazka "drzewo to "pień, gałązki i liście". A przyjdzie czas, kiedy umysł dziecka będzie wystarczająco rozwinięty, żeby wejść w szczegóły.

Właśnie tak jest. Każdy odbiera przekaz swoim systemem pojęciowym. Umiejscawia idee na swojej mapie rozpoznań i rozumienia. Ludzie twórczy, otwarci mentalnie są w stanie doskonalić swoją mapę rozumienia, a wtedy te same z nazwy idee zaczynają w ich umysłach prowadzić do o wiele bogatszych, ciekawszych zbiorów odniesień, bardziej zaawansowanych "budowli myśli". era

Wiara jest wytyczeniem pewnego zgrubnego kierunku, resztą już na bieżąco powinien uzupełniać konkretny umysł. Z czasem też samą wiarę będziemy też modyfikować. Dziecko w przedszkolu, czy w potraktuje chrześcijaństwo od strony tego co zna – obrazków małego Jezuska i Jego mamusi. Czy takie dziecko w ogóle „jest chrześcijaninem” w sensie jego świadomości?…
- Jest chrześcijaninem formalnie, z zapisania, ale nie ma świadomości chrześcijaństwa, tylko obraca się w kręgu pewnych sugestii na jego możliwości pojmowania skrojonych. Aby zostać już chrześcijaninem z ducha, dziecko musi zdobyć doświadczenie życiowe i PRZEKSZTAŁCAĆ SWOJĄ WIARĘ – PRZEKONANIA RELIGIJNE z postaci od tych najbardziej naiwnych, poprzez trochę dojrzalsze, do jakiś obiegowych, takich „średnio” dojrzałych, a najbardziej zaawansowani ludzie na koniec będą mieli wiarę bogatą w odniesienia, wpływającą twórczo na ich życie, uwewnętrznioną oczyszczoną z niespójności.
Dlatego też jest absurdem pojmowanie wiary (religijnej) jako czegoś, co się po usłyszeniu powinno „przyjąć i uwierzyć”, stroniąc przy okazji od aktywności, stawiania pytań, ogólnie uruchomienia krytycznej strony umysłowości. Taka postawa „wiary” w coś, co się tylko usłyszało, jest zaniechaniem tej wiary prawdziwej, związanej z wzrastaniem w świadomości i pomnażaniem talentów, jakie dostaliśmy na start życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:07, 14 Gru 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Dlatego też jest absurdem pojmowanie wiary (religijnej) jako czegoś, co się po usłyszeniu powinno „przyjąć i uwierzyć”, stroniąc przy okazji od aktywności, stawiania pytań, ogólnie uruchomienia krytycznej strony umysłowości. Taka postawa „wiary” w coś, co się tylko usłyszało, jest zaniechaniem tej wiary prawdziwej, związanej z wzrastaniem w świadomości i pomnażaniem talentów, jakie dostaliśmy na start życia.

Przyjmujesz i wierzysz właśnie po to, żeby z czasem uruchomić w sobie zdolność do rozumienia (na tyle na ile to możliwe). Tak jak to dziecko, które zaczyna od obrazka z małym Jezusem i jego mamusią, i ten obrazek jest tym drogowskazem, który zachęca go do zajmowania się w ogóle Jezusem i jego mamusią. Dlatego tak jak pisałam, te dwie wiary nie są zantagonizowane, ta pierwsza warunkuje drugą. Po co ktoś miałby się zajmować Jezusem i jego mamusią, gdyby nie wierzył, że coś w tym jest?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:53, 14 Gru 2023    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Dlatego też jest absurdem pojmowanie wiary (religijnej) jako czegoś, co się po usłyszeniu powinno „przyjąć i uwierzyć”, stroniąc przy okazji od aktywności, stawiania pytań, ogólnie uruchomienia krytycznej strony umysłowości. Taka postawa „wiary” w coś, co się tylko usłyszało, jest zaniechaniem tej wiary prawdziwej, związanej z wzrastaniem w świadomości i pomnażaniem talentów, jakie dostaliśmy na start życia.

Przyjmujesz i wierzysz właśnie po to, żeby z czasem uruchomić w sobie zdolność do rozumienia (na tyle na ile to możliwe). Tak jak to dziecko, które zaczyna od obrazka z małym Jezusem i jego mamusią, i ten obrazek jest tym drogowskazem, który zachęca go do zajmowania się w ogóle Jezusem i jego mamusią. Dlatego tak jak pisałam, te dwie wiary nie są zantagonizowane, ta pierwsza warunkuje drugą. Po co ktoś miałby się zajmować Jezusem i jego mamusią, gdyby nie wierzył, że coś w tym jest?

Tu chyba jesteśmy znowu zgodni ze sobą, bo ja z kolei nie neguję potrzeby pojawienia się czegoś, co by można określić jako "wiara uruchamiająca, pierwsza, dająca impuls do działań, choć jeszcze niedoskonała". Takie coś oczywiście powinno wystąpić. Natomiast jestem zdecydowanie przeciw ubóstwieniu tej wiary, jako tej jedynej, jako tej, na której miałoby się zakończyć mentalna przygoda z przedmiotem owej wiary.
A tak chyba widzi wiarę opcja integrystyczna w religii - jako ubóstwienie tej pierwotnej, nierozwiniętej, powziętej z pierwszych osądów, albo pierwszych sformułowań (także fraz doktrynalnych), a więc zawierającej najmniej doświadczenia i zrozumienia postaci wiary, przy jednoczesnym NIE DOPUSZCZANIU DO ROZWOJU, bo rzekomo ów rozwój miałby tę pierwszą wiarę negować.
Oczywiście trochę tak to jest, że każdy rozwój jest zanegowaniem stagnacji, każdy wzrost zaprzecza pierwotnej małości tego, co ma wzrastać. Ale takie jest prawo wzrostu i rozwoju, że jednak to, co było na początku, jest zastępowane przez coraz to dojrzalsze, mądrzejsze, lepiej powiązane z resztą osobowości. To, co było pierwsze, co dało impuls, zostanie zachowane w pamięci, jako "dobrze, że spełniło swoją rolę na pierwszym etapie", czyli nie jest pogardzane, ale też nie jest już uznawane jako wzorzec do realizacji, bo już czas tego przeminął, a teraz jest pora oddać pałeczkę następcom.
Podobnie jest z nauczycielstwem. Zły to jest nauczyciel, który nie chce pogodzić się z tym, że jego uczniowie go w końcu przerosną. Dobry nauczyciel cieszy się z tego, że jego uczniowie go przerośli! Dobry nauczyciel nie jest zazdrosny, a wręcz jakieś rodzaj uznania dla swojego wysiłku upatruje w tym, że uczniowie byli w stanie go przerosnąć i pociągnąć dalej jego dzieło w już doskonalszej formie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin