Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:41, 10 Maj 2020 Temat postu: Wiary świadome i nieświadome, deklarowane i nie deklarowane |
|
|
Ateiści na naszym forum popełniają pewien dość podstawowy błąd dotyczący samego pojęcia wiary - utożsamiają wiarę, z jej deklarowaniem, a nawet w ogóle uświadamianiem sobie.
Tymczasem mamy całą masę wiar, które nie koniecznie są deklarowane, a nieraz nawet nie są w ogóle uświadamiane.
Wjeżdżając samochodem na most WIERZYMY, że nie jest on uszkodzony i się nie zawali. Ale ta wiara jest dla dla nas oczywiste, więc o niej NIE MYŚLIMY. Ale wiara jest. Można się o tym przekonać, gdy skonfrontujemy postawę kierowcy dojeżdżającego do do jakiegoś bardzo kiepsko wyglądającego mostu, może barierką i odrzuconym gdzieś na bok napisem "zakaz wjazdu". Widząc taki kiepski most kierowca, nie ma już wiary, że da się przez niego przejechać. Czyli nic nie jest tu automatyczne - mimo że wjeżdżając na standardowe mosty nie myślimy o tym, że są one dobrze skonstruowane i utrzymane, to jednak REALNIE WIERZYMY w to, że takie właśnie są. Można się o tym przekonać także w sytuacji, gdy ktoś nagle zacznie nam kwestionować taki most - tłumacząc "partacze budowali, ten typ mostu jest bardzo niebezpieczny, budowa tego mostu to był wielki masoński spisek", Na takie argumenty, normalny kierowca, znający ten most pewnie w końcu odpowie: gadaj sobie co chcesz, ja uważam, ze ten most jest dobry, ja w to WIERZĘ. Choć bez takiego dodatkowego impulsu kierowca nie przyzna się, że wierzy w poprawność mostu, ani nawet nie będzie sobie uświadamiał swojej wiary w tym względzie - będzie po nim po prostu jeździł.
Ateista próbuje ustawić kwestię wiary teisty na pozycji, że stanowisko jest jakimś wyjątkiem od sytuacji bazowej, czyli że rzekomo zawsze na początku domyślna jest niewiara, a nie wiara, czyli niejako że teista "dziwaczy epistemologicznie", nie przyjmując opcji bardziej naturalnej.
W rzeczywistości jest tak, że na start mamy sytuację dla ateisty i teisty bardzo podobną:
1. widzimy świat i własne życia
2. Zastanawiamy się, skąd się to wzięło.
Zastanawiamy się, BO widzimy, że coś jest, widzimy ze pewne rzeczy powstają, inne zanikają, czyli chcemy też dociec jakoś tego początku dla świata i samych siebie.
Powiedzenie teraz, że domyślnym punktem wyjścia jest nie myśleć na temat tego, skąd się to bierze, jest wg mnie właśnie nienaturalne, to jest właśnie dziwaczenie. Jak po przyjściu z pracy zobaczymy na naszym łózku nieznaną nam część męskiej garderoby i dziwnie zmieszaną małżonkę, to nie za bardzo może się ona tłumaczyć: wiesz, te obce męskie bokserki nie są ważne, ty nie pytaj się o nie, bo domyślnie nie należy się o nic pytać...
Nie raczej - widząc, że coś jest, a jednocześnie mając świadomość, że tego czegoś mogło nie być, pytamy się: skąd się to wzięło!
Teza iż domyślny jest agnostycyzm, brak pytania jest po prostu nie uzasadniona. Jest błędna. Nie powinno się jej głosić jako podstawę do dyskusji światopoglądowych.
Oczywiście z tego nie wynika, iż od razu odpowiedzią na to, skąd się wziął świat, musi być "stworzył go miłosierny Bóg". Może i inne opcje są warte rozważenia. Chodzi mi o sam fakt, aby się nie tłumaczyć, że agnostycyzm jest domyślna opcją. Nie - agnostycyzm też jest wyborem. A skoro tak, to tez podlega wątpliwościom, pytaniom, czy należy go stosować.
Podam przykład bardziej znamienny - oto mamy bardzo ciężko chorego członka rodziny. Szukamy pomocy lekarza. Lekarz, który się napatoczył jest jednak agnostykiem i mówi: ja nie zamierzam tutaj nic mniemać na temat owej choroby, niczego państwu nie zapiszę, ani nie zalecę, bo mam wątpliwości, a wątpienie i brak decyzji jest dla mnie domyślną opcją. Taki lekarz może być jednak nie zrozumiany w swoim tłumaczeniu, a nawet w sądzie może zostać oskarżony o nie udzielenie pomocy. I sąd nie będzie raczej brał pod uwagę tłumaczeń takiego lekarza, że on agnostycyzm sobie tak wysoko ceni, iż przy (najmniejszych) wątpliwościach nie będzie ryzykował tego, iż jego decyzja okaże się błędna. Lekarz powinien podjąć JAKĄŚ (nawet z ryzykiem błędu!) decyzję. Bo to jest bardziej racjonalne.
|
|