Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:26, 18 Kwi 2020 Temat postu: Sąd boski, a pogodzenie człowieka z samym sobą |
|
|
Dzisiaj do mnie dotarło, że kto wie, czy nie najważniejszą kwestią, która odróżnia mój światopogląd od światopoglądu ateisty jest przekonanie co do tego, CZYM JEST SĄD BOŻY?
Co ciekawe, chyba pod tym względem bym się różnił nawet od bardzo wielu (jeśli nie większości teistów). Bo ja nam zupełnie inne wyobrażenie o tym, czym jest sąd boski, niż to obiegowe. I z niego też wynika ostatecznie inna wizja tego, na czym polega związek człowieka i Boga, zbawienie, szczęście, rozliczenie win.
Kluczem do podejścia, o którym mówię, jest przekonanie, że TO NIE POTĘPIENIE ZE STRONY BOGA JEST NAJWIĘKSZYM PROBLEMEM CZŁOWIEKA. Największym problemem jest to, że człowiek nie będzie w stanie pogodzić się sam z własną naturą!
Uważam że na sądzie boskim nagminną będzie sytuacja, w której Bóg powie człowiekowi: ja ci wszystko wybaczam, zaakceptuj moją miłość, zaakceptuj reguły wzajemnego szacunku w społeczności istot czujących (innych ludzi, choć pewnie nie tylko ludzi) i przyjdź tutaj, ja nie stawiam tu żadnych barier, a wręcz zapraszam do siebie.
Jednak człowiek wtedy Bogu odpowie: zupełnie nie potrafię dopasować swojej osobowości do tego, co mi oferujesz! Mam naturę, która absolutnie domaga się oparcia relacji ze światem na dominowaniu innych, wykazywaniu swojej wyższości, więc nie zaakceptuję nigdy twoich reguł życia we wspólnocie. Do tego mnie nie obchodzi prawda - moje chciejstwo stawiam ponad uznaniem tego, co bezapelacyjnie jest, nawet jeśli z obiektywnego punktu widzenia byłby to fałsz. Nie zamierzam się dostosowywać do nikogo, ani niczego, takie dostosowywanie się jest dla mojej natury niewyobrażalne, z nim nie wiedziałbym w ogóle jak myśleć, jak odczuwać, jak organizować sobie obraz siebie. Zaś to, czy winy jakieś miałem, czy ich nie miałem, nie jest twoją (myśl skierowana do Boga) sprawą, nic ci do tego, żadne przebaczenie tutaj i tak nic nie zmienia, bo co ja robię, także co inni ludzie robią, zostaje zawsze z nimi. Odpowiedzialności za swoje czyny nie da się scedować na kogoś innego. Nie uznaję zatem, aby ktokolwiek mógł jakoś odkupić moje winy, co najwyżej ja sam mogę je sobie zignorować, jeśli tak postanowię.
Gdy tak nastawiona dusza człowieka zostanie jednak skonfrontowana z pełnymi konsekwencjami swojego własnego podejścia do siebie i świata, będzie MUSIAŁA UZNAĆ SPRZECZNOŚĆ WEWNĘTRZNĄ i NIEPERSPEKTYWICZNOŚĆ tej postawy. Bo dominator jest tylko jeden, a miejsce na szczycie to jest już zajęte przez szatana. Istota nastawiona na dążenie do dominacji MUSI BYĆ NIESPEŁNIONA, musi pogodzić się z tym, że celu realizacji swojej natury nie osiągnie. Ona może się tylko spalać w uświadamianiu sobie tej niemożliwości, w nieustannej percepcji własnej wadliwości w kontekście tego, co może jej dać prawda o rzeczywistości. Taka istota może tylko jeszcze kontestować samą prawdę, ale wtedy też będzie kontestowała samą siebie, bo szacunek dla prawdy jest absolutnie niezbędnym warunkiem uznania czegokolwiek w ogóle - także zasadności własnego istnienia.
|
|