Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy religia jest dla głąbów?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aszug




Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 14:42, 14 Sie 2020    Temat postu: Czy religia jest dla głąbów?

Współczesny dostęp do edukacji - solidna droga do osiągnięć edukacyjnych - zależy od krajowej infrastruktury edukacyjnej. W wielu przypadkach fundamenty tej infrastruktury opierają się na obiektach zbudowanych pierwotnie przez przywódców religijnych i organizacje powstałe w celu szerzenia wiary i promowania jej nauki.

W Indiach najbardziej uczonymi mężczyznami (a czasem kobietami) w starożytności byli mieszkańcy klasztorów buddyjskich i hinduskich. Na Bliskim Wschodzie i w Europie chrześcijańscy mnisi budowali biblioteki, a w czasach przed wynalezieniem druku zachowali ważne wcześniejsze pisma sporządzone w języku łacińskim, greckim i arabskim. W wielu przypadkach klasztory religijne przekształciły się w uniwersytety.

Kiedy rząd Tajlandii wprowadził świeckie nauczanie w zachodnim stylu na początku XX wieku, wykorzystał szkoły klasztorne jako narzędzie docierania do szerszej populacji. W latach siedemdziesiątych prawie 50% tajlandzkich szkół podstawowych nadal znajdowało się w klasztorach buddyjskich.

Wysoki poziom osiągnięć edukacyjnych Żydów (najniższy odsetek analfabetyzmu na świecie) według niektórych najnowszych badań może być zakorzeniony w starożytnych normach religijnych.
Około 65 r. n.e. żydowski arcykapłan Joshua ben Gamla wydał dekret religijny, zalecający aby każdy żydowski ojciec posyłał swoich synów do szkoły podstawowej, aby nauczyli się czytać w celu studiowania Tory. Kilka lat później Rzymianie zniszczyli Świątynię Jerozolimską. Rytuały i ofiary świątynne były filarem żydowskiego życia religijnego. Aby je zastąpić, żydowscy przywódcy religijni podkreślili potrzebę studiowania Tory w synagogach. Przywiązali odtąd większą wagę do owego dekretu religijnego o wychowaniu synów, czyniąc go obowiązkowym obowiązkiem religijnym dla wszystkich żydowskich ojców. W ciągu następnych kilku stuleci ustanowiono formalny system szkolny dołączony do synagog.
Przez pierwsze tysiąclecie nikt oprócz Żydów nie miał normy wymagającej od ojców edukacji swoich synów. Ten religijny obowiązek oznaczał, że męscy Żydzi, w większym stopniu niż ich współcześni, byli piśmienni, co dawało im przewagę m.in. w handlu.

W Niemczech Marcin Luter wezwał każde miasto do zakładania szkół dla dziewcząt, aby uczyły się w nich czytać Ewangelię, wywołując falę budowania szkół dla dziewcząt na obszarach protestanckich.

Niektórzy uczeni postawili hipotezę, że wyższy poziom zaangażowania religijnego prowadzi do większego poziomu wykształcenia. Uważają, że zaangażowanie religijne zwiększa kapitał społeczny jednostki w postaci sieci rodzinnych i rówieśniczych, które promują sukces edukacyjny. Chandra Muller i Christopher G. Ellison, socjolodzy z University of Texas stwierdzili w badaniu dotyczącym amerykańskich nastolatków, że „pozytywny wpływ zaangażowania religijnego skutkuje kilkoma kluczowymi efektami w nauce”, na przykład uzyskaniem dyplomu ukończenia szkoły średniej. Podobnie w swoim badaniu kobiet wychowanych jako konserwatywne protestantki profesor ekonomii z University of Illinois Evelyn L. Lehrer zauważa, że ci, którzy często uczęszczali na nabożeństwa w okresie dojrzewania, kończyli kolejny rok nauki częściej niż ich mniej zaangażowani religijnie rówieśnicy.

Wykazano, że obecność chrześcijańskich misjonarzy na terenie Afryki Subsaharyjskiej, zwłaszcza protestanckich, jest silnie skorelowana ze wzrostem poziomu wykształcenia, a efekty tej edukacji wydają się utrzymywać przez wiele pokoleń.

Chociaż chrześcijańskie szkółki niedzielne są obecnie zwykle poświęcone nauczaniu religii, ich korzenie tkwią w brytyjskim ruchu szkółek niedzielnych rozpoczętym w latach 80-tych XVIII wieku, których celem było uczyć czytania i pisania biedne dzieci, a podręcznikiem do tego służącym była Biblia.

Protestanccy misjonarze pomogli szerzyć demokrację w Afryce, kiedy priorytetowo traktowali edukację i umiejętność czytania jako przygotowanie do nawrócenia. „Próbując szerzyć swoją wiarę, poszerzyli wolność religijną, pokonali opór wobec braku masowej edukacji i druku, wspierali społeczeństwo obywatelskie, łagodzili nadużycia kolonialne i rozpraszali elitarną władzę” (Robert D. Woodberry, „The Missionary Roots of Liberal Democracy”, w: American Political Science Review, 2012). „Te warunki położyły fundamenty pod demokrację”.

Jeśli chodzi o edukację Japonia zawdzięcza wpływom buddyjskim i klasztornemu nauczaniu więcej niż jakikolwiek inny naród, być może za wyjątkiem Birmy. Kiedy europejczycy przedostali się do Japonii, odkryli, że większość Japończyków, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, potrafi czytać i pisać. Zostali wykształceni przez mnichów buddyjskich w szkołach przyświątynnych znanych jako terakoya. Uczestnictwo w tych szkołach było całkowicie dobrowolne. Istniały też szkoły dla dziewcząt prowadzone pod kierunkiem mniszek.

(...) Socjolog Mark D. Regnerus z University of Texas w Austin przytacza wyniki, z których wynika, że „zaangażowanie młodzieży w działalność kościelną ma pozytywny związek zarówno z ambicjami związanymi z edukacją, jak i z osiągnięciami w matematyce i czytaniu”. Według niego jednym ze sposobów na osiąganie sukcesów w szkolnictwie jest zwiększona obecność czynnika religijnego w szkołach publicznych” (Journal for the Scientific Study of Religion).

Niektórzy uczeni postawili hipotezę, że wraz ze wzrostem poziomu wykształcenia wiele osób porzuci tożsamość religijną i zwróci się do nauki lub innych pozareligijnych źródeł w celu uzyskania odpowiedzi na najważniejsze pytania w życiu. Dowody na związek między osiągnięciami edukacyjnymi a odrzuceniem religii są jednak mieszane. Na przykład w jednym z badań przeprowadzonych niedawno na grupie młodych, dorastających osób w USA, socjolog z Baylor University Jeremy Uecker i jego koledzy w 2007 roku stwierdzili, że młode osoby, którzy nie uczęszczały na studia, były bardziej skłonne do rezygnacji z przynależności religijnej niż te, które aktywnie studiowały.

(za: Religion and Education Around the World, Pew Research Center, raport z badań opublikowany w 2016 r.)

Najstarsza, działająca nieprzerwanie od momentu jej powstania, biblioteka w historii, to biblioteka Klasztoru Świętej Katarzyny na Górze Synaj.
Najstarsza kompletna księga świata, to Kodeks Synajski znajdujący się w tej bibliotece.

Na 9 najważniejszych bibliotek w historii świata, 5 to biblioteki religijne.

Podejmowanie gry z religią rzymskokatolicką nie jest ryzykowne, bo nawet jeśli się sięgnie zenitów wulgarności, brutalności, prowokacji, to człowieka nie może spotkać wielka krzywda. Najwyżej ksiądz nie da rozgrzeszenia, dziecka nie ochrzci (…) Kopanie w chrześcijaństwo jest stosunkowo przyjemnym zajęciem i mało niebezpiecznym”. (Wywiad z artystą P. Naliwajko, „Art & Business", 2002)

- Czy zatem ludzie religijni są głupsi od ateistów?
- W większości nie. (...) Ale wśród ludzi, którzy w jednakowym stopniu mają dostęp do nauki i wiary w Boga Stwórcę, ci którzy wybrali wiarę, są głupsi.
(wywiad z R. Dawkinsem, M. Fabjański, 2007) (1)



Nie będzie to bardzo rzetelny i wyczerpujący post, choć będzie długi. Chciałbym przyjrzeć się w nim pewnemu podejrzeniu w stosunku do ludzi posiadających przekonania religijne, jakoby stan ich mózgów i władz umysłowych znajdował się w mniej atrakcyjnym położeniu niż u osób niewierzących.

Gdyby ktoś chciał uczciwie podejść do sprawy i zweryfikować, co tak naprawdę większość zdeklarowanych ateistów myśli o wierzących oraz co zalega pod polityczną poprawnością wymuszonych publicznie wypowiedzi, byłoby to nie tylko dość łatwe, ale również efekty byłyby zaskakujące. Moje doświadczenie nie musi mieć decydującej roli, jednak poza własną historią i wydarzeniami jej dotyczącymi, mam też oczy, w miarę sprawne władze poznawcze i przynajmniej elementarnie sprawny umysł. Wystarczająco, by móc stwierdzić, że statystycznie na 10 aktywnie działających w Internecie niewierzących (portale racjonalistyczne, ateistyczne, blogi ateistyczne, fora ateistyczne, fora religijne, komentarze pod artykułami dotyczącymi tematów religijnych lub pod filmikami na YouTube) tylko 1 do 1,5 to ludzie, którzy nie noszą w sobie pogardy i braku elementarnego szacunku do tzw. "religiantów", czyli osób wyznających jakąkolwiek religię (może poza buddyzmem, któremu w źródłowej wersji do ateizmu najbliżej).
Być może to 1,5 osoby brzmi zabawnie, w moim jednak przekonaniu liczba ta ilustruje w sposób, jeśli nie ścisły, to bardzo przybliżony, skalę problemu (bo jeśli dla kogoś nie jest to problemem, to ma problem, lub, co gorsza, niedługo będzie sam stanowić problem dla społeczeństwa). Jest wydarzeniem niezwykłym spotkać ateistę z wyboru, zwłaszcza takiego, który dokonał przed dawnym proboszczem aktu apostazji, który byłby zdolny do dialogu z osobą wierzącą i który uważałby, że jej status psychiczny i intelektualny jest równy jego własnemu. Dwie takie osoby na dziesięć stanowiłyby "dobrą nowinę", byłoby to świetną wiadomością, rzeczywistość jest jednak bardziej smutna i teista wie, że mając przed sobą 10 tzw. "naukowych ateistów", od 8 dowie się, że nie jest dla nich partnerem do dialogu, nie jest kimś obiektywnym w swoich dążeniach i poszukiwaniach, że jest wyznawcą zabobonów, co dyskwalifikuje go jako osobę racjonalną i intelektualnie dojrzałą itd. Dziewiąta osoba będzie rozdarta, prywatnie uważając, że ma do czynienia z głąbem, ale w ramach humanizmu, który winien stać u podłoża ateistycznego zapatrywania na rzeczywistość (obywatele Chin wiedzą jaki posmak miewa programowy "humanizm ateistyczny"), będzie chciała być łaskawa i tolerancyjna dla "religianta", co przejawi się w powstrzymaniu się od epitetów w jego stronę. Nie zawsze na długo.

Zdecydowana większość zdeklarowanych ateistów uważa ludzi wierzących za nie(do)-rozwiniętych intelektualnie i psychicznie, czasami bardziej intelektualnie (brak wiedzy, nieumiejętność krytycznego/samodzielnego myślenia, mieszanie tzw. mitów z wiedzą empiryczną, z faktami, co tworzy hybrydy nie będące ani wiedzą, ani zwykłym zabobonem, tylko wiarą religijną, czyli pseudowiedzą i pseudopoznaniem), czasami bardziej psychicznie (kompleks sieroty potrzebującej kosmicznego Ojca, potrzeba akceptacji społecznej, gdy większość danej populacji stanowią osoby wierzące, lęk przed śmiercią i pragnienie życia po niej, myślenie życzeniowe, potrzeba autorytetu itd.). Jak wspomniałem łatwo to sprawdzić zaglądając na portale ateistyczno-racjonalistyczne i czytając tamtejsze fora lub na blogi ateistów, a także na fora religijne, gdzie obecnie co najmniej 25-30% użytkowników to ateiści. Potwierdziłoby moją tezę także zajrzenie do prac czołowych ateistów, takich jak R. Dawkins lub Ch. Hitchens, którzy wiarę postrzegają nie tylko jako nieuzasadnioną, ale jako formę patologii/wirusa umysłu (istnieją książki czołowych przedstawicieli nowego ateizmu dotyczące religii, a noszące tytuły "Wirus umysłu" i podobnie), jako głupią, irracjonalną, infantylną i rażąco niegodną osoby racjonalnie myślącej (odmawianie komuś racjonalności jest przypisywaniem jej irracjonalności, a więc nieumiejętności zdrowego, adekwatnego do rzeczywistości myślenia, czyli przypisywaniem jej albo zaburzeń funkcjonowania mózgu, albo głupoty, a przypisywanie jej infantylności jest przypisywaniem jej braków psychicznych, psychicznej i osobowej niedojrzałości). Pod ręką mam cytat z pracy A. Horodeńskiego "Śledztwo w sprawie Pana Boga", który widzi rzecz podobnie:

Cytat:
Myśliciele tacy jak R. Dawkins czy D. Dennett odmawiają podejmowania jakiejkolwiek dyskusji, twierdząc wprost, że wierzących w Boga uważają za idiotów. I nie baczą nawet na to, że w ten sposób obrażają wielu swoich akademickich kolegów, niejednokrotnie wybitnych uczonych, którzy nie kryją, że we współczesnej nauce można odnaleźć intelektualne ścieżki wiodące do uznania świata niepodlegającego rozumowej analizie.


Profesor J. Lennox, matematyk z Oksfordu, biorący udział w debatach publicznych z ateistami, potwierdza te spostrzeżenia (źródło:[link widoczny dla zalogowanych]):

Cytat:
Przemysław Kucharczak: Prof. Richard Dawkins przez całe 500 stron książki „Bóg urojony” próbuje kpić z religii i z ludzi, którzy w niezrozumiałej dla niego głupocie wierzą w Boga. Jest Pan świeżo po wielkiej debacie z prof. Dawkinsem. Czy powiedział Panu w oczy, że uważa Pana za idiotę?
Prof. John Lennox: – Nie. Twardo spieraliśmy się o idee, ale odnosiliśmy się do siebie uprzejmie i z sympatią. Prof. Dawkins potraktował mnie z dużym szacunkiem. Ale w gruncie rzeczy on w ten sposób patrzy na wierzących, jak Pan to zauważył. Przypomniałem mu w czasie dyskusji, że jego książka sugeruje obraz wierzących jako głupców. To dość charakterystyczne dla neoateizmu. Dawkins nie przytacza w „Bogu urojonym” żadnych nowych argumentów przeciw wierze w Boga. Nowością jest w tej książce o wiele większy ładunek agresji. Dzisiejsi nowi ateiści zdają się mówić: „nadszedł czas, żeby zakończyć ten szacunek dla ludzi wierzących”. Ich postawa niestety świadczy o pewnym braku szacunku dla ludzi w ogóle.


Obraz wierzącego, wyznawcy jakiejś religii, jest więc w umysłach ateistów dość jasno zarysowany: są to durnie. Przynajmniej na tym najgłębszym, najistotniejszym poziomie funkcjonowania intelektu (ktoś taki może być nauczycielem matematyki lub fizykiem, jednak wyłącznie za cenę schizofrenii, która każe mu w nauce opierać się na sprawdzalnych i weryfikowalnych metodach, a w życiu prywatnym, jako, że mentalnie jest tylko dobrze ubranym neandertalczykiem, przyjmuje bezkrytycznie, nie wynikające z nauk przyrodniczych i nieuzasadnione empirycznie, "prawdy wiary"; ostatecznie irracjonalność przejmuje nad nim władzę w sprawach podstawowych lub najbardziej ważkich, kształtuje u podstaw jego bycie-w-świecie <więc na marginesie nie można mu ufać i nie wolno powierzać takim ludziom katedr naukowych, czego domaga się wprost Dawkins>).
Czy można poza tym określać "religiantem" kogoś, kogo się postrzega jako równorzędnego partnera w dyskusji? Lub czy jest możliwe określać tak swojego przyjaciela, którego już Arystoteles definiował jako z konieczności nam równego i którego szanujemy tak, jak szanujemy siebie? "Religiant" to określenie w zamyśle pejoratywne, synonim mitomana, tyle, że biorącego udział w zbiorowym szaleństwie jakim jest religia. Na ateistycznych forach i blogach termin ten prawie całkowicie zastąpił określenie "wierzący" lub "wyznawca religii", których się już prawie nie spotyka.

Mamy więc względną jasność. Przywołam swoje 8,5 na 10 niewierzących (to 85-90% wszystkich): w ich oczach świat wiary i religii reprezentują jednostki pośledniejsze, intelektualnie mniej wartościowe i bardziej wybrakowane. Niech będzie (prawie, bo jest to teza społecznie szkodliwa i w praktyce może wyrządzać ogromną krzywdę milionom ludzi i całym instytucjom). Czy jednak da się to uzasadnić faktami? Czy statystyki, obserwacje i sama rzeczywistość sprzyjają takiej tezie? Zobaczmy, najkrócej jak można, bo mimo względnej długości tekstu można byłoby o tym napisać dużo szerzej.

W dodatku do Gazety Wyborczej (czytelników której stosunek do religii i Kościoła najlepiej jest widoczny w komentarzach pod artykułami o takiej tematyce i która to gazeta jest po prostu antyklerykalna, więc niełatwo jej przychodzą takie deklaracje) "Wysokie obcasy" z 2016 r. ([link widoczny dla zalogowanych]) dowiadujemy się, że "90% noblistów to osoby głębokiej wiary". Artykuł relacjonuje badania opisane na stronie iflscience ([link widoczny dla zalogowanych]), gdzie autor podaję tę liczbę, jednak z małą korektą, bo w odniesieniu do noblistów nagrodzonych w XXI (ciekawostka: kilka dni temu doszło kolejnych dwoje noblistów-wierzących <chrześcijanin i jazydka>, więc statystyki poszły jeszcze bardziej w górę - [link widoczny dla zalogowanych]). Autor artykułu źródłowego dodaje również, że "jak wynika z badań, wielu największych naukowców na świecie ma przekonania duchowe".
Miło, bo gdy jakiś czas temu przytoczyłem na pewnym forum poniżej przywoływane statystki, dotyczące wszystkich dotychczasowych noblistów z każdej z dziedzin, zostałem zasypany krytyką, zwyzywany od oszustów i dość brutalnie przegnany. Nie chciano już nawet ze mną o tym rozmawiać. Tu są owe dane: [link widoczny dla zalogowanych]

Lista przedstawia tylko noblistów-chrześcijan, a przecież trzeba byłoby wziąć pod uwagę także uczonych wyznających judaizm, islam, hinduizm (np. R. Tagore, osoba całe życia zaangażowana religijnie i autor Sadhany) i ludzi, którzy wierzą w osobową lub nieosobową Siłę Wyższą, nie mającą jednak dla nich rysów Boga religii monoteistycznych. Autor listy twierdzi, że znajdują się na niej tylko osoby, które publicznie zadeklarowały przynależność religijną (a więc nie dotyczy to "wierzących", którzy urodzili się w rodzinach religijnych, ale same były religijnie obojętne lub zmieniły poglądy, co zmieniałoby aż tak wysoki odsetek ludzi świadomie wierzących wśród laureatów). Nie wiem, na ile da się to zweryfikować, nie sądzę jednak, że uzasadnionym krokiem jest od razu oskarżyć autora artykułu o oszustwo i takim gestem kwestię tę definitywnie rozwiązać i zakończyć. Rozsądnym jest przed takim krokiem dać sobie chociaż kilkanaście minut na refleksję i podjąć jakąś próbę weryfikacji chociażby części tych danych. Na tym przecież polega nie tylko nauka, ale nieustanna podatność na weryfikację umożliwia nauce w ogóle postęp, o czym sami przy każdej okazji przekonują ateiści.
Dane więc z tej listy mówią o 65% samych tylko chrześcijan wśród wszystkich laureatów nagrody Nobla.

Załóżmy jednak, w geście dobrej woli, że nie jest to ani 65% (mowa o samych chrześcijanach, teistów jest więcej), ani nawet nie 50%, ale tylko 30% z tej listy to osoby świadomie deklarujące przynależność religijną. Stanowiłoby to ponad 21% wyłącznie teistów-chrześcijan pośród noblistów (i to nie tych z "urodzenia", ale z wyboru; do tego lista jest nieaktualna, zakończona na 2016 r., a jak podają "Wysokie obcasy" aż 90% laureatów z okresu 2000-2016 to wierzący, prawdopodobieństwo więc, że kilka osób można byłoby dopisać do tej listy jest spore <i właśnie doszły kolejne dwie w tym roku: [link widoczny dla zalogowanych]>).
Ta sama Wikipedia udostępnia listę laureatów nagrody Nobla, którzy w dorosłym życiu zadeklarowali ateizm, agnostycyzm (brak zdania w kwestii istnienia Boga) lub obojętność religijną. Lista obejmuje uczonych tylko do 2000 r. i wynosi 10,5% wśród wszystkich laureatów wszystkich dziedzin. Nieco zaskakujące. Tym bardziej, że jeśli informacja o 90% wierzących wśród laureatów w XXI w. jest prawdą, to w tej drugiej kategorii - ateistów i ludzi świadomie niereligijnych - nie ma prawie przyrostu, najwyżej kilka promili procentowych. Zaskoczenie staje się w tym świetle jeszcze wyraźniejsze, że można by sądzić, iż w czasach postępu, rozwoju nauk i większej świadomości jednostek oraz całych społeczeństw "zabobon" powinien wygasać na naszej planecie.

Mnie jednak chodzi o coś innego. Załóżmy, w geście jeszcze lepszej woli, że świadomie wierzących jest wśród noblistów łącznie 30% (21% chrześcijan, jak założyłem wyżej + 10% wszystkich pozostałych teistów/jakoś wierzących w Siłę Wyższą i życie po śmierci) lub lekko ponad. Załóżmy też, że ateistów wśród noblistów jest nie ok. 11%, ale aż 50%, czyli znacznie więcej niż wierzących (bądźmy hojni). Co z tego wynika? Ano niemało. Okazuje się, że ok. 30% najwybitniejszych uczonych w historii (nie licząc tych sprzed ustanowienia nagrody Nobla, jak Kopernik, Galileusz, Newton, Kepler lub współczesnych filozofów i matematyków mających znaczący wkład w historię myśli i nauki, jak matematyk i logik Kurt Gödel, twórca ontologicznego argumentu za istnieniem Boga, Ludwig Wittgenstein, filozof i logik, czy najsłynniejszy XX-wieczny ateista, oksfordzki filozof Antony Flew, autor napisanej po nawróceniu duchowej autobiografii i jednocześnie pracy apologetycznej Bóg istnieje) to osoby nie tylko wierzące, ale często praktykujące i dedykujące swoje największe dzieła naukowe Bogu. Przypomnę jako ciekawostkę, że wybitny architekt Antonio Gaudi zmarł potrącony przez tramwaj w drodze do oratorium św. Filipa Nereusza (gdzie każdego dnia uczestniczył we mszy św.), a obecnie toczy się jego proces beatyfikacyjny (na etapie rzymskim, etap diecezjalny jest już pomyślnie zakończony).

30% to aż 300 osób na 1000. To niezwykle wysoka liczba głąbów i ludzi intelektualnie wybrakowanych lub choćby szwankujących w tym względzie. Co robią na tej liście? Dlaczego religia (lub tylko wiara), która tak okalecza psychikę i intelekt, która nie pozwala na normalny rozwój osobowościowy i osiągnięcie psychicznej dojrzałości, pozwoliła tym ludziom nie tylko myśleć, ale osiągać takie sukcesy nie tylko w nauce, ale i w literaturze, ekonomii czy jak w przypadku pokojowej nagrody, do wykształcenia zasad i jakości moralnych potrafiących wzbogacić dorobek ludzkości, służyć za przykład dla jednostek i narodów, oraz być skutecznymi sposobami pomnażania owocnego współżycia społeczeństw? Z punktu widzenia ateistycznego stosunku do zjawiska "religianctwa" (czyli w normalnym języku zdrowych ludzi do fenomenu religii po prostu) jest to niezrozumiałe i niewytłumaczalne.

Spotyka się czasem w takim momencie wyjaśnienie, iż ludzie ci byli sprawni intelektualnie, ale niedojrzali emocjonalnie, dlatego w jednej dziedzinie potrafili być rzetelni, niezwykle konsekwentni, twórczy i efektywni jak nikt inny, a w życiu prywatnym byli psychicznie słabi, szukali społecznej akceptacji lub po prostu bali się umrzeć. Naprawdę? Co upoważnia do takich wniosków, poza z góry powziętymi założeniami i uprzedzeniami? I jak wytłumaczyć tak rażącą niekonsekwencję, że ktoś wybitnie uzdolniony intelektualnie, posługujący się narzędziami nauki często przez kilkadziesiąt lat, mający wiedzę nie tylko z zakresu historii nauki i swojej specjalizacji, ale często wiedzę szerszą, dotyczącą także historii kultury, sztuki i religii, oszukuje siebie odnośnie innych aspektów życia w tak elementarny sposób lub przymyka oko na tak jasne i wyraźne dla innych błędy w percepcji świata lub emocjonalnym stosunku do niego? Ludzie ci nie tylko takiej sprzeczności u siebie nie dostrzegali i nie dostrzegają, ale tworzyli czasem nawet logiczne argumenty na istnienie Boga, jak Kurt Gödel, co do których znawcy twierdzą, że są poprawne, do tego rzeczowo i z pobłażliwym uśmiechem są w stanie wykazać, że wyniki nauk (w tym ich własne, za które otrzymali nagrody) ani nie wykluczają istnienia tego, co nad-naturalne (czyli co wykracza poza dziedzinę badań tych nauk i o czym nie mają one kompetencji się wypowiadać), ani nie naprowadzają nikogo na konieczność przyjęcia wizji świata pozbawionego wymiaru nadprzyrodzonego. Co więc sprawia, że przypisuje się tym ludziom takie ułomności, jeśli nie intelektualne, to psychiczne i osobowościowe (choć kategoria pokojowej nagrody i takie osoby jak Malala Yousafzai jawnie i wprost takim słabościom i niedojrzałości emocjonalnej przeczą: [link widoczny dla zalogowanych])

Przez całą dotychczasową część postu zmierzałem do tych 30%, które zupełnie wystarczają do uznania sugestii zawartej w tytułowym pytaniu posta (oraz do uznania tez ateistów, dotyczących wierzących oraz samej religii, o których wspomina ten post) za

- nieracjonalne
- nieuzasadnione
- motywowane pozamerytorycznie, a więc ideologiczne
- ksenofobiczne, dyskryminacyjne (rasa "oświeconych", "wyzwolonych" i w pełni "zhumanizowanych", w nieuprawniony sposób postawionych w kontrze do "głąbów", "mitomanów", "religiantów", "bezrozumnych owiec prowadzonych przez kapłanów" i "mentalnych sierot")

Źle to wygląda, bo przecież mówimy o rasie "światłych", jak Dawkins i Dennett określają ateistów z wyboru, nie powinno się więc tak łatwo przyłapywać ich na zafałszowaniach, zideologizowanym i życzeniowym myśleniu, ignorancji i złej woli.
Przypomnę jednak, że przytoczone wcześniej dane są dużo bardziej przychylne dla wierzących i mówią o liczbie wysoko ponad 70% teistów wśród noblistów, a ja je znacząco zaniżyłem, po drugiej stronie zaś równie znacząco zawyżyłem.

Na koniec chciałbym podać kilka przykładów tylko XX-wiecznych uczonych, którzy wnieśli znaczący wkład do współczesnej nauki, a którzy są lub byli ludźmi wierzącymi, niejednokrotnie jednocześnie duchownymi. Nie chodzi mi przy tym o argument "z autorytetu", aby pocieszać się świadomością, że skoro "ktoś taki" wierzy, to tym bardziej ja mogę, nie mając pojęcia o nauce i wnioskach z niej płynących. Moja motywacja jest w tym poście dużo prostsza. Osobom mniej zainteresowanym nauką, do czego mają pełne prawo, bo istnieją bardziej interesujące, a etycznie szlachetniejsze zajęcia, chciałbym pokazać i uspokoić je, że zarzuty, z którymi się spotykają ze strony niewierzących, a odnoszące się do szkód powodowanych przez religię w umysłach i osobowościach jednostek, oraz sugerujące niższy status intelektualny i psychiczny nie-do-rozwój osób wierzących, są pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia i niewarte najmniejszej troski. Dialog z takimi ludźmi można sobie darować już na samym początku, tym bardziej, że ich postawa dialog ten wyklucza, sugerując lub deklarując wprost nierówność między stronami dyskusji. Drugi motyw jest jeszcze prostszy. Chciałem w dość banalny sposób pokazać, że wszystkie te zarzuty odnośnie niepełnosprawności wierzących są elementarnie nieprawdziwe, nieuzasadnione i nie do obrony. Że są wynikiem niezwyczajnej wprost nierzetelności, niechlujności intelektualnej i że wypływają po prostu ze złej woli. Ich nośnikami są ludzie, którzy kierują się z góry przyjętymi założeniami, uprzedzeniami, wybiórczym myśleniem (jak Dawkins, który o złu religii potrafi powiedzieć wszystko, co można w ogóle pomyśleć, nie umie jednak dostrzec ani jednej wartości, której religia lub wiara byłyby generatorem) i którym przyznanie racji drugiej stronie w jakiś niezrozumiały sposób uwłacza, zagraża, dlatego nie umieją sobie na to pozwolić. Bo przecież łatwiej wytłumaczyć sobie stygmaty o. Pio tym, że wywoływał u siebie rany celowo kwasem karbolowym, niż np. sięgnąć po choćby jedną pracę, po lekturze której nie ostaje się nic z podobnej argumentacji (S.Gaeta, A.Tornielii, Ojciec Pio. Święty czy oszust?). Lub stwierdzić, że Marta Robin musiała w nocy podjadać, podkradając w ukryciu żywność, mimo stwierdzonego oficjalnie przez dwóch lekarzy paraliżu nie tylko całego ciała i wszystkich kończyn, ale także krtani, co uniemożliwiało jej i jakiekolwiek poruszanie się na łóżku, z którego nigdy nie schodziła, i przełykanie choćby kropli wody, niż uznać, że mogła przez 53 lata nie jeść, z powodu szczególnego wybrania i nadprzyrodzonej Bożej interwencji. Oczywiście, że łatwiej to zrobić, tylko czy uczciwiej? I w jakim celu to robić, skoro nie prowadzi to do żadnych wyjaśnień, a tylko do niespójności i pomnażania sprzeczności wewnętrznych? Zaprawdę, ludzie są zdolni do nadprzyrodzonych wysiłków, aby tylko wykazać, że nadprzyrodzoność nie jest możliwa.

Poniżej zostawiam kilka nazwisk współczesnych uczonych wierzących, w tym laureatów Nobla. Gdyby ktoś bardzo chciał, do tych wciąż żyjących pewnie można znaleźć adresy internetowe, można więc ich zapytać jak godzą swoją wiarę z uprawianiem nauki lub swoją niepełnosprawność intelektualną z sukcesami. Na pewno warto, zanim nazwie się głąbem kogoś, komu na płaszczyźnie naukowej nie jest się godnym zawiązać rzemyka u sandała. Ludziom prostym i nieodpowiedzialnym, ludziom mniej szlachetnym po prostu (którymi niemiecki myśliciel i nihilista Nietzsche gardził, podając za przykład jezuitów, których uważał za najszlachetniejsze i najświatlejsze jednostki w historii), zawsze przychodzi wszystko łatwiej i tym się w ogóle charakteryzują, że gdy mają do wyboru kilka opcji, ich udziałem staje się ta najłatwiejsza. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, krytyki rzeczywistości i sposobów bycia odmiennych niż własne. Cóż bowiem prostszego (w obu znaczeniach tego terminu, w tym prostactwa), niż definiować rzeczywistość wokół siebie w taki sposób, który np. Świadków Jehowy pozwala określać jako koty lub jehowców, a Kościół katolicki jako pe-do-filów (bo przecież dla takich "intelektualistów" nie stanowi problemu, że pe-do-filia dotyczy ok. 1-2% duchownych (wg. różnych źródeł od 0,5 do 4%), czyli 10-20 osób na 1000, a więc za jednym zamachem krzywdzi się pozostałe 980)? I czy można znaleźć jakościowe różnice pomiędzy takimi określeniami kogoś jak jehowiec, pe-do-fil (jako określenie w ogóle duchownego, nie duchownego-pe-do-fila) lub religiant? (Strona zmienia słowo p.e.d.o.f.i.l, którego nie da się normalnie tutaj napisać na "cośtam", stąd dodane przeze mnie myślniki).

Jaki umysł więc i jaką osobowość stać na określenie "religiantem" człowieka, który np. przez 40 lat zajmował się badaniami genetycznymi pod kątem wykrywania chorób i wad rozwojowych, więźnia obozu koncentracyjnego, który jako jedyny podczas II Wojny Światowej zaproponował swoją śmierć w zamian za przeżycie innej osoby, francuskiego policjanta, który zrobił to samo wobec terrorysty czy 11-latkę mającą tak rozwinięty zmysł moralny i poczucie godności wpisane w nią przez Boga, że wolała zostać zadźgana niż zgwałcona, tylko dlatego, że nosili medalik, odmawiali po pracy różaniec lub w portfelu obok zdjęcia żony mieli także obrazek ulubionego świętego? To są pytania retoryczne i nie dotyczą wierzących czy agnostyków, bo dla nich odpowiedź jest klarowna i sama możliwość ich postawienia zawstydza normalnych, moralnie zdrowo rozwiniętych ludzi. To są pytania do internetowych ateistów (co nie znaczy, że "płotek" i chuliganów, przeciwnie, są wśród nich publicyści, współzałożyciele portali racjonalistycznych, autorzy blogów chcących uchodzić za naukowe i niezliczone rzecze wykształconych forumowiczów), o których, jeśli nie mają schizofrenii, sądzę, że poza Siecią wyznają te same poglądy, "wartości" i używają tego samego języka wobec tych, którzy nie podzielają ich materialistycznego (w nauce już przedawnionego, więc w żaden sposób nie jest on synonimem "naukowego") widzenia świata. Są to jednak nawet wobec nich pytania retoryczne, bo jak to ukazałem i jak będzie widać poniżej, nie ma możliwości wybronienia się z takich zachowań, takiego postrzegania i stosunku do osób, instytucji i całego świata wartości związanego z rzeczywistością religii.

Ta wybiórcza lista dotyczy tylko przedstawicieli nauk ścisłych, pomijam literatów (trwają starania o proces beatyfikacyjny Tolkiena), ekonomistów i kategorię pokojową (w której rok za rokiem nagrodę dostaje wierzący i o której tutaj wspominam jedynie wyrywkowo). Pomijam też całe dzieje nauki przed XX w., bo to post pisany na kolanie, a dodatkowo nie ma potrzeby tego robić, choć przypuszczam, że im dalej w historię, tym mniej przychylnie dla ateizmu, jako, że jest on zjawiskiem w skali szerszej (trudno powiedzieć masowej) późnonowożytnym i oświeceniowym.

*

Max Planck (1858 - 1947) – niemiecki fizyk i teolog luterański, autor prac z zakresu termodynamiki, promieniowania cieplnego, energii, dyspersji, optyki, teorii względności, a przede wszystkim teorii kwantów. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z 1918 roku. W roku 1900, pracując nad teorią promieniowania emitowanego przez ciało doskonale czarne, zmodyfikował prawo Wiena, wprowadzając do wzoru nową stałą fizyczną, nazwaną potem jego nazwiskiem. Koncepcja, zgodnie z którą energia może być emitowana tylko w określonych porcjach, zwanych kwantami, dała początek mechanice kwantowej.
Był promotorem kilku późniejszych sław z dziedziny fizyki, w tym dwóch laureatów Nagrody Nobla (Maxa von Lauego i Walthera Bothego). Jako jeden z pierwszych docenił teorię względności Einsteina i będąc rektorem Uniwersytetu Berlińskiego sprowadził go na tę uczelnię. Od lat 20. XX w. Planck uchodził za największy autorytet w dziedzinie fizyki w Niemczech i piastował wiele czołowych stanowisk w towarzystwach naukowych swego kraju (między innymi w Cesarskim Towarzystwie Naukowym, przemianowanym później na Towarzystwo Maxa Plancka).

Henri Bergson (1859 - 1941) - francuski filozof, laureat Nagrody Nobla, autor m.in. książki Dwa źródła moralności i religii. Z pochodzenia Żyd, im bliżej był śmierci, tym bardziej zbliżał się do katolicyzmu, tak, że mówi się o jego nieformalnej konwersji. Na jego prośbę we mszy św. pogrzebowej noblisty uczestniczył ksiądz.

Gerty Theresa Cori (1896 - 1957) – amerykańska biochemiczka. W 1947 roku razem z mężem Carlem Corim otrzymała Nagrodę Nobla w zakresie fizjologii i medycyny za badania nad glikogenolizą. Urodzona w rodzinie żydowskiej, przeszła w wieku dorosłym na katolicyzm.

Jerome Jean Louis Lejeune (1926 - 1994) – francuski lekarz i genetyk, Sługa Boży Kościoła katolickiego, doktor medycyny i doktor nauk Sorbony w Paryżu. Dokonał odkrycia etiologii zespołu Downa – trisomii chromosomu 21, za które to odkrycie w 1961 roku otrzymał nagrodę Kennedy'ego. Członek Papieskiej Akademii Nauk. W 1963 opisał jako pierwszy zespół cri du chat, którego przyczyną okazała się delecja krótkiego ramienia 5 chromosomu. Czasami zespół ten nazywany był zespołem Lejeune'a. Odkrył ponadto związek pomiędzy niedoborem kwasu foliowego u kobiet ciężarnych a ryzykiem wystąpienia wad cewy nerwowej u płodu. Jan Paweł II mianował go pierwszym przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia. Jego odkrycia z dziedziny genetyki, nabrały szczególnego znaczenia dla określenia statusu prawnego ludzkich embrionów.

Gregor Johann Mendel OSA, Grzegorz Mendel (1822 - 1884) − zakonnik, opat zakonu augustianów w Brnie na Morawach, prekursor genetyki (tu jako wyjątek z XIX w., ale postać na tyle ważna, że nie mogłem się powstrzymać).

David Jonathan Gross (ur. 1941) – fizyk amerykański. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (2004). Za prace dotyczące asymptotycznej swobody w teorii silnych oddziaływań między cząstkami elementarnymi otrzymał w roku 2004 Nagrodę Nobla. Wyznawca judaizmu.

Peter Andreas Grünberg (1939 - 2018) – niemiecki fizyk, jeden z odkrywców efektu gigantycznego magnetooporu, dzięki któremu możliwa stała się miniaturyzacja dysków twardych. Za dokonane odkrycie w 2007 wraz z Albertem Fertem roku otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. Katolik, ale dostrzegający wartość innych religii, a zarazem ograniczoność wszystkich, jak sam pisze na stronie nobelprize.org. Dodaje też: And yet I believe that there is more than what we see, hear etc., or can detect with instruments. But it is a feeling borne out of many details of my personal experience and therefore impossible to share or communicate.

William Daniel Phillips (ur. 1948) – amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla. W 1997 roku wraz z Stevenem Chu i Claude’em Cohen-Tannoudjim otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki za rozwój metod chłodzenia i pułapkowania atomów laserem. Metodysta. Na stronie nobelprize.org, wspominając rozmowy z rodzicami przy kolacjach w rodzinnym domu, pisze:W tych dyskusjach nasi rodzice przekazali nam ważne wartości dotyczące szacunku dla innych ludzi, ich kultur, ich pochodzenia etnicznego, wiary i przekonań, nawet jeśli bardzo różniły się od naszych. Nauczyliśmy się troski o innych, którzy mieli mniej szczęścia niż my. Wartości te były wspierane i wzmacniane przez dojrzewającą wiarę religijną. Nieco dalej kontynuuje:
W 1979 roku, krótko po tym, jak Jane i ja przeprowadziliśmy się do Gaithersburga, dołączyliśmy do Zjednoczonego Kościoła Metodystycznego w Fairhaven. (...) Tam znaleźliśmy zbór, którego różnorodność etniczna i rasowa oferowała nieodparte bogactwo doświadczeń religijnych.
Podsumowując przyjście na świat dwóch córek, pisze: Ich przybycie w czasie, gdy ja i Jane staraliśmy się znaleźć nowe miejsca pracy, wymagało delikatnego zrównoważenia pracy, domu i życia religijnego.

Daniel Chee Tsui (ur. 1939) – amerykański fizyk, pochodzenia chińskiego, laureat Nagrody Nobla. Był profesorem na Uniwersytecie Princeton. Specjalizował się w elektronice ciała stałego oraz prowadził badania nad silnym polem magnetycznym działającym na elektrony. W roku 1998 otrzymał, wraz z Robertem Laughlinem i Horstem Störmerem, nagrodę Nobla za duży wkład w rozwój fizyki ciała stałego. Praktykujący luteranin. Na stronie nobelprize.org, wspominając moment otrzymania wiadomości o dostaniu się do szkoły w USA (mieszkał wtedy jeszcze w Hongkongu), pisze:
Późną wiosną następnego roku otrzymałem zaskakująco dobrą wiadomość ze Stanów Zjednoczonych, że przyjęto mnie do luterańskiej alma mater pastora mojego kościoła Augustana College w Rock Island w stanie Illinois. (...) Spędziłem tam najlepsze trzy lata mojego życia. To właśnie tam po raz pierwszy miałem czas na zmaganie się z moją wiarą luterańską, przemyślenie i nadanie sensu doświadczeniu życiowemu. W Hongkongu jako stypendysta zawsze byłem bardzo zajęty, mocno zaangażowany w działalność i obowiązki kościelne.

sir John Carew Eccles (1903 - 1997) – australijski neurofizjolog, laureat Nagrody Nobla. W 1963 roku otrzymał, wraz z Alanem Hodgkinem i Andrew Huxleyem, Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny za odkrycie mechanizmów jonowych pobudzania i hamowania na zewnątrz i wewnątrz błony komórkowej neuronów. Przeciwnik materializmu, argumentował w swoich pracach za istnieniem niematerialnej duszy, wierzył w osobowego Boga.
„Możemy patrzeć na śmierć ciała i mózgu jako na rozpad naszego dualistycznego istnienia. Mamy nadzieję, że uwolniona dusza znajdzie nową przyszłość o głębszym znaczeniu i bardziej zachwycających doświadczeniach w jakiejś odnowionej ucieleśnionej egzystencji zgodnie z tradycyjnym chrześcijańskim nauczaniem” (Evolution of the Brain: Creation of the Self)

Arthur Leonard Schawlow (1921 - 1999) – amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla. W 1981 roku otrzymał, wraz z Kai Siegbahnem i Nicolaasem Bloembergenem, Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki za wkład do rozwoju mikroskopii laserowej i elektronowej wysokiej rozdzielczości. Aktywny chrześcijanin-protestant.

Alexis Carrel (1873 - 1944) – francuski chirurg, filozof i moralista. Laureat nagrody Nobla z fizjologii i medycyny w 1912 roku. Katolik nawrócony w dorosłym wieku po wydarzeniach w Lourdes, których nie potrafił naukowo wytłumaczyć.

Andrew McIntosh – profesor na Wydziale Inżynierii Uniwersytetu w Leeds w dziedzinie termodynamiki i teorii spalania. Od 1996 jest członkiem Instytutu Matematyki, a od 2002 Instytutu Fizyki. Jest także członkiem Instytutu Energii, Royal Aeronautical Society oraz Institute of Gas Engineers and Managers. Specjalista w zakresie spalania, zapłonu i eksplozji. Opublikował w tej dziedzinie ponad 100 prac naukowych. Ostatnio jego zainteresowania obejmują biomimetykę – naukę zajmującą się śledzeniem i naśladowaniem „inżynierskich” rozwiązań w biosferze, jak też tematykę pochodzenia informacji i jej roli w naukach biologicznych. Jest współwłaścicielem pięciu patentów.
Badania grupy prof. McIntosha dotyczą rozwoju nowej technologii μMist (inżynieria bioniczna/biomimetyka), która opiera się na przyrodniczych rozwiązaniach (m.in. mechanizm obronny żuka bombardiera). W grudniu 2010 ich praca otrzymała nagrodę w dziedzinie innowacji i technologii. Aktywny kreacjonista, brał udział w debacie telewizyjnej z R. Dawkinsem.

Werner Arber (ur. 1929 ) – genetyk i mikrobiolog szwajcarski, laureat Nagrody Nobla z medycyny w 1978 (odkrycie enzymów restrykcyjnych i ich zastosowanie w genetyce molekularnej). Prezes Papieskiej Akademii Nauk.

Arno Allan Penzias (ur. 1933) – amerykański fizyk i astrofizyk pochodzenia niemieckiego, pracownik Bell Telephone Laboratories w Holmdel (New Jersey), laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki za odkrycie mikrofalowowego promieniowania tła. Nagrodę Nobla otrzymał w roku 1978 wraz z Robertem W. Wilsonem.
Nasze najlepsze dane (dotyczące Wielkiego Wybuchu) są dokładnie tym, czego bym się spodziewał, gdybym miał tylko Pięcioksiąg Mojżesza, Psalmy i Biblie jako całość. (...) niektórzy ludzie czuja się nieswojo ze światem stworzonym celowo. Aby zaprzeczyć celowości z reguły spekulują na temat rzeczy, których nigdy nie widzieli. (za: Schaefer, H.F., Conflict or Coherence. The Apollos Trust, 2003)

Ilya Prigogine (1917- 2003) – belgijski fizyk i fizykochemik pochodzenia rosyjskiego, arystokrata, laureat Nagrody Nobla z dziedziny chemii w roku 1977 za wkład w rozwój termodynamiki nierównowagowej procesów nieodwracalnych, a w szczególności za teorię struktur dyssypatywnych. Wierzący, aktywnie zajmujący się, także na podłożu własnych odkryć, wkładem nauki w pogłębione i bardziej odpowiednie dla czasów naukowych rozumienie i ukazywanie duchowości.

Christian Boehmer Anfinsen Jr. (1916 - 1995) – biochemik amerykański. Pracował w National Institutes of Health w Bethesda oraz w Johns Hopkins University. Badania Anfinsena nad rybonukleazami dotyczące powiązań sekwencji aminokwasów i konformacji białka z jego aktywnością biologiczną zostały uhonorowane Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii w 1972 roku.
Myślę, że tylko ktoś nie przy zdrowych zmysłach może być ateistą (...).

Ugrzeczniłem nieco jego wypowiedź, w oryginale pada słowo "idiota". Przytaczając ją nie chcę nikogo obrazić, a tylko unaocznić jak umysł wybitnego uczonego może być zdziwiony sugestią, że nauka powinna prowadzić go w stronę ateizmu. Można by pewnie usłyszeć w tym momencie, że intelektualnie on zapewne to wiedział lub przeczuwał, ale emocjonalnie bronił się przed tym rękami i nogami, ale jak już wyżej wspomniałem są to pozamerytoryczne pogadanki ludzi, którzy przyjęli na początku pewne założenia i teraz już tylko zmuszeni są kontynuować myślenie po tej linii, wzajemnie wspierając się w tym przez wymyślanie kolejnych motywów wiary u wierzących i na własne potrzeby tłumacząc fenomen wiary u ludzi bystrzejszych od siebie. Przecież gdyby jeden jedyny raz uznało się, że ktoś bystrzejszy od nas wierzy w Boga dlatego po prostu, że jest to zasadne, że ma ku temu przesłanki, już nigdy nie można byłoby z czystym sumieniem wyżywać się na "religiantach" na ich własnych forach, na których osoby niewierzące załatwiają jakieś nieprzepracowane problemy. Nie można byłoby pisać artykułów na temat religii, przy których tworzeniu być może ktoś odnalazł drogę do samoakceptacji i w końcu czuje, że potrafi wygenerować coś, co daje mu uznanie w oczach środowiska. Nie wiem, wolno mi jako stronie doświadczającej agresji, pogardy i podejrzewanej o różne ułomności szukać i domyślać się motywów kierujących działaniami ludzi, od których to wszystko przychodzi. Myślę sobie, że przyzwoity ateista, jakoś wolny wewnętrznie i pewny swojego wyboru, zostawia kwestię Boga i nadprzyrodzoności za sobą, postanawiając zając się tym, co uważa za istotne, w swoich oczach cenne i przede wszystkim realne. Ja, gdy przestałem wierzyć, że kręgi w zbożach są dziełem Obcych i odkąd św. Mikołaj jest dla mnie już tylko biskupem z przełomu III/IV wieku, nie zajmuję się istotami, których istnienia nie przyjmuję i zjawiskami, które w moim przekonaniu się nie wydarzają. Mam ciekawsze zajęcia. Nie prześladuję fascynatów UFO w internecie, nie obrażam ich spotykając realnie lub na jakimś forum, nie przyszło mi do głowy też nigdy ich wyśmiać, czasem się tylko dziwię zaangażowaniu i zainteresowaniu czymś, co w moich oczach nie ma realnej wartości, ani też uzasadnionych podstaw do zaangażowania sił na rzecz tego. Zdarza mi się za to ich wysłuchać, o coś zapytać, wymienić argumenty. Podobnie z ludźmi wierzącymi w płaską ziemię i twierdzących, że świat został stworzony w 6 dni. Dlaczego miałbym ich gnębić, zaniżać status ich osoby, poddawać w wątpliwość ich psychiczne władze i intelektualny potencjał? Być może tylko go źle ukierunkowują lub ktoś ich zwiódł. Tak jak wielu świadków Jehowy, którzy są często przyzwoitymi ludźmi i szczerze wierzą, że ci, którzy przekazują im wiedzę robią to ze szlachetnych pobudek i mają ku temu kompetencje. Co mogłoby mną kierować, gdybym znalazł sobie sposób na życie i osobiste spełnienie poprzez poniżanie, obrażanie, ośmieszanie i prześladowanie tych, o których sądzę, że są w błędzie? Naprawdę ktoś wierzy, że może takie hobby wypływać ze szlachetnych pobudek? Stąd moje przypuszczenia, że motywy kierujące "oświeconymi" (jak biolog R. Dawkins i neurobiolog D. Dennett określają ateistów z wyboru) najprawdopodobniej nie są cnotami, ani nie są owocami i efektem wewnętrznej pracy nad sobą, wykształcającej jakieś szlachetne nawyki, ale są wykwitami jakichś nie-wolnych, nieoczyszczonych potrzeb/popędów i niechwalebnych cech, szukających poprzez takie zajęcia realizacji i ujścia. Wolny, dojrzały, a przede wszystkim przyzwoity człowiek nie współczuje komuś, komu nie ma potrzeby współczuć, nie stara się też za wszelką cenę nieustannie wykazywać, że zniszczone lub brzydkie buty nie mogą się już przydać nawet do pracy przy szambie lub, że z robaczywych owoców nie można już nawet zrobić kompotu czy kompostu, skoro nie da się ich wystawić na targach lub choćby poczęstować gości na domówce. Dlaczego więc ateista, odrzucający baśnie, mity i zabobony poświęca wszystkie siły na walkę z niebytami i przekonywanie wierzących, że są w niebywałym błędzie i że lepiej zrobią porzucając swoje przekonania? Lepiej, bo to ich wyzwoli, uszczęśliwi? Ateista wie, że to nieprawda, że świadomość kosmicznego przypadku na niespotykaną skalę i poczucie kosmicznego sieroctwa nikogo nie wyzwalają, ani nie uszczęśliwiają. Co najwyżej wzrosną statystyki samobójstw (niejedne badania wykazały, że wśród ludzi religijnie aktywnych nie tylko mniej jest rozwodów i szybciej dochodzą do zdrowia po przebytych chorobach, ale mniej jest również samobójstw i rzadziej dosięga ich depresja). Co więc kieruje walczącym ateistą? I dlaczego będąc przekonanym, że religia nie odpowiada faktycznemu stanowi rzeczy, nie jest jednak w stanie znaleźć choćby jednej wzniosłej lub przynajmniej najlichszej z wartości, która narodziła się wewnątrz niej i która w życiu społecznym lub umysłowym jednostki rodzi pozytywne skutki? Przecież wszyscy wiemy, nawet dzieci w wieku przedgimnazjalnym, że pozytywne nastawienie do życia i postrzeganie życiowej przestrzeni jako bezpiecznej, przyjaznej nam, czekającej jakby na zagospodarowanie i spożytkowanie (o czym zapewnia religia mówiąc za Księgą Rodzaju, że byt jest dobry i chciany, a ponadto objęty Opatrznością), że wszystko to służy przetrwaniu, wydajności, chęci do życia i poczuciu obowiązku wobec niego i tej podarowanej przestrzeni, a więc, że można czerpać z tego korzyści i zwalniać dodatkowo miejsca w szpitalach dla tych, którzy nie potrafią się wspomóc nadzieją i wiarą w przyszłość jak ci głupi wierzący. Przecież wszyscy to wiemy, wyraźnie lub choćby mgliście. Po co więc te krucjaty przeciw wierzącym, zwłaszcza chrześcijanom, szczęśliwym z Chrystusem, i okazywaniem im pogardliwego współczucia podszytego jakimś nieuświadomionym mechanizmem potrzeby nieustannego szturchania ich, przedrzeźniania, psucia im dobrego humoru i wygaszania światła, które w sobie noszą i które często wypracowali po trudach życia lub wbrew życiowym dramatom, właśnie dzięki pomocy religii i sile zawartej w istocie aktu wiary? Co nakazuje ewangelizatorom przypadku i ślepych sił natury odbierać ludziom słońce i powietrze, które ich karmią i dają żywotne soki, i które jak twierdzą ci ostatni, wystarczają im do życia i realizacji, nawet jeśli miałoby okazać się, że mylą się i błądzą? Nie ma takich racji, które obróciłyby podobne zachowania w czyn szlachetny i wzniosły. To krucjaty nieporównywalnie mniej humanistyczne niż te średniowieczne, które miały religijno-historyczno-polityczny kontekst i można przynajmniej spróbować zrozumieć motywy stojące u ich podłoża. Tutaj jest to niezrozumiałe i nie dające się racjonalnie usprawiedliwić.


Ostatnio zmieniony przez aszug dnia Pią 16:11, 14 Sie 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aszug




Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 14:44, 14 Sie 2020    Temat postu: Re: Czy religia jest dla głąbów?

Przepraszam ewentualnego czytelnika za ten wtręt, wróćmy do listy nazwisk.

Sir Derek Harold Richard Barton (1918 - 1998) – chemik brytyjski, laureat Nagrody Nobla z dziedziny chemii w roku 1969 za badanie wpływu stereochemii na szybkość reakcji chemicznych i za wkład w rozwój analizy konformacyjnej i jej zastosowanie w chemii. W latach 1953–1955 profesor Uniwersytetu Londyńskiego, następnie w latach 1955–1957 Uniwersytetu w Glasgow, 1957–1970 Imperial College London. Członek Royal Society oraz innych akademii nauk i towarzystw naukowych.



Albert Szent-Györgyi (1893 - 1986) – węgierski biochemik, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny (1937). Pracował w Instytucie Higieny Tropikalnej w Hamburgu, następnie w Instytucie Fizjologii w holenderskim Groningen. Był profesorem Uniwersytetu w Segedynie (1931–1945), następnie uniwersytetu w Budapeszcie (do 1947). Został wybrany do wielu akademii i towarzystw naukowych, m.in. PAU (1937). W 1947 roku wyjechał do USA, gdzie został profesorem w Princeton. W 1954 roku został laureatem nagrody im. Alberta Laskera. Wyodrębnił z owoców papryki i zidentyfikował witaminę C (1933); odkrył witaminę P (1936). Wykazał, że kwas adenozynotrifosforowy (ATP) jest niezbędnym źródłem energii umożliwiającej skurcz mięśni. Za odkrycia dotyczące procesów spalania biologicznego, a szczególnie za odkrycie i ustalenie budowy chemicznej witaminy C (kwasu askorbinowego), otrzymał w 1937 roku Nagrodę Nobla.
Twierdził, że nie jest człowiekiem religijnym, którego utożsamiał ze znającym odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale uważał, że jest człowiekiem pobożnym, który wciąż więcej pyta i szuka, niż już wie.

Charles Hard Townes (1915 - 2015) – amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w roku 1964 za badania dotyczące elektroniki kwantowej i wynalezienie masera. Opracował też podstawy naukowe, które doprowadziły do skonstruowania lasera rubinowego przez jego studenta Theodore'a Maimana. Laureat wielu innych nagród, w tym nagrody Templetona, za wkład w godzenie nauki i religii. Baptysta, członek Papieskiej Akademii Nauk.

Mario José Molina Henríquez (ur. 1943) – meksykański chemik atmosfery, laureat Nagrody Nobla w 1995. W 1995 otrzymał, wraz z Paulem Crutzenem (który kilka lat wcześniej zaobserwował podobny wpływ tlenku azotu na warstwę ozonową) i F. Sherwoodem Rowlandem, Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii za wkład w badania chemii atmosfery, zwłaszcza procesów powstawania i destrukcji warstwy ozonowej. Katolik, członek Papieskiej Akademii Nauk.

s. Mary Kenneth Keller (1913 - 1985) – amerykańska zakonnica, pedagog i innowatorka w dziedzinie informatyki. 7 czerwca 1965 odebrała wraz z Irvingem Tangiem pierwsze amerykańskie doktoraty w tej dziedzinie, zdobywając je na uniwersytecie waszyngtońskim. Pomogła rozwinąć podstawy programowania.

Georges-Henri Lemaître (1894 - 1966) – belgijski ksiądz katolicki i astronom, jeden ze współtwórców współczesnej kosmologii relatywistycznej. Jako pierwszy zastosował w kosmologii fizykę kwantową. Rozwijał idee Alberta Einsteina. Stworzył hipotezę Wielkiego Wybuchu (nazywał ją Hipotezą Pierwotnego Atomu). Przewidział istnienie promieniowania reliktowego.

Ciekawostka odnośnie ks. Lemaitre'a z ostatnich dni: prawo Hubble’a - Lemaître’a, link [link widoczny dla zalogowanych]


ks. Lemaitre i Einstein

Robert Jastrow (1925 - 2008) – astronom, fizyk i kosmolog. Pracował dla NASA w czasie lotów na Księżyc.
Teraz widzimy, że dowody z astronomii prowadzą do biblijnego poglądu na pochodzenie świata. Zachodzą wprawdzie różnice w szczegółach, ale zasadnicze elementy w astronomicznej i biblijnej Księdze Rodzaju są jednakowe: łańcuch wydarzeń prowadzących do człowieka rozpoczął się nagle i gwałtownie w określonym momencie, w błysku światła i energii (God and the Astronomers, Nowy Jork 1978).

Jacques Arsac - francuski fizyk i informatyk. Po ukończeniu fizyki w prestiżowej Ecole normale superieure pracował najpierw w dziedzinie radioastronomii. W 1956 stworzył centrum obliczeniowe obserwatorium w Meudon, a następnie nim kierował. W 1965 został mianowany profesorem tytularnym katedry programowania na wydziale nauk ścisłych w Paryżu.
Jego badania w dziedzinie informatyki dotyczyły programowania, którym zajął się w pracy Podstawy programowania. Opracował metodę tworzenia programów, która jest dziś szeroko stosowana w szkolnictwie. Pełnił funkcję generalnego inspektora szkół średnich.
Arsac wiele zdziałał na rzecz rozwoju informatyki broniąc od roku 1970 na łamach "La Science informatique" tezy, wedle której informatyka stanowi prawdziwą dyscyplinę naukową. Jej naturę i znaczenie analizował w książce Maszyny myślące. Jest autorem licznych artykułów i siedmiu książek o informatyce, a także członkiem-korespondentem francuskiej Akademii Nauk (Wiara w Jezusa Chrystusa jest dla mnie tym, co nadaje sens mojemu życiu, za: Delumeau, patrz poniżej).

Jean Dorst - przez 10 lat dyrektor Museum national d'histoire naturelle, od 1947 r. pracownik tej instytucji, profesor zwyczajny w katedrze zoologii ssaków i ptaków.
Ornitolog i ekolog, autor kilkuset publikacji naukowych, w tym przetłumaczonej na siedemnaście języków Zanim przyroda umrze oraz Siła życia. Obie książki są pokłosiem jego misji badawczych w świecie.
Członek Academie des sciences, Academie des sciences d'outre-mer, Academie nationale de Bordeaux, członek-korespondent Academie de Montpellier, członek honorowym licznych towarzystw naukowych we Francji i za granicą (Tytułem anegdoty przypomnę spotkanie jednego z moich mistrzów, jednego z największych biologów francuskich naszego stulecia, dziś już nieżyjącego, z pewną młodą, nieco naiwną studentką. Kończąc rozmowę, uczony powiedział: "Tak, proszę pani, spotkałem Boga - tam, gdzie pani nigdy Go nie spotka...na szczytach nauki!", za: Delumeau).

Alexandre Favre (ur. 1911) - studia wyższe ukończył na uniwersytetach w Aix-Marseille i w Paryżu, gdzie obronił pracę doktorską z fizyki w zakresie mechaniki płynów i turbulencji atmosferycznej. Wykładowca na wydziale nauk ścisłych w Marsylii, w 1960 założył Instytut Statystycznej Mechaniki Turbulencji dla badania przepływów cieczy przy prędkościach pod- i ponaddźwiękowych oraz na pograniczu atmosfera-ocean. Był naukowym współpracownikiem ministerstwa lotnictwa, Office national d'etudes et de recherches aerospatiales, doradcą naukowym Komisariatu Energii Atomowej; w latach 1962-63 profesor wizytujący na Johns Hopkins University w Baltimore; członek Comite national de la recherche scientifique oraz Comite consultatif des universites, prezez Federation universitaire de mecanique. Członek Academie des sciences i Academie nationale de l'air et de l'espace (W moim doświadczeniu naukowym nie znalazłem sprzeczności z wiarą. Co więcej, oznaki celowości nastawionej na życie - coraz bardziej widoczne w trakcie refleksji międzydyscyplinarnej - wiarę tę potwierdziły, za: Delumeau).

Paul Germain - matematyk, dawny uczeń Ecole normalne superieure. Jego pierwsze prace dotyczyły aerodynamiki około- i ponaddźwiękowej oraz teorii fal uderzeniowych w dynamice gazów i hydromagnetodynamice. Później poświęcił się mechanice ośrodków ciągłych i jej zastosowaniom w mechanice ciała stałego. Jest autorem około setki rozpraw i sprawozdań oraz kilku książek.
Był wykładowcą w Ecole polytechnique, na Uniwersytecie Piotra i Marii Curie oraz na kilku uniwersytetach w USA. W latach 60-tych dyrektor generalny Office national d'etudes et de recherches aerospatiales (ONERA), w latach 70-tych prezes Union internationale de mecanique theorique et appliquee (IUTAM). Doktor honoris causa kilku uniwersytetów zagranicznych, dożywotni sekretarz francuskiej Akademii Nauk, członek Międzynarodowej Akademii Astronautyki, Papieskiej Akademii Nauk oraz kilku akademii zagranicznych (Chrześcijanie w swych codziennych modlitwach, Kościół w swej liturgii, nieustannie przypominają sobie, że świat ma być przyjmowany jako dar Boga oraz że ludzie winni brać zań odpowiedzialność, aby wcielać w społeczeństwach marzenie stryjecznego prawnuka ślimaka o sprawiedliwości i w ten sposób przygotowywać nadejście Królestwa. Chrześcijanie i Kościół mogą powtarzać ludziom słowa, jakie otrzymali: "Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie wam dana." Tym, co jest trudne i o co trzeba się starać z wytrwałością i wyobraźnią, jest przenikanie sprawiedliwości do życia ludzkości. Reszta, jak rachunek całkowy, nauka, technologia, wzrost możliwości i autonomii, kontrola nad światem, wszystko to jest stosunkowo łatwe i przyjdzie w dość naturalny sposób jako przedłużenie dzieła ewolucji biologicznej (...), za: Delumeau).

Pierre Karli (ur. 1926) - wykładowca neurofizjologii na wydziale medycyny Uniwersytetu im. Ludwika Pasteura w Strasbourgu i dyrektor departamentu neurofizjologii w Centre de neurochimie CNRS od 1966 do 1987 roku. Profesor emerytowany neurofizjologii.
Prezydent Uniwersytetu im. Ludwika Pasteura w Strasbourgu, prezes ISRA (International Society for Research on Aggression) oraz prezes EBBS (European Brain and Behaviour Society). Członek Academie des sciences (Z jednej strony mogę chyba powiedzieć, że zawsze starałem się wypełniać podstawowy warunek wszelkiej pracy naukowej, jakim jest intelektualna uczciwość i dokładność. Skądinąd nie ulega jednak wątpliwości, że wiara chrześcijańska i wynikające z niej koncepcja człowieka wpłynęły w pewien sposób na moją refleksję naukową. Każdy badacz potrzebuje całościowej wizji swej dziedziny, pewnych ram koncepcyjnych umożliwiających tworzenie hipotez roboczych i właściwą interpretację wyników. Otóż jeśli chodzi o bardzo złożone interakcje mózgu i zachowania, dane, jakimi dysponujemy, są bardzo fragmentaryczne i częściowo sprzeczne. Jeśli więc chce się konstruować spójną i znaczącą syntezę, trzeba dokonywać wyborów. Wybory te - czy jest się tego świadomy, czy też nie - podlegają wpływom motywów zewnętrznych wobec ściśle naukowej metody. Z chwilą gdy w interesującej nas dziedzinie aktualny stan wiedzy pozwala na kilka interpretacji, wówczas jest dla mnie ważne i wystarczające, by wiedzieć, że moja osobista interpretacja jest jedną z możliwych (...). Cytując filozofa Jeana Guittona, chrześcijanina i członka francuskiej Akademii Nauk, "Nie miałbyś tak bolesnego poczucia niedoskonałości i absurdu, gdybyś nie miał głębszego obrazu Doskonałości", Karli pisze: Człowiek uczyniony na obraz Boga nosi w sobie cząstkę boskości - światła i nieskończoności - zaś zło jest w gruncie rzeczy rozmyślną negacją tego istotnego aspektu, istotnego, bo wyzwalającego nasze istnienie i życie, za: Delumeau).

John David Barrow (ur. 1952) – angielski fizyk teoretyk, kosmolog, profesor nauk matematycznych na Uniwersytecie Cambridge, pisarz popularnonaukowy. Jest także dyrektorem Millenium Mathematics Project. Na swym koncie ma ponad 350 publikacji i ponad 100 recenzji naukowych, a także książki popularnonaukowe (w j. polskim ukazały się Księga wszechświatów, Księga nieskończoności, Kres możliwości? Granice poznania i poznanie granic, Wszechświat a sztuka. Fizyczne, astronomiczne i biologiczne źródła estetyki, Początek Wszechświata, Teorie wszystkiego. W poszukiwaniu ostatecznego wyjaśnienia, Pi razy drzwi, Książka o niczym, Stałe natury. Anglikanin.

Carl Friedrich Freiherr von Weizsäcker (1912 - 2007) - niemiecki fizyk i filozof. Twórca wzoru Weizsäckera, odkrywca tzw. cyklu węglowego. W czasach Trzeciej Rzeszy uczestniczył w badaniach nad niemiecką bronią atomową. W latach 1946-1957 pracował jako kierownik działu w Instytucie Maxa Plancka w Getyndze. W latach 1957-1969 wykładał filozofię na uniwersytecie w Hamburgu. W latach 1970-1980 kierował Instytutem Maxa Plancka. Był członkiem Rady Naukowej Instytutu Nauk o Człowieku. W 1989 został laureatem Nagrody Templetona, autor 17 książek, w tym Wiara chrześcijańska i nauka.

Stanley L. Jaki OSB (1924 - 2009) - węgierski kapłan z zakonu benedyktynów, teolog, fizyk i filozof nauki. Od 1975 roku do śmierci był profesorem na Uniwersytecie Seton Hall w South Orange w stanie New Jersey. W 2018 roku, Jaki został nazwany przez portal Aleteia.org jednym z pięciu katolickich naukowców, „którzy ukształtowali nasze rozumienie świata” obok Kopernika, Gregora Mendla, Giuseppe Mercalli'ego i Georges'a Lemaitre'a.
Po ukończeniu studiów licencjackich z filozofii, teologii i matematyki, uzyskał dyplom z teologii i fizyki oraz doktorat z teologii na Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie (1950) oraz z fizyki na Uniwersytecie Fordham (1958), pod przewodnictwem laureata Nagrody Nobla Victora Hessa, współodkrywcy promieni kosmicznych. Prowadził również badania podoktoranckie z filozofii nauki na Uniwersytecie Stanforda, UC Berkeley, Uniwersytecie Princeton i Institute for Advanced Study w Princeton.
Jaki jest autorem 29 książek, w tym ok. 20 poświęconych związkom współczesnej nauki z chrześcijaństwem. Był wykładowcą Fremantle w Balliol College w Oksfordzie, wykładowcą Hoyt na Uniwersytecie Yale oraz wykładowcą Farmington Institute na Uniwersytecie Oksfordzkim. W latach 1974–1975 i 1975–1976 był wykładowcą Gifford na Uniwersytecie w Edynburgu. W 1987 roku otrzymał Nagrodę Templetona. Był jedną z pierwszych osób w nauce, które uważały, że twierdzenie Gödla o niezupełności jest istotne dla teorii wszystkiego (TOE) w fizyce teoretycznej.

Francisco J. Ayala (ur. 1934) – amerykański genetyk, biolog molekularny i filozof, autor książki Dar Karola Darwina dla nauki i religii. Został wyświęcony na kapłana w zakonie dominikańskim, by po chwili opuścić zakon.
Prowadził badania dotyczące genetyki populacyjnej i ekologii muszek owocowych, później zajmował się genetyką i ewolucją pierwotniaków wywołujących choroby tropikalne (m.in. świdrowcem amerykańskim powodującym chorobę Chagasa).
Nagroda National Medal of Science, przyznawana przez prezydenta USA za znaczący wkład w rozwój nauki. Nagroda Templetona za rok 2010. 12 doktoratów honoris causa.
Był członkiem American Association for the Advancement of Science, pełniąc funkcję przewodniczącego jego rady dyrektorów w latach 1993–1996. Był także doradcą Agencji Ochrony Środowiska USA, National Science Foundation i National Institutes of Health. Trzeba tu podać informację o tym, że został oskarżony o molestowanie 4 kobiet, post jednak nie dotyczy etycznej nieskazitelności przedstawianych tu osób, a jego jedynym celem jest zbadać, czy IQ osób wierzących pozwala im uprawiać naukę i osiągać w niej sukcesy.

Artur Peacocke (ur. 1924) - brytyjski biochemik z Oxfordu, pionier wczesnych badań nad strukturą DNA. Najpierw "łagodny agnostyk", jak siebie określał, potem coraz bardziej przekonany, że nauka nie jest w stanie odpowiedzieć na najważniejsze pytania z jakimi zmaga się człowiek. W roku 1971, a więc w wieku 47 lat, przyjął święcenia kapłańskie w Kościele anglikańskim. Później dziekan Clare College Cambridge, gdzie wykładał biochemię i teologię. Założyciel i dyrektor Centrum Iana Ramseya, Interdyscyplinarnego Studium Wierzeń Religijnych w Odniesieniu do Nauk włącznie z Medycyną, w St. Cross College Oxford. Założył również Stowarzyszenie Wyświęconych Naukowców na Brytyjskim Forum Nauki i Religii w Oxfordzie, zrzeszające kapłanów-uczonych. W latach 1989-1996 honorowy kapelan katedry oxfordzkiej. Odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego przez królową Elżbietę II (1993). Wykładowca-wizytator na uniwersytetach USA, w Japonii i w innych częściach świata. Laureat nagrody Templetona (2001). Autor wielu książek, m.in. Drogi od nauki do Boga.

John Polkinghorne (ur. 1930), angielski fizyk teoretyczny. Profesor fizyki matematycznej na Uniwersytecie w Cambridge od roku 1968 do 1979, kiedy to zrezygnował ze stanowiska i kariery naukowej przyjmując święcenia kapłańskie w Kościele anglikańskim. Prezes Queens College w Cambridge od 1988 do 1996 roku. Autor 5 książek o fizyce i 26 o relacji między nauką a religią. Laureat nagrody Templetona (2002).
Wraz ze studentami przez 25 lat pracował nad teoriami na temat cząstek elementarnych, odegrał rolę w odkryciu kwarka i zbadał analityczne i wysokoenergetyczne właściwości całek Feynmana i podstawy teorii S-Matrix. Podczas pracy w Cambridge spędzał również czas w Princeton, Berkeley, Stanford oraz w CERN w Genewie. Został wybrany na członka Royal Society w 1974 roku. Członek BMA Komisji Etyki Medycznej oraz Komisji Genetyki Człowieka, jak również Zespołu ds. Badań nad Psychologią i Religią Uniwersytetu w Cambridge. Podczas odbierania doktoratu honoris causa w Hongkongu wygłosił wykład dotyczący dialogu Wschód-Zachód, wspólnie z laureatem nagrody Nobla Chen Ning Yangiem.

Paul Davies (ur. 1946) – brytyjski fizyk, pisarz i publicysta, profesor w Arizona State University w Tempe (USA), dyrektor BEYOND: Centrum Fundamentalnych Idei w Nauce. Wcześniej zatrudniony na uniwersytetach University of Cambridge, University of London, Newcastle University, University of Adelaide i Macquarie University. Zajmuje się przede wszystkim kosmologią, kwantową teorią pola i astrobiologią. Zwolennik podróży w jedną stronę na Marsa. Od 2005 kieruje grupą w projekcie SETI: Post-Detection Science and Technology Międzynarodowej Akademii Astronautyki.
Zainteresowania Davisa obejmują fizykę teoretyczną, kosmologię i astrobiologię. Jego badania obejmowały głównie kwantową teorię pola w zakrzywionej czasoprzestrzeni. Jego wyróżniający się wkład obejmuje tak zwany efekt Unruha oraz tak zwany stan próżni Buncha–Daviesa, leżący u podstaw fluktuacji mikrofalowego promieniowania tła, pozostałości po Wielkim Wybuchu. Praca napisana wspólnie z Fullingiem i Unruhem była pierwszą pracą, w której zasugerowano, że czarne dziury parujące w wyniku efektu Hawkinga tracą masę w rezultacie strumienia ujemnej energii promieniującej do morza otaczającej przestrzeni. Davies zajmował się także problemem strzałki czasu. Był także jedną z pierwszych osób, które propagowały teorię, że życie na Ziemi może pochodzić ze skał Marsa wyrzuconych w wyniku zderzeń z asteroidami i kometami. Podczas swojego pobytu w Australii pomógł utworzyć Australijskie Centrum Astrobiologii. Davies jest Głównym Badaczem (Principal Investigator) w Centrum Zbieżności Fizyki i Biologii Nowotworów (Center for Convergence of Physical Science and Cancer Biology) w Arizona State University. Jest to częścią programu ustanowionego przez National Institutes of Health's National Cancer Institute w celu zaangażowania fizyków do badań nad nowotworami.
Popularyzator nauki, autor m.in. Planu Stwórcy, konfrontującej wyniki nauk, głównie fizycznych i kosmologicznych, z zagadnieniami religijnymi.

Michał Heller (ur. 1936) - fizyk, kosmolog, filozof nauki i ksiądz katolicki (doktorat z filozofii i kosmologii, później habilitacja i stopień profesora). Jeden z założycieli Krakowskiej Grupy Kosmologicznej oraz Ośrodka Badań Interdyscyplinarnych na Papieskiej Akademii Teologicznej i jego dyrektor. Pracownik Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, fundator i dyrektor Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Laureat nagrody Templetona za rok 2008. Autor specjalistycznych monografii z kosmologii Teoretyczne podstawy kosmologii i Osobliwy Wszechświat. Autor ok. 60 książek z dziedziny nauka-wiara, z filozofii nauki oraz historii kosmologii.
Członek Polskiej Akademii Umiejętności, Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, Polskiego Towarzystwa Fizycznego, Polskiego Towarzystwa Relatywistycznego, Polskiego Towarzystwa Teologicznego w Krakowie, Towarzystwa Naukowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II oraz Papieskiej Akademii Nauk, Petersburskiej Akademii Historii Nauki i Techniki, Europejskiego Towarzystwa Fizycznego, Międzynarodowej Unii Astronomicznej, International Society for General Relativity and Gravitation, International Society for the Study of Time International Society for Science and Religion, Center for Theology and Natural Sciences, Berkeley.
Otrzymał 7 doktoratów honoris causa, liczne nagrody, tytuły, medale i ordery.

Francis S. Collins (ur. 1950) – amerykański lekarz i genetyk znany z przełomowych odkryć w dziedzinie chorób genetycznych. Kierował Projektem Poznania Ludzkiego Genomu. Powołał BioLogos Foundation, zajmującą się relacją między nauką a religią. Był ateistą, po czym nawrócił się na chrześcijaństwo ewangelikalne. Od 2009 r. dyrektor Narodowych Instytutów Zdrowia. W 2009 papież Benedykt XVI powołał go do Papieskiej Akademii Nauk. Autor takich prac jak Język Boga. Kod życia - nauka potwierdza wiarę czy Język życia. DNA a rewolucja w medycynie spersonalizowanej.

brat Guy Consolmagno (ur. 1952) – amerykański planetolog, astronom, popularyzator nauki i jezuita. Oprócz pracy badawczej zajmował się pracą dydaktyczną. Wykładał na Massachusetts Institute of Technology. Pracował też w Harvard College Observatory. Obecnie dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego. Był również przewodniczącym Division for Planetary Sciences w American Astronomical Society. Pracę magisterską obronił na Massachusetts Institute of Technology, doktorat w Lunar and Planetary Laboratory Uniwersytetu Arizony.
Jest autorem ponad 40 prac naukowych na tematy związane z astronomią. Oprócz tego był współautorem książek popularnonaukowych, tłumaczonych później na wiele języków. W 1996 roku wziął udział w ANSMET, akcji poszukiwania i badania meteorytów z Antarktydy. W czasie jej trwania odkrył kilka meteorytów. W 2000 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna nadała jego imię planetoidzie (4597) Consolmagno, znanej także jako Little Guy (można ją rozumieć jako "Mały Guy", albo dosłownie jako "Mały Facet"). Nagrodzony medalem Carla Sagana przez Amerykańskie Towarzystwo Astronomiczne.
Do jezuitów wstąpił w wieku 37 lat, już w trakcie trwania kariery naukowej.

*

Gdy ma się nieco więcej czasu niż ja, listę tę łatwo pomnożyć kilkukrotnie, zwłaszcza o uczonych wciąż żyjących lub uczonych nie-noblistów (pominąłem celowo uczonych, artystów i filozofów do XX w. <poza H. Bergsonem> oraz ludzi kultury, artystów i filozofów współczesnych czy choćby większość laureatów Nagrody Templetona, przyznawanej od blisko 50 lat właśnie za wkład w budowanie dialogu między nauką i religią), którzy jednak wkład do nauki mają spory lub są w naukę mocno zaangażowani, jak choćby ostatni wymienieni Fr. Collins i P. Davies. Wystarczy w tym kontekście zajrzeć do książki Uczony i wiara Jean Delumeau (z której zaczerpnąłem 5 nazwisk, pomijając dwukrotnie więcej), by przekonać się jak poważni uczeni, odpowiedzialni za wielkie projekty i przełomy w nauce, godzą swoją wiarę i badania naukowe. Wielu z nich prowadzi najnormalniej w świecie aktywne życie duchowo-religijne, uczestniczą w nabożeństwach swoich wspólnot, modlą się, czytają Pismo Święte itd. Nie mogę się powstrzymać, aby nie wspomnieć tu choćby o Elizabeth Anscombe, uczennicy wspomnianego filozofa analitycznego Ludwiga Wittgensteina (wraz z dwoma innymi osobami była wykonawczynią jego testamentu; jej też zawdzięcza się wydanie jego Dociekań filozoficznych, które po śmierci filozofa przetłumaczyła z oryginału niemieckiego na angielski), która objęła po nim katedrę w Cambridge, wcześniej 34 lata pracując na Uniwersytecie Oksfordzkim. Na katolicyzm nawróciła się właśnie podczas studiów filozoficznych i wraz z mężem (również filozofem) nie tylko całe późniejsze życie praktykowała katolicyzm, ale pisała też prace filozoficzne broniące tradycyjnej doktryny katolickiej (m.in. transsubstancjacji czy zakazu antykoncepcji). O jej pracy Intention, amerykański filozof analityczny Donald Davidson stwierdził, że „jest to najważniejsze potraktowanie problemu działania od czasów Arystotelesa”.

Trudno też nie wspomnieć tu, mimo celowego braku odwołań personalnych do przeszłości i rezygnacji z przywoływania osiągnięć wierzących uczonych przed wiekiem XX, o tym, że większość największych uczelni w Europie i w USA ma korzenie religijne, włącznie z najbardziej prestiżową uczelnią na świecie - Uniwersytetem Harvarda (od roku 2003 niezmiennie pierwsze miejsce w Akademickim Rankingu Uniwersytetów Świata), założonym w 1636 r. jako college przez purytańskiego kaznodzieję, wielebnego Johna Harvarda, po to, aby, jak pisze Zbigniew Drozdowicz, "realizowano na nim purytańskie ideały życia religijnego i kształcenia" (2).
Posłuchajmy jeszcze Z. Drozdowicza:

Cytat:
Jak to wygląda obecnie na uniwersytetach amerykańskich, przedstawia Ecklund w książce pt. Nauka versus religia. W latach 2005–2008 przeprowadziła ona badania sondażowe wśród akademickich uczonych zatrudnionych w 21 wiodących uczelniach amerykańskich (m.in. na uniwersytetach Harvarda, Chicago, Princeton i Cornell). W sondażu tym wzięło udział ok. 1700 respondentów, a z 275 osobami przeprowadziła ona bezpośrednie rozmowy. Na tej podstawie stwierdziła, że ok. 50% uczonych jest religijna w tradycyjnym sensie, ok. 20% stara się albo unikać demonstrowania swojej religijności, albo łączy ją „z duchową wrażliwością”, natomiast pozostali albo ją ignorują, albo uznają się za „zaangażowanych sekularystów”. Z kolei na pytanie: czy religia i nauka znajdują się w nieprzezwyciężalnym konflikcie, twierdząco odpowiedziało ponad 36% ankietowanych, przeciwnego zdania była ponad połowa, a ok. 7% nie miała w tej kwestii swojego zdania (por. Ecklund, 2010, s. 3 nn.).


Jeszcze raz: 50% uczonych z 21 największych uczelni amerykańskich jest religijna w tradycyjnym sensie, 20% w nieco mniej tradycyjny/demonstracyjny sposób (najprawdopodobniej chodzi po prostu o brak zdeklarowanej przynależności wyznaniowej + o otwartość na duchowe "coś więcej" niż, mówiąc za Bergsonem, bezpośrednie dane świadomości). Czyli 70% uczonych ze wspomnianych wiodących uczelni amerykańskich jest albo wprost religijna, albo nie jest ateistami.
Brzmi zaskakująco? Być może, ale doskonale współgra z przytaczanymi wyżej danymi dotyczącymi noblistów.
Posłuchajmy dalej autora:

Cytat:
Według Johna Schalzbauera i Kathleen Mahoney na prestiżowych uczelniach amerykańskich przynajmniej pięćdziesiąt religijnych stowarzyszeń działa na rzecz integracji wiary i nauki (Schmalzbauer i Mahoney, 2008, s. 16 nn.).

I dalej (jak można się domyślać, chodzi już o ogół amerykańskich uczelni, nie tylko o te prestiżowe):

Cytat:
Takie związki były jednak również analizowane przez Elaine Howard Ecklund i współpracującego z nią Christophera P. Scheitle’a. W przeprowadzonej na początku naszego stulecia na próbie 1646 uczonych amerykańskich ankiecie swoją wiarę deklarowało: w naukach społecznych 30% politologów, 25,2% ekonomistów, 23,7% psychologów, 20,8% socjologów, natomiast w naukach przyrodniczych 29,1% chemików, 19% fizyków i 17,4% biologów (Ecklund i Scheitle, 2007). Z kolei w świetle badań przeprowadzonych w 2006 r. przez Pew Researche Center wśród 2533 członków Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Nauki (American Association for the Advancement of Science) wiarę w Boga deklarowało 41% chemików, 32% biologów i przedstawicieli nauk medycznych, 30% przedstawicieli nauk o ziemi i 29% fizyków i astronomów. Natomiast 12% uczonych stwierdziło, że „wierzy w uniwersalnego ducha lub siłę wyższą”, a co czwarty, że nie wierzy w Boga (Masci, 2009). Wskazania te różnią się w niejednym punkcie od tych, które podają Ecklund i Scheitle.

Wciąż nie jest źle: średnio 30-35% wierzących w tradycyjnie pojmowanego Boga + 12% wierzących w siłę wyższą lub uniwersalnego ducha, czyli ok. 42-47% uczonych amerykańskich jest albo wprost religijna, albo nie są ateistami. Blisko połowa. Z perspektywy wierzącego mogłoby być lepiej, ale czy jest źle?

A jak jest w Polsce? Posłuchajmy jeszcze prof. Drozdowicza:

Cytat:
Badania takie zostały przeprowadzone w latach 1995–1996 przez Marię Libiszowską-Żółtkowska, a ich wyniki zostały przedstawione w książce pt. Wiara uczonych (wyd. Nomos). Na jej ankietę skierowaną do 960 polskich profesorów odpowiedziało 447 respondentów – 77,6% zdeklarowało w niej swoje wyznanie rzymskokatolickie, 9,8% nie wskazało żadnego wyznania, 9,2% określiło siebie jako ateista, a 2,5% jako agnostyk. W przełożeniu na dziedziny i dyscypliny naukowe największą liczbę głęboko wierzących i wierzących (bo ok. 85%) stanowili przedstawiciele nauk rolniczych, a najmniejsza (bo ok. 50%) ekonomicznych. Wiarę w istnienie Boga zadeklarowało 84,1% respondentów, w tym w boskość Jezusa 99,1%, w zmartwychwstanie Jezusa 97,1%, w Trójcę Świętą 98,2%, w obecność Chrystusa w Eucharystii 97,3%, w niebo 92,9%, w dziewictwo Matki Boskiej 90,3% , w piekło 82,3%, w nieomylność papieża w sprawach wiary 73,5%, w uzdrowieńczą moc świętych miejsc 69,0%, w możliwość cudownych uzdrowień przez uzdrowicieli 18,6%, natomiast w możliwość nawiązania kontaktów ze zmarłymi 16,8% (Libiszowka-Żółtkowska, 2000, s. 126).

Przyznam, że jako ateista czułbym się zasmucony i spoliczkowany. Nie wątpię jednak, że u wielu niewierzących od razu po przeczytaniu ostatniego zdania zaczął się proces racjonalizacji mechanizmu wiary u uczonych-wierzących i przypisaniu im całej masy najmniej szlachetnych motywów za tym stojących. Cóż, trudno pozbyć się nagle długo pielęgnowanych odruchów i misternie wygenerowywanych tez na potrzeby dobrego samopoczucia. Dane jednak są, jakie są, i wierzący nie mają, w świetle przytoczonych w tym poście informacji, liczb i statystyk, żadnego powodu do kompleksów czy niedobrego samopoczucia (w przeciwieństwie do niewierzących).

Sądzę, że, pomimo wybiórczości dokonanej w tym poście, przykładów jest wystarczająca ilość, aby udzielić jednoznacznie negatywnej i uzasadnionej odpowiedzi na tytułowe pytanie, wykazując też w trudny do podważenia sposób, że teza o równaniu wierzący=głąb, jest absurdalna, nieuzasadnialna, wybitnie niemerytoryczna i ma swoje korzenie w uprzedzeniach oraz zawstydzającym podtrzymywaniu stereotypów (z których powinno się wyrastać mając najpóźniej 16 lat i przeciętne zorientowanie w świecie). Nie trzeba chyba dodawać, że teza ta jest też dla ludzi wierzących po prostu krzywdząca, ale z pomiataniem teistami niewierzący nie mają większych problemów (o czym się można przekonać sprawdzając choćby pobieżnie ateistyczne czy religijne fora i blogi internetowe), więc ten argument wydaje się nie być przodujący w "dialogu" wierzących z ateistami i szczególnie przemawiający do tych ostatnich, mimo iż z moralnego punktu widzenia jest on pierwszy i elementarny.

Tak więc jednak, jak wszystko na to wskazuje, nie tak wierzący intelektualnie ograniczony, osobowościowo niedojrzały i psychicznie zagubiony (dlatego jak owca potrzebujący prowadzenia przez pasterzy), jakim go niedoinformowani i złej woli ateiści malują. Można by mieć nadzieję, że przynajmniej jednej rzeczy można się od wierzących, zwłaszcza od laureatów pokojowej Nagrody Nobla, gdziekolwiek żyje się na ziemi i kimkolwiek się jest, nauczyć - poszanowania dla odmienności. Dla odmienności spojrzenia na świat i jego percypowania, dla odmienności systemu wartości, którego się nie podziela, ale który nie jest szkodliwy ani dla jednostki, która go wyznaje, ani dla społeczeństwa, w którym ta jednostka żyje. A chrześcijaństwo, jeśli przywołać tu tylko je i rozpatrywane samo w sobie, w oderwaniu od historycznych, nie zawsze udanych realizacji, nie jest zagrożeniem ani dla jednostek, ani dla społeczeństw. Przeciwnie, wszędzie tam, gdzie pojawiało się w swojej źródłowej, ewangelicznej formie, czyniło świat wokół siebie lepszym, bardziej ludzkim i pogodnym, dawało ludziom motywację do walki z trudnościami i do przemieniania wokół siebie świata, o co byłoby trudno bez tego nadprzyrodzonego optymizmu, którego jest głosicielem.
Pojawiają się teraz w głowach wielu niewierzących, zawsze w takich momentach powracające hasła: "A Inkwizycja!?", "A wyprawy krzyżowe!?" itd. itd., co bardzo dobrze zna każdy teista, jaki gdziekolwiek i kiedykolwiek spotkał w swoim życiu niewierzącego. Ale, pomijając to, że z każdą z tych rzeczy było lepiej, czasami dużo lepiej i prawie zawsze inaczej, niż twierdzi przeciętny niewierzący, to proszę jednak czytać uważnie. Napisałem o Ewangelii, o tym, czego nauczał Chrystus. Proszę zapytać tych, którzy mieli sposobność spotkać gdziekolwiek w swoim życiu prawdziwego świadka Ewangelii: o. Damiana z Moloka'i, s. Helenę Pyz, o. Mariana Żelazka, Cicely Saunders czy s. Michaelę Rak, założycielkę pierwszego (i jedynego) hospicjum dla dorosłych na Litwie oraz pierwszego (i jedynego) hospicjum dla dzieci na Litwie; A. Schweitzera, J. Korczaka, s. Ruth Lewis, s. Annę Bałchan "od prostytutek", licznych salezjanów prowadzących w Indiach i Bangladeszu liczne przytułki oraz szkoły podstawowe i średnie (na marginesie, osiągające w krajowych rankingach najlepsze miejsca), Misjonarki Miłości z ich pierwszym w USA hospicjum dla chorych na HIV, braci z Bronksu czy niezliczoną rzeszę im podobnych praktycznie w każdym miejscu na ziemi i w różnych okresach historii; o. Kolbego, Desmonda Dossa, Magnusa MacFarlane-Barrow’a z jego Mary’s Meals dożywiającym 1 667 067 dzieci na świecie każdego dnia czy Arnauda Beltrame'a, francuskiego policjanta, który ofiarował siebie w miejsce zakładnika podczas zamachu w Trebes i zginął. Można by tak długo, o ludziach i ich pomysłach na to, jak sprawić, aby innym, w tym niewierzącym, żyło się lepiej, jaśniej, lżej, a jeśli to możliwe, to nawet w sposób maksymalnie szczęśliwy i spełniony. Naprawdę można by o tym długo, tak wielu jest tych ludzi, tak wielu było ich w historii. Proszę zapytać tych, którzy ich spotkali, czy to spotkanie było dla nich 1) negatywne, odejmujące im coś, pomniejszające w jakiś sposób 2) neutralne, zupełnie obojętne dla nich 3) ubogacające, wyzwalające i podnoszące, dla ich godności, sytuacji materialnej czy psychicznej, w jakiej się znaleźli; czy nie była to być może jedyna pomoc, jaką otrzymali od kogokolwiek po długim czasie poszukiwań i zawiedzionych nadziei. W przeważającej mierze byłaby to odpowiedź nr 3. Ludzie, którzy spotykają chrześcijanina ukształtowanego w dogłębny sposób na Ewangelii, mają statystycznie większą szansę na otrzymanie pomocy w sytuacji tego wymagającej. Potwierdzają to badania na temat hojności i dobroczynności wśród dorosłych wierzących i niewierzących, w których ci pierwsi wypadają znacznie lepiej (część z nich można znaleźć na stronie Pew Research Center, które od lat takie badania przeprowadza i publikuje ich wyniki). W każdym z tych badań dotyczącym osób dorosłych i już ukształtowanych przez system wartości, w jakim żyli, amerykańskim czy o międzynarodowym zasięgu, osoby wierzące wypadały lekko lub znacznie lepiej, ani jedno z nich nie wypadło na korzyść osób niewierzących (ateiści mogą powołać się tylko na jedno, sławetne badanie dzieci, nieukształtowanych jeszcze w swojej wierze, w których do tego większość stanowili muzułmanie i które poddane zostało poważnej krytyce).

Można by więc czegoś nauczyć się od ludzi wierzących, przy minimalnie choćby wygenerowanej dobrej woli i kontroli stopnia uprzedzeń, jakie się wobec nich posiada, a które się z powodu zaniedbań, braku wiedzy czy jakichś prób dowartościowania siebie kosztem innych nagromadziło. Można by im nawet podać rękę i potraktować jak równych sobie, przynajmniej w pewnych aspektach, metaforycznie pobawić się w jednej piaskownicy. Można by. Ale tak się nie stanie. To, co Centrum Badań nad Uprzedzeniami mówi o wyborcach PO względem zwolenników PiS, w jeszcze większym stopniu odnosi się do zachowań ateistów wobec wierzących. Można mieć nadzieję, że przyszłości, gdy odsetek uczonych porzucających światopogląd materialistyczny (a jest to tendencja od dziesięcioleci niezmiennie wznosząca, już w roku 1952 ukazała się przecież w Polsce praca Zmierzch materializmu w naukach przyrodniczych) wzrośnie jeszcze bardziej, a jest to prawie pewne, szacunek dla ludzi wierzących i dla świata wartości, który reprezentują, wzrośnie również w jakiś istotnie znaczący sposób. Nie stanie się to jednak szybko. Nowi ateiści dopiero się rozgrzali, nie zamierzają być mili. A przedstawione dane, fakty przytoczone w tym poście i brak uzasadnień dla pogardy okazywanej wierzącym, czy nie mogłyby pomóc w zmianie stosunku osób niewierzących do ludzi wierzących i do zjawiska religii w ogóle? Mogłyby, i nawet powinny, w takim stopniu, w jakim ktoś jest etycznie wrażliwy i rozumny. Ale tak się nie stanie. Sprawa pogardy, braku szacunku i nieuczciwości intelektualnej nigdy nie była sprawą argumentów, więc dodanie do ich zestawu nowych liczb i danych nikogo nie zmieni w jego postawie egzystencjalnej i nie uwrażliwi na to, na co już każdy zdrowy 14-16 latek wrażliwy być powinien. Kilku ateistów być może mogą powyższe dane i uwagi zawstydzić, każąc im zweryfikować swoją "metodologię", jaką się posługują w stosunku do wierzących, ale szybko się z tego otrząsną. Gra bowiem od początku rozgrywa się w sferze pozamerytorycznej, nie da się przecież w żaden sposób i przy największych wysiłkach, polegających na obniżaniu standardów moralnych do minimum, uzasadnić i usprawiedliwić sposobu postępowania osób niewierzących tak wobec teistów, jak i wobec zjawiska religii/duchowości w ogóle. Standardy te są przy każdej okazji łamane, a nieprzyzwoitość i nieetyczność tych zachowań daleko wykracza poza minimum akceptowalne często nawet dla ludzi tzw. marginesu, wśród których zachowania honorowe są zauważalne częściej niż u tzw. naukowych ateistów (na marginesie być może warto w tym miejscu wspomnieć, że według badań nawet wierzący więźniowie dokonują mniej przestępstw i wykroczeń podczas odsiadywania wyroków niż więźniowie-ateiści).

________________

Przypisy:

(1). [link widoczny dla zalogowanych]

(2). Wiara i niewiara w Boga amerykańskich uczonych, Zbigniew Drozdowicz, w: Przegląd Religioznawczy 2 (272)/2019.

* * *

P.S.: W roku 2019 nauczycielskiego "Nobla" otrzymał franciszkanin, Peter Tabichi.

P.S. 2: W roku 2019 pokojową nagrodę Nobla otrzymał Abiy Ahmed Ali, premier Etiopii, chrześcijanin-zielonoświątkowiec. To, że pokojowego Nobla otrzymuje wierzący stało się już tradycją (włącznie z Bobem Dylanem, który jest nie tylko teistą, ale w swoim czasie opisał szeroko swoje przełomowe doświadczenie religijne).

_______________

Z góry przepraszam, że nie wezmę udziału w dyskusji, jeśli ten post taką wywoła i nie odpowiem na żaden post skierowany do mnie na forum. "Dialogi" z forumowymi ateistami uważam za stratę czasu, a ludziom, których nie stać na okazywanie szacunku odmiennie myślącym, z zasady przyjętej wiele lat temu, nie podaję ręki, aby nie legitymizować ich braku humanizmu i świństw, których się dopuszczają. Jeśli ktoś miałby jakieś pytania, to proszę pisać na priw.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:29, 14 Sie 2020    Temat postu: Re: Czy religia jest dla głąbów?

Na pewno jest dla głąbów, gdyby nie była, to miliardy ludzi bez wykształcenia nie byłoby religijnymi.
Ciekawsze jest natomiast jak takie artykuły niezamierzenie kopią grób religii, sugerują, że autorytetem jest nie Bóg tylko... nauka. Takie artykuły to dowód na zwycięstwo nauki nad religią.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15352
Przeczytał: 99 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:20, 14 Sie 2020    Temat postu:

aszug napisał:
Czy religia jest dla głąbów?


Oglądając debaty widać jak na widelcu, że to ateizm jest dla głąbów. Wystarczy popatrzeć jak są regularnie zamiatani w tych debatach - nawet wtedy gdy sami je organizują:

https://www.youtube.com/watch?v=aUKIVV48LOk&t=13s

https://www.youtube.com/watch?v=vx0rlVap194&t=2573s

https://www.youtube.com/watch?v=OL8LREmbDi0

https://www.youtube.com/watch?v=aQKjUzotw_Y

https://www.youtube.com/watch?v=yM60J4n51io&t=7149s

https://www.youtube.com/watch?v=I8I4oRULQS4&t=6966s

https://www.youtube.com/watch?v=eriaJBc5Nas&t=2s

aszug napisał:
"Dialogi" z forumowymi ateistami uważam za stratę czasu


Nie bój się tych gimboateistów. To cienkie bolki


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Sob 13:54, 15 Sie 2020, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin