Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bóg nie jest nam niczego winien

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6692
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:07, 21 Cze 2023    Temat postu: Bóg nie jest nam niczego winien

Z Boga często robi się kozła ofiarnego. Ktoś ma podświadomy żal wobec bliźnich, np. swych rodziców, i wtedy ta myśl wydaje się tak straszna, że boi się sam wobec siebie przyznać do niej, więc ma pretensję do Boga, bo to bezpieczniejsze.
W książce Mowa Błazna mamy:
Cytat:
Czy Adam i Ewa mieli świadomość tego co robią? Biblijna relacja upadku jest przesycona potężną krytyką. Nieposłuszeństwo pierwszych rodziców doprowadziło do dwóch konsekwencji dotyczących wszystkich ludzi. Z jednej strony grzech jest dla każdego z nas roszczeniem dla samostanowienia, a więc do własnego punktu widzenia, który – w większym strupniu niż klasa, płeć, rasa czy pokolenie – jest najważniejszym źródłem ludzkiego relatywizmu. Z drugiej strony grzech jest zamierzonym wyrzeczeniem się Boga oraz prawdy Jego sposobu widzenia, Jeżeli to mój punkt widzenia ma decydujące znaczenie, każdy, kto się różni ode mnie, myli się z definicji – także Bóg. A nawet zwłaszcza Bóg, ponieważ Jego sposób widzenia jest potężniejszym a przez to najbardziej zagrażający ze wszystkich. Jego słowa, nasza przeszkoda.
To ostatnie oznacza w rezultacie, że grzech i brak zaufania wynikający z niewiary, do której prowadzi, nie dostrzega i nigdy nie dostrzeże, o nie może, Boga prawdziwego. Wie o Bogu, więc musi bezustannie odmawiać wzięcia na siebie odpowiedzialności za tę wiedzę i za własną winę. Musi ją przerzucać na innych. Kiedy Bóg zapytał Adama, co zrobił, ten zrzuca winę na Ewę, jak tak samo Ewa odepchnęła pytanie, oskarżając węża.
Bez wątpienia, gdyby Bóg zapytał węża, co zrobił, ten zacząłby się wykręcać i wskazał na tego, który go stworzył - na Boga. Tak to jest. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i wszystkie palce są skierowane na Boga. Tak długo, jak na ziemi pozostanie niewyznany grzech, wina będzie zrzucana na innych, a ostatni palec wskaże Boga. „Dlaczego Bóg na to pozwala?” -wołają często urażeni i gniewni, którzy twierdzą, że w Boga nie wierzą.
Jean-Baptiste Clamence z Upadku Alberta Camusa to literacki przykład takiego zrzucania winy na innych. Wykrzykuje, że każdy musi być niewinny, za wszelką cenę, nawet „jeśli dlatego miałby oskarżyć rodzaj ludzki i niebo”. Przykłady z realnego życia są jeszcze bardziej bezwstydne. Gdy porucznik William Calley był sądzony w związku z rolą, jaką odegrał w masakrze w MỹLai podczas wojny w Wietnamie, jego psychiatra bronił go takimi oto słowami: „Nie uważam, że powinniśmy czynić jedną osobę odpowiedzialną za MỹLai […]. Nie uważam, że powinniśmy czynić odpowiedzialną jedną osobę czy nawet cały naród za MỹLai. Jeżeli już chcecie wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny, to według mnie tym kimś jest tylko Bóg.

Brat Roger (Taize) mówił: Bóg jest niewinny, Bóg jest niewinnością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:07, 21 Cze 2023    Temat postu:

To dyskusja nie dla mnie ponieważ w Boga nie wierzę. Nie straciłam wiec wiary z powodu tego, ze Bóg milczy gdy dzieje się zło.
Gdybym jednak przyjęła hipotezę Boga wielkiej miłości musiałabym uznać, że jest bezradny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15354
Przeczytał: 33 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:11, 21 Cze 2023    Temat postu:

Semele napisał:

Gdybym jednak przyjęła hipotezę Boga wielkiej miłości musiałabym uznać, że jest bezradny.


Bóg jest "bezradny" bo realizuje swój plan zamiast planu ateisty. Oto ateizm w pigułce
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:26, 21 Cze 2023    Temat postu:

fedor napisał:
Semele napisał:

Gdybym jednak przyjęła hipotezę Boga wielkiej miłości musiałabym uznać, że jest bezradny.


Bóg jest "bezradny" bo realizuje swój plan zamiast planu ateisty. Oto ateizm w pigułce


:) Ok.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6492
Przeczytał: 7 tematów


PostWysłany: Śro 15:39, 21 Cze 2023    Temat postu:

Semele napisał:
To dyskusja nie dla mnie ponieważ w Boga nie wierzę. Nie straciłam wiec wiary z powodu tego, ze Bóg milczy gdy dzieje się zło.
Gdybym jednak przyjęła hipotezę Boga wielkiej miłości musiałabym uznać, że jest bezradny.


Niekoniecznie. Rozwiązanie problemu może być takie: Bóg nie ingeruje bo szanuje wolność każdej świadomej istoty, którą stworzył. Zło jest ceną za stworzenie wszystkich istot, których stworzenie uznał za stosowne. Oczywiście to rozwiązanie ma wady, które łatwo zauwazyć: ludzie cierpią nie tylko z powodu zła czynionego przez innych ludzi, a dobry ojciec ingeruje naruszając wolność swoich dzieci z powodu wyższej konieczności.
Gdyby istnienie Boga było niepodważalne, możnaby powiedzieć, że jest to jakaś Boża tajemnica. Ponieważ jednak nie jest to oczywiste to ta "tajemnica" jest przesłnką przeciwko istnieniu Boga o takich atrybutach, że jest wszechmocny i pragnie tylko dobra.
Bóg jako jedyny stwórca świata ex nihilo jest odpowiedzialny za ten świat, jak każdy twórca za swoje dzieło. Zwłaszcza znający wszystkie konsekwencje stworzenia. Teiści nie potrafią na te sprawy spojrzeć obiektywnie bo im nie wypada i się boją. Niewierzącemu wypada i się nie boi, dlatego może obiektywniej analizować takie kwestie. Nie ma zła, na które Bóg nie dałby zgody, ponieważ świat stworzył z nieprzymuszonej woli i znając wszystkie konsekwencje (wszechwiedzący) oraz mogąc (jako wszechmocny) uczynić inaczej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 15718
Przeczytał: 44 tematy


PostWysłany: Śro 15:46, 21 Cze 2023    Temat postu:

Śmiejemy się z Koreańczyków z Północy, jak infntylnie i żenująco wychwalają swojego "ojca narodu", mimo że jest partaczem i ich ciemiężycielem.
Ale oni przynajmniej faktycznie mają ku temu namacalny powód ...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6492
Przeczytał: 7 tematów


PostWysłany: Śro 15:58, 21 Cze 2023    Temat postu:

Pomijając problem, czy Bóg posiada zmienne stany psychiczne, które mu sie przypisuje przenosząc na niego ludzką naturę, to czy może Boga obrażać to, że ktoś ma na jego temat błędne mniemania albo błędne oceny? Gdyby tak było, to byłby jak czlowiek obrażający się na swojego nierozumengo psa, za to, że ten na niego warczy bo nie rozumie sytuacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15354
Przeczytał: 33 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:59, 21 Cze 2023    Temat postu:

Irbisol napisał:
Śmiejemy się z Koreańczyków z Północy, jak infntylnie i żenująco wychwalają swojego "ojca narodu", mimo że jest partaczem i ich ciemiężycielem.
Ale oni przynajmniej faktycznie mają ku temu namacalny powód ...


Ja się śmieje się z ciebie, że właśnie zaliczyłeś łomot od zwykłego pluszaka:

Irbisol napisał:
daj znać na priv - od teraz nie będę tu zaglądał sam z siebie.


http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/algebra-kubusia-rewolucja-w-logice-matematycznej,16435-3275.html#729431

anbo napisał:
Semele napisał:
To dyskusja nie dla mnie ponieważ w Boga nie wierzę. Nie straciłam wiec wiary z powodu tego, ze Bóg milczy gdy dzieje się zło.
Gdybym jednak przyjęła hipotezę Boga wielkiej miłości musiałabym uznać, że jest bezradny.


Niekoniecznie. Rozwiązanie problemu może być takie: Bóg nie ingeruje bo szanuje wolność każdej świadomej istoty, którą stworzył. Zło jest ceną za stworzenie wszystkich istot, których stworzenie uznał za stosowne. Oczywiście to rozwiązanie ma wady, które łatwo zauwazyć: ludzie cierpią nie tylko z powodu zła czynionego przez innych ludzi,


To nie jest żaden problem dla teizmu bo teizm wchłania ten problem również do swych wyjaśnień teodycei

anbo napisał:
a dobry ojciec ingeruje naruszając wolność swoich dzieci z powodu wyższej konieczności.


To są sytuacje wyjątkowe i nadzwyczajne więc nie falsyfikują koncepcji nie ingerowania przez Boga z powodu poszanowania naszej wolności. Kiepsko kombinujesz, anbuś

anbo napisał:
Gdyby istnienie Boga było niepodważalne, możnaby powiedzieć, że jest to jakaś Boża tajemnica. Ponieważ jednak nie jest to oczywiste to ta "tajemnica" jest przesłnką przeciwko istnieniu Boga o takich atrybutach, że jest wszechmocny i pragnie tylko dobra.


Brak tu jakiegokolwiek logicznego wynikania

anbo napisał:
Bóg jako jedyny stwórca świata ex nihilo jest odpowiedzialny za ten świat, jak każdy twórca za swoje dzieło. Zwłaszcza znający wszystkie konsekwencje stworzenia. Teiści nie potrafią na te sprawy spojrzeć obiektywnie bo im nie wypada i się boją. Niewierzącemu wypada i się nie boi, dlatego może obiektywniej analizować takie kwestie. Nie ma zła, na które Bóg nie dałby zgody, ponieważ świat stworzył z nieprzymuszonej woli i znając wszystkie konsekwencje (wszechwiedzący) oraz mogąc (jako wszechmocny) uczynić inaczej.


Tutaj nie ma żadnego logicznego wynikania więc teiści się tu niczego nie "boją" bo po prostu nie mają czego. Powtarzasz tylko te bezzasadne i arbitralne sofizmaty bo nic innego ci nie pozostało. Odpowiadałem na to dziesiątki razy i nie masz nic sensownego w tej kwestii

anbo napisał:
Pomijając problem, czy Bóg posiada zmienne stany psychiczne, które mu sie przypisuje przenosząc na niego ludzką naturę, to czy może Boga obrażać to, że ktoś ma na jego temat błędne mniemania albo błędne oceny? Gdyby tak było, to byłby jak czlowiek obrażający się na swojego nierozumengo psa, za to, że ten na niego warczy bo nie rozumie sytuacji.


Ty warczysz mimo to, że rozumiesz sytuację. Tak więc twoja analogia jest do luftu


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Śro 16:06, 21 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6692
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:36, 24 Cze 2023    Temat postu:

Zupa
W jednym z barów samoobsługowych starsza pani wzięła duży talerz zupy, postawiła go na tacy, a po zapłaceniu postawiła tacę na wolnym stoliku. Powiesiła torebkę na krześle i zamierzała usiąść, aby zjeść dymiącą i pachnącą zupę, kiedy zauważyła, że zapomniała wziąć łyżkę. Zostawiła wszystko i podeszła do kasy, przy której leżały sztućce.

Po powrocie zdumiona zobaczyła, że na jej miejscu usiadł bezdomny młody człowiek i spokojnie zjadał jej zupę. Kobieta zaniepokoiła się i oburzyła. Następnie z kiepsko skrywanym poczuciem wyższości usiadła na krześle obok i zanurzyła łyżkę w zupie, tuż pod nosem intruza. Młodzieniec uśmiechnął się i kontynuował jedzenie.

Nabrała kolejną łyżkę, młodzieniec podobnie.

Pomyślała:

- Jaki bezczelny! O, gdybym była odważniejsza! Czas zrobić porządek z bezdomnymi!.

Za każdym razem, kiedy kobieta nabierała łyżkę, siedzący naprzeciwko niej biedak, bez najmniejszej konsternacji, robił to samo.

Tak było do chwili, gdy na dnie talerza pozostała odrobina zupy. Wtedy przyszła jej myśl:

- Zobaczymy, co powie, kiedy talerz będzie pusty. Młodzieniec zostawił jej ostatnią łyżkę. Następnie wstał, grzecznie ją pożegnał i odszedł.

Kobieta popatrzyła na krzesło. Zdumiona spostrzegła: jej torebka znikła!

- Złodziej! To był tylko pospolity złodziej!

Rozczarowana, wściekła, z wypiekami na twarzy rozejrzała się wokoło. Ale po młodzieńcu bezdomnym ani śladu. Kiedy tak rozglądała się wokoło, jej złość stopniowo zamieniła się w zmieszanie i wielkie zakłopotanie, bo dostrzegła tacę bez łyżki, ze stygnącą zupą. Na poręczy krzesła wisiała jej torebka, tak, jak ją zostawiła.

Kobieta mocno się zawstydziła. Właśnie zrozumiała, dotarło do niej, że pomyliła stoliki. I że ten młodzieniec, który jadł zupę taką samą, jak ona, podzielił się z nią bez oburzenia, zdenerwowania czy poczucia wyższości. Był spokojny, kiedy ona parskała, a nawet poczuła urażoną dumę.

Ileż to razy w naszym życiu "zjedliśmy czyjąś zupę", nie wiedząc o tym? Ileż to razy na dzień wykradamy innym czas, szacunek, uczucie, uwagę i nie mamy najmniejszego nawet wyrzutu sumienia?

Bruno Ferrero
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33765
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:12, 24 Cze 2023    Temat postu: Re: Bóg nie jest nam niczego winien

Andy72 napisał:
Z Boga często robi się kozła ofiarnego. Ktoś ma podświadomy żal wobec bliźnich, np. swych rodziców, i wtedy ta myśl wydaje się tak straszna, że boi się sam wobec siebie przyznać do niej, więc ma pretensję do Boga, bo to bezpieczniejsze.
W książce Mowa Błazna mamy:
Cytat:
Czy Adam i Ewa mieli świadomość tego co robią? Biblijna relacja upadku jest przesycona potężną krytyką. Nieposłuszeństwo pierwszych rodziców doprowadziło do dwóch konsekwencji dotyczących wszystkich ludzi. Z jednej strony grzech jest dla każdego z nas roszczeniem dla samostanowienia, a więc do własnego punktu widzenia, który – w większym strupniu niż klasa, płeć, rasa czy pokolenie – jest najważniejszym źródłem ludzkiego relatywizmu. Z drugiej strony grzech jest zamierzonym wyrzeczeniem się Boga oraz prawdy Jego sposobu widzenia, Jeżeli to mój punkt widzenia ma decydujące znaczenie, każdy, kto się różni ode mnie, myli się z definicji – także Bóg. A nawet zwłaszcza Bóg, ponieważ Jego sposób widzenia jest potężniejszym a przez to najbardziej zagrażający ze wszystkich. Jego słowa, nasza przeszkoda.
To ostatnie oznacza w rezultacie, że grzech i brak zaufania wynikający z niewiary, do której prowadzi, nie dostrzega i nigdy nie dostrzeże, o nie może, Boga prawdziwego. Wie o Bogu, więc musi bezustannie odmawiać wzięcia na siebie odpowiedzialności za tę wiedzę i za własną winę. Musi ją przerzucać na innych. Kiedy Bóg zapytał Adama, co zrobił, ten zrzuca winę na Ewę, jak tak samo Ewa odepchnęła pytanie, oskarżając węża.
Bez wątpienia, gdyby Bóg zapytał węża, co zrobił, ten zacząłby się wykręcać i wskazał na tego, który go stworzył - na Boga. Tak to jest. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i wszystkie palce są skierowane na Boga. Tak długo, jak na ziemi pozostanie niewyznany grzech, wina będzie zrzucana na innych, a ostatni palec wskaże Boga. „Dlaczego Bóg na to pozwala?” -wołają często urażeni i gniewni, którzy twierdzą, że w Boga nie wierzą.
Jean-Baptiste Clamence z Upadku Alberta Camusa to literacki przykład takiego zrzucania winy na innych. Wykrzykuje, że każdy musi być niewinny, za wszelką cenę, nawet „jeśli dlatego miałby oskarżyć rodzaj ludzki i niebo”. [/b].


Kto uważa nie ma winy, za czyn zły, który uczynił, ten odbiera sobie prawo do sprawczości. Jest to odpowiednik uznania za niepoczytalnego sprawcę przez sąd. Mówią o takim sprawcy, że "nie miał świadomości wystarczającej do zrozumienia skutków tego, co czyni". I to tu jest problem, który tak wiele osób omija!
Kto uważa, że nie ma winy, a coś złego uczynił z jakiegoś własnego wyboru, automatycznie uważa się za niepoczytalnego. Za chwilę zrobi coś, co mu się będzie wydawało dobrze o nim świadczące. Wtedy pewnie powie z dumą "ja to zrobiłem!", będzie się tym szczycił. To co niewygodne odrzucił, to co mu przyjemne, przyjął. Tymczasem każdy przypadek, gdy ktoś wypiera się swojej winy jest automatycznie stwierdzeniem: byłem głupi, gdy to wybierałem, byłem niepoczytalny, jest to powód do uznania mnie za osobę nie mającą wystarczającej świadomości, aby brać odpowiedzialność za swoje czyny.
Uczciwy osąd jest bezstronny - jeśli uznajemy swoje sprawstwo w życiu, to zarówno to dobre, jak i to złe sprawstwo. Odrzucając sprawstwo w jednej sprawie, odrzucamy siebie jako poprawnych sprawców, sami się uznajemy za nieodpowiedzialnych, niezdolnych do opowiedzenia się po właściwej stronie.

W gruncie rzeczy potępia więc ostatecznie człowieka nie tyle ten, czy inny jednostkowy czyn, ale całość życia, które pokazuje, czy dany człowiek brał odpowiedzialność za swoje wybory, czyli czy był "kimś", określił siebie jako osobę, która rozumie, co robi, umie oceniać rzeczy i sprawy.
Jezus z krzyża modli się w intencji swoich oprawców "przebacz im, bo nie wiedzą co czynią". To jest już taka najbardziej desperacka obrona człowieka. Może taka ostateczna, aby WSZYSTKICH móc objąć zbawieniem. Bo właściwie wszyscy grzesznicy w jakimś stopniu robią, to co robią, BO NIE WIEDZĄ CO CZYNIĄ, bo nie umieją poprawnie ocenić swoich życiowych wyborów. Drugim powodem jest słabość - gdy co prawda wiedzą, co powinni czynić, ale brakuje im woli, siły wytrwania.
Wina składa się z tych dwóch składników - słabej świadomości i słabej woli. Nasza grzeszność to w istocie słabość.
Tymczasem jesteśmy wezwani do mocy, do świadomości, do silnej wiary i woli. Wtedy będziemy ludźmi, którzy są w stanie dźwigać własne wybory, okazywać swoją wartość wobec wyzwań życia.

Jest jeszcze chyba pewien problem kupczenia swoją nieświadomością. Pokusą człowieka jest niby przypadkowo, niby bez konkretnego wyboru nie widzieć czegoś złego, związanego z naszym wyborem. Ludziska upraszczają sobie oceny rzeczywistości tak, aby tak - niby w pełni z przesłanek i "logicznie" - wyszło na to, co chcieliby aby było prawdą. Trochę mimowolnie ignorują przesłanki niewygodne, a "jakoś tak" silnie dowartościowują przesłanki zgodne ze swoimi celami. Potem, jak się okazuje, iż wybory powzięte o tak zmanipulowany bilans przesłanek były wadliwe, kogoś krzywdzące, będą próbowali się tłumaczyć (także przed sobą) nieświadomością, oni "nie wiedzieli", że to ku złemu prowadzi, co wybierają. Jak ocenić takie kupczenie swoją wiedzą?
- Czy to kogokolwiek powinno usprawiedliwiać, że "nie wiedział", jeśli wcześniej robił (niejawnie, nie przyznając się uczciwie do swoich intencji) bardzo wiele, aby tej wiedzy nie zdobyć i nie zaakceptować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:19, 02 Lip 2023    Temat postu: Re: Bóg nie jest nam niczego winien

Andy72 napisał:
Bóg nie jest nam niczego winien

Oczywiscie ze nie jest, dlatego nie licz na wiele.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5625
Przeczytał: 45 tematów


PostWysłany: Pon 8:09, 03 Lip 2023    Temat postu: Re: Bóg nie jest nam niczego winien

Andy72 napisał:
Brat Roger (Taize) mówił: Bóg jest niewinny, Bóg jest niewinnością.

Czyli faktem jest, że ze zorganizowaną religijnością nie ma nic wspólnego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23215
Przeczytał: 57 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:34, 03 Lip 2023    Temat postu:

Andy72 napisał:
Zupa
W jednym z barów samoobsługowych starsza pani wzięła duży talerz zupy, postawiła go na tacy, a po zapłaceniu postawiła tacę na wolnym stoliku. Powiesiła torebkę na krześle i zamierzała usiąść, aby zjeść dymiącą i pachnącą zupę, kiedy zauważyła, że zapomniała wziąć łyżkę. Zostawiła wszystko i podeszła do kasy, przy której leżały sztućce.

Po powrocie zdumiona zobaczyła, że na jej miejscu usiadł bezdomny młody człowiek i spokojnie zjadał jej zupę. Kobieta zaniepokoiła się i oburzyła. Następnie z kiepsko skrywanym poczuciem wyższości usiadła na krześle obok i zanurzyła łyżkę w zupie, tuż pod nosem intruza. Młodzieniec uśmiechnął się i kontynuował jedzenie.

Nabrała kolejną łyżkę, młodzieniec podobnie.

Pomyślała:

- Jaki bezczelny! O, gdybym była odważniejsza! Czas zrobić porządek z bezdomnymi!.

Za każdym razem, kiedy kobieta nabierała łyżkę, siedzący naprzeciwko niej biedak, bez najmniejszej konsternacji, robił to samo.

Tak było do chwili, gdy na dnie talerza pozostała odrobina zupy. Wtedy przyszła jej myśl:

- Zobaczymy, co powie, kiedy talerz będzie pusty. Młodzieniec zostawił jej ostatnią łyżkę. Następnie wstał, grzecznie ją pożegnał i odszedł.

Kobieta popatrzyła na krzesło. Zdumiona spostrzegła: jej torebka znikła!

- Złodziej! To był tylko pospolity złodziej!

Rozczarowana, wściekła, z wypiekami na twarzy rozejrzała się wokoło. Ale po młodzieńcu bezdomnym ani śladu. Kiedy tak rozglądała się wokoło, jej złość stopniowo zamieniła się w zmieszanie i wielkie zakłopotanie, bo dostrzegła tacę bez łyżki, ze stygnącą zupą. Na poręczy krzesła wisiała jej torebka, tak, jak ją zostawiła.

Kobieta mocno się zawstydziła. Właśnie zrozumiała, dotarło do niej, że pomyliła stoliki. I że ten młodzieniec, który jadł zupę taką samą, jak ona, podzielił się z nią bez oburzenia, zdenerwowania czy poczucia wyższości. Był spokojny, kiedy ona parskała, a nawet poczuła urażoną dumę.

Ileż to razy w naszym życiu "zjedliśmy czyjąś zupę", nie wiedząc o tym? Ileż to razy na dzień wykradamy innym czas, szacunek, uczucie, uwagę i nie mamy najmniejszego nawet wyrzutu sumienia?

Bruno Ferrero


Gdyby było chwalenie dalabym plusa a nawet dwa.


Jak myślisz czy da się przekonać na przyklad Fedora, że ateizm to nie nihilizm?

Dla Harariego podobnie jak dla prałata czlowiek nie ma być Bogiem.

Człowiek ma być celem. Pralat źle interpretuje jego przeslanie.

Ciekawe, że za czasow "bezbożnej" komuny urodziło sie wiecej dzieci niż teraz.


Najbardziej wrogie czlowiekowi jest czarno białe myślenie. Historia tego już dowiodła.

A tu wpis z pierwszego kwietnia ktoregos tam roku.

Trochę dystansu do samego siebie nikomu nie zaszkodzi.

[link widoczny dla zalogowanych]


Biorąc wszystko pod uwagę, wnoszę o nadanie pani magister Celestynie stopnia naukowego doktora teologii.

Jak czytamy w protokole z posiedzenia rady wydziału, wniosek dziekana przyjęto gromkimi brawami.

Na koniec głos zabrał najstarszy członek rady wydziału i powiedział:

– Przez 60 lat mojej posługi kapłańskiej musiałem kłamać. My, jezuici, napisaliśmy w szkolnym podręczniku religii, że „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny”. To wierutne kłamstwo. Teraz, dzięki nowej metodologii nauk teologicznych, zrywającej z poprawnością polityczną, będziemy mogli mówić prawdę i tylko prawdę.

Wystąpienie seniora przyjęto entuzjastycznie.

A tu na portalu katolickim:

[link widoczny dla zalogowanych]


Prawdopodobnie zarówno teizm, jak i ateizm, są zjawiskami równie dawnymi, jak cała ludzka refleksja filozoficzno-religijna[1]. Niekiedy uważa się co prawda, że ateizm jest czymś wtórnym, bywa on przedstawiany jako bardzo późna reakcja na teizm. Twierdzi się, że teizm istniał na długo wcześniej niż ateizm i że to właśnie ten pierwszy jest postawą niejako wyjściową, w stosunku do której ateizm jest jedynie buntem[2]. Rzeczywiście w zasadzie ateizm jako zdeklarowana postawa na dobre rozprzestrzenił się dopiero w wieku XVIII. Nie oznacza to jednak, że realnie ateistów wcześniej nie było. Prymat teizmu i rzekomo reakcyjny jedynie charakter ateizmu to sytuacja po prostu uwarunkowana historycznie. Religia mianowicie przez wieki kształtowała i wręcz determinowała życie społeczne wszystkich ludzkich kultur, dlatego ateizm był skrajnie nieakceptowanym stanowiskiem. Przyznaje to nawet tak konserwatywny myśliciel religijny jak Joseph Ratzinger, sugerując, że można domniemywać niejako odwieczną koegzystencję wierzących i niewierzących[3]. Za taką koegzystencją idzie także koegzystencja filozoficznych stanowisk teizmu i ateizmu. Spór teizm-ateizm jest bez wątpienia trwałym i bardzo starym już sporem. Jest to także jeden z najważniejszych punktów debaty filozoficznej. Również współcześnie spór ten wydaje się być wciąż żywy. Prężnie rozwijające się nauki ścisłe i rodzące się z nich technologie dostarczają nowych pytań, problemów oraz argumentów obu stronom. Wśród samych przedstawicieli nauk ścisłych i ich zwolenników pojawił się ruch tak zwanego nowego ateizmu, który z niezwykłą siłą oddziałuje społecznie na całe masy ludzi. Po stronie teizmu również widać wiele prężnych ruchów, choćby związany z amerykańskim protestantyzmem trend apologetyczny, promujący między innymi ideę Inteligentnego Projektu, czy tendencje teistyczne anglosaskiej filozofii analitycznej. W pewnych kręgach spór teizm kontra ateizm jest sporem bardzo żywym i absorbującym. Jego żywotność jest jednak iluzoryczna. W rzeczywistości w sporze tym od wieków przewijają się te same argumenty, zmodyfikowane jedynie nieznacznie poprzez kontekst danej epoki. Jak często bywa z ostrymi opozycjami, alternatywa teizm-ateizm wydaje się być po prostu źle postawiona. We współczesnej debacie filozoficznej i teologicznej powoli przebija się do głosu stwierdzenie bezsensowności sporu teizm-ateizm i jego nieprzystawalności do dzisiejszego myślenia o człowieku, świecie i Bogu. Dyskusja pomiędzy teizmem a ateizmem jest stara nie tylko w sensie metrykalnym, ale również w pejoratywnym tego słowa znaczeniu – zestarzała się. Obrona teizmu, mająca najczęściej motywację wprost religijną, wydaje się być skazana na porażkę. Alternatywą dla współczesnych społeczeństw nie jest jednak bynajmniej ateizm, który ostatecznie wiąże się z nihilizmem. Poszukiwania duchowe ludzkości bynajmniej się nie kończą, jednak nie mieszczą się już one w płytkim i chybionym dyskutowaniu o istnieniu bądź nieistnieniu Boga[4]. Kryzys metafizyki dotyka jak wiadomo także religii, jednak bynajmniej jej nie niszczy, a raczej w jakiś sposób oczyszcza. Filozofia religii, a z nią i teologia, może dać konkretny opis sytuacji religijnej w świecie, w którym opozycja teizm-ateizm ulega przedawnieniu


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 10:49, 03 Lip 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33765
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:16, 03 Lip 2023    Temat postu:

Czy Bóg nie jest nam niczego winien?
A jeśli On nas kocha?...

Jak to jest w relacji między ludźmi - rozważmy podobieństwo, trochę modelując podobieństwami uczucia.
Weźmy relację mąż - żona (czy ogólnie bliskie sobie osoby, bo to nie musi być akurat ta relacja). Wyobraźmy sobie oto takie oświadczenie żony do męża: ty od dzisiaj nie jesteś mi niczego winien!
Cóż to byłaby za deklaracja?...
- Chyba byłoby to oświadczenie o EMOCJONALNEJ SEPARACJI. (dalej przyjdzie pewnie też i separacja fizyczna, bo uczucia są rozwojowe, bo jak już raz zostało ustalone, że od dzisiaj ich podstawą jest dystans, to ten dystans raczej się będzie umacniał)

Możemy Bogu oczywiście oświadczyć coś w stylu, jak w tytule wątku: Ty - Panie Boże - nie jesteś mi niczego winien, ja nic od Ciebie nie chcę.
Wszak...
Boga się tylko boimy... Czyż nie?...
Wszak Boga traktujemy wyłącznie jako tego wymagającego, twardego sędziego, który niczego oczekiwanego dla nas nie ma do zaoferowania. Ale groźny jednak jest... Ale zniszczyć nas może...
Czy Bóg chce być przez nas tak traktowany?...
Aby na pewno kochający (!) Bóg, istota, która już dla nas okazała demonstrację swojego zainteresowania pod postacią ofiary Jezusa, pod postacią wysyłania proroków.
Bo jak dla mnie takie powiedzenie "nie jesteś mi nic winien" jest po prostu JEDNOZNACZNĄ FORMĄ "najlepiej trzymajmy się od siebie z daleka, bo nie spodziewam się od ciebie niczego dla mnie atrakcyjnego".
Ale chyba w fundamentalistycznym nurcie tak się właśnie Boga traktuje - jako EMOCJONALNE ZAGROŻENIE, jako brak SPODZIEWANIA SIĘ CZEGOŚ DOBREGO, jako osobę, którą trzeba strasznie przebłagiwać, bo jest na nas wkurzona tak maksymalnie, ma wobec nas tak wrogie intencje, że tylko z najwyższym wysiłkiem może (ale boimy się, bo jest spora szansa, że się nie uda) uda się uniknąć z jej strony totalnego odrzucenia i destrukcji na maksa.

W relacji szczerej miłości strony OCZEKUJĄ OD SIEBIE mnóstwa rzeczy, są sobie winne i CHCĄ BYĆ SOBIE WINNE różnych przysług, uwagi, zainteresowania, emocji. Na tym polega właśnie zdrowa relacja bliskości, że się o drugiej stronie myśli jako o kimś, kto jest nam przyjazny, chętny do pomocy, nawet do zaspokajania zachcianek, czasem wręcz kaprysów!

Do Boga Jezus sugerował kierowanie próśb, a także wołania "Abba Ojcze" (tatusiu). Jak to połączyć z postawą "Bóg nam nie jest nic winien"?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 11:21, 03 Lip 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin