|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:21, 08 Cze 2020 Temat postu: Arbitralność modelu, a arbitralność chaotyczna |
|
|
Przed chwilą uświadomiłem sobie główny powód, dla którego tak trudno jest porozumieć się na naszym forum ateistom i teistom w pewnej dość podstawowej sprawie związanej z koncepcją wiary i arbitralności w podejmowaniu decyzji. Powód ten - wg mnie - ma swoją przyczynę w tym, że teiści tacy jak ja (prosiłbym ewentualnie kolegów teistów o potwierdzenie, czy się tu ze mną zgadzają) rozróżniają dwa rodzaje arbitralności
1. arbitralność kompletnie bezzasadna, nie wynikająca zupełnie z niczego, chaotyczna
2. arbitralność mająca uzasadnienie, jednak to uzasadnienie nie da się (z różnych powodów) przedstawić w ścisłej, zdefiniowanej formie, a więc ktoś, kto temu uzasadnieniu zaufał, posługuje się w tu jakąś postacią wiary.
Mam wrażenie, że (przynajmniej niektórzy) koledzy ateiści zrównują te dwie arbitralności, łącząc je właściwie w jeden koncept. Gdy się te arbitralności przestaje rozróżniać, wtedy tyle samo warte staje się wybranie czegoś niepotwierdzonego, choć jakoś prawdopodobnego, z wybraniem chaotycznym - np. zupełnie dowolnej bzdury. Osobiście brak rozróżnienia tych arbitralności uznania czegoś uważam za bardzo FUNDAMENTALNY BŁĄD ROZUMOWANIA.
Dlaczego brak rozróżnienia owych arbitralności jest błędem? I dlaczego jest tak WIELKIM BŁĘDEM?...
Powodów jest więcej niż jeden...
Po pierwsze - traktując arbitralność na zasadzie zerojedynkowej, czyli albo ona jest (a wtedy wybór byłby chaotyczny), albo jej nie ma, a więc coś wtedy jest ściśle uzasadnione, lądujemy w świecie, w którym w ogóle nie ma miejsca na żadną wątpliwość. Wszak albo coś jest pewne absolutnie, albo jest chaotyczne absolutnie. To byłby świat chyba hipotetyczny. Na naszym, znanym nam świecie, chyba jednak musimy uznać płynność przejścia od przypadkowości i kompletnego braku uzasadnienia, do wiedzy pewnej - z wielką gamą stanów pośrednich. Miewamy wątpliwości, zbliżanie się do pewności, prawie pewność. Pewności takiej absolutnej w zasadzie się nie spotyka, ale coś tam może jest bardzo blisko owej pewności. Jeśli chcemy być zgodni z jako tako intuicyjnym rozumieniem znanego nam świata, to powinniśmy jednak zrobić na nim miejsce dla przyjęcia jakichś tam tez pomimo braku pewności, absolutnego modelu, stuprocentowej postaci weryfikacji. A na jakiej zasadzie taką tezę przyjmiemy? - Ano właśnie na zasadzie pewnej wiary i osobistej intuicji, że coś jednak sprawdza się, jest prawdziwe z dużym prawdpodobieństwem.
Po drugie - w ogóle pewność absolutną moglibyśmy uznać dopiero mając KOMPLETNY I W 100% POTWIERDZONY MODEL RZECZYWISTOŚCI, taką superteorię wszystkiego. Tego nie mamy. Wszystko jest jakoś wątpliwe, choć wiele rzeczy wyraźnie odróżnia się od kompletnego chaosu, braku jakiejkolwiek reguły. Brak modelu, to brak NAZWANIA RZECZY. Pewne rzeczy czujemy, funkcjonują one całkiem dobrze, ale nie jesteśmy w stanie sformułować ich słowami. Np. z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że wiemy jak się jeździ na rowerze, jeśli na tym rowerze jeździmy, nie przewracamy się, odbywając wielokilometrowe wycieczki. Jeździmy, choć zapewne opisanie tego jak to jest, że jeździmy i się nie przewracamy, dla większości byłoby problematyczne. Bo nie znamy modelu jazdy na rowerze, ale mamy pewną INTUICJĘ jazdy na tym rowerze. To intuicyjne rozumienie jest właśnie arbitralnością uzasadnioną, choć nie mającą modelu, nie dającą się formułować, a więc nie umożliwiającą PRZEDSTAWIENIA UZASADNIENIA. Stąd wynika też wniosek, że wcale nie trzeba umieć czegoś uzasadnić, aby to w jakiś sposób rozumieć, a także ZASADNIE TWIERDZIĆ, że to czy owo jest uzasadnione (np. uzasadnione jest, mniemanie, że będziemy w stanie odbyć jakąś tam wycieczkę rowerową nie przewracając się co chwila).
Teoria/opis rzeczywistości powinien być tak prosty, jak to jest możliwe, ale nie prostszy! To twierdzenie, przypisywane Einsteinowi jest jak najbardziej w mocy. Upraszczając sobie arbitralność, czy przyjęcie tez na wiarę do sytuacji, gdy każda arbitralność jest równoważna wyborowi przypadkowemu, gubimy właściwie kompletnie sens i istotę poznania. Bo w tym poznaniu i tak zawsze startujemy od intuicji, od oglądu sensorycznego rzeczywistości (jako niemowlak, który nie zielonego pojęcia ani o logice, ani o ścisłych modelach), i dopiero mozolnie jakieś podstawy modelowania, uzasadniania ścisłego się wyrażania budujemy. Gdyby było tak, że tylko ścisły logicznie model buduje zasadność reakcji, działań, wniosków to wybory małych dzieci, zwierząt, czy ludzi niewykształconych powinny być kompletnie chaotyczne - wszak wszystkie one byłyby tak samo nieuzasadnioną wiarą. W rzeczywistości jest tak, że bardzo szybko nasze rozumienie świata odbija się od chaosu, bardzo szybko zaczynamy się orientować w tym świecie, odnajdując w nim jakieś reguły. Te reguły odnajdujemy intuicyjnie, budując z nich hierarchie, tworząc ich skomplikowaną sieć współzależności. Związane z tym są liczne wiary - wiara samemu sobie, ludziom, intuicji, później źródłom pisanym. Nie dają nam te wiary stuprocentowego pokrycia rozumienia pewnością, ale wyrastają wyraźnie ponad przypadkowość.
Tak więc wiary - będące formą arbitralności w przyjęciu czegoś - podobnie jak arbitralność ogólnie nie są najczęściej ani zupełnie chaotyczne, ani w pełni uzasadnione, jednak znacząca ich część ma swoje uzasadnienie - niekoniecznie ścisłe, niekoniecznie naukowe. Mamy, zdobytą jakimś tam doświadczeniem, intuicją i przemyśleniami czasem dość niekonkretnymi, rozmytymi, luźnymi - wiarę w to, jakie cechy mają otaczający nas ludzie, jak możemy polegać na sobie, na sprzętach nas otaczających. Wierzymy (albo i nie) źródłom pisanym, politykom, własnym przeczuciom, pomysłom, świadectwu zmysłów. Gdyby na wszystko niezbędne było jakieś mocne uzasadnienie, weryfikacja zanim tego użyjemy, to właściwie zdecydowaną większość naszych życiowych ocen musielibyśmy uznać za bezwartościowe, co oznaczałoby, że nie mamy prawa podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Nie moglibyśmy żyć.
Nasza wiara/arbitralność pochodząca nie ze ścisłego dowodu, modelu, weryfikacji, a z intuicji, doświadczeń, przeczuć, luźnego rozumienia, zaufania temu, czy owemu (ludziom, ale i rzeczom, czy mechanizmom myślowym) jest bardzo ważna. Ona zapewnia nam ponad 99% decyzji w życiu. I to z niej też pochodzą wybory światopoglądowe. One nie są ścisłe, nie mają twardych naukowych modeli (nauka światopoglądów w ogóle nie modeluje), ale i tak są ważne, cenne, wyrastają ponad przypadkowość i chaos. Przynajmniej u rozsądnego człowieka da się zauważyć, że jego decyzje i oceny, właśnie mimo braku ścisłych modeli, z dużym prawdopodobieństwem się sprawdzają, są zasadne, powtarzalne, słuszne. Są takie bez ścisłego dowodu, czasem nawet bez dobrego opisu słownego. Bo nie wszystko co jest, potrafimy zawrzeć w słowa, a to i tak dalej jest....
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 20:31, 11 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8825
Przeczytał: 27 tematów
|
Wysłany: Pon 22:32, 08 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Powód ten - wg mnie - ma swoją przyczynę w tym, że teiści tacy jak ja (prosiłbym ewentualnie kolegów teistów o potwierdzenie, czy się tu ze mną zgadzają) rozróżniają dwa rodzaje arbitralności
1. arbitralność kompletnie bezzasadna, nie wynikająca zupełnie z niczego, chaotyczna
2. arbitralność mająca uzasadnienie, jednak to uzasadnienie nie da się (z różnych powodów) przedstawić w ścisłej, zdefiniowanej formie, a więc ktoś, kto temu uzasadnieniu zaufał, posługuje się w tu jakąś postacią wiary. |
Nie potwierdzam
Raczej jedni i drudzy w zasadzie piszą o swoich doświadczeniach. Już zasadniczą niedorzecznością jest wywodzenie swojego teizmu i uzasadnianie doświadczeniem, jednocześnie traktując Boga jako przedmiot wiary ... gdzie przypomnę, że Bóg jest przedmiotem "wiary" dla "wiernych" ... a ci z definicji powinni się chyba powoływać jedynie na naukę, której są wierni .... a jeśli już mają własne, nie teologiczne przemyślenia, to te już z wiary raczej wynikać nie mogą.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:29, 09 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | Cytat: | Powód ten - wg mnie - ma swoją przyczynę w tym, że teiści tacy jak ja (prosiłbym ewentualnie kolegów teistów o potwierdzenie, czy się tu ze mną zgadzają) rozróżniają dwa rodzaje arbitralności
1. arbitralność kompletnie bezzasadna, nie wynikająca zupełnie z niczego, chaotyczna
2. arbitralność mająca uzasadnienie, jednak to uzasadnienie nie da się (z różnych powodów) przedstawić w ścisłej, zdefiniowanej formie, a więc ktoś, kto temu uzasadnieniu zaufał, posługuje się w tu jakąś postacią wiary. |
Nie potwierdzam
Raczej jedni i drudzy w zasadzie piszą o swoich doświadczeniach. Już zasadniczą niedorzecznością jest wywodzenie swojego teizmu i uzasadnianie doświadczeniem, jednocześnie traktując Boga jako przedmiot wiary ... gdzie przypomnę, że Bóg jest przedmiotem "wiary" dla "wiernych" ... a ci z definicji powinni się chyba powoływać jedynie na naukę, której są wierni .... a jeśli już mają własne, nie teologiczne przemyślenia, to te już z wiary raczej wynikać nie mogą. |
Ja bym powiedział, że przynajmniej znaczna część (a wręcz większość) osób wiarę religijną dostaje jako pewien postulat ogłoszony przez ludzi - przez rodzinę, autorytety religijne. Jeśli ktoś by wywiódł wiarę religijna z własnych doświadczeń (nie neguję, że ktoś taki może być), to byłby to raczej wyjątek. Tak więc mamy układ:
1. najpierw STAWIANA JEST TEZA o istnieniu Boga - stawiana przez otoczenie człowieka.
2. człowiek tę tezę rozważa, mając w tle jakieś swoje życiowe doświadczenia, lecz doświadczenia te nie wskazują jednoznacznie czy teza jest prawdziwa, czy fałszywa.
3. ostatecznie człowiek decyduje się, czy te doświadczenia, odczucia, przemyślenia, jakie posiada tezę o istnieniu Boga wesprą, czy nie i podejmuje decyzję czy uznać tezę za prawdziwą, czy też ją odrzucić, bądź (wrzucam do tej samej kategorii, bo efekty będą i tak podobne) odstawić do decyzyjnej "zamrażarki", jako coś niepewnego (postawa agnostyczna).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8825
Przeczytał: 27 tematów
|
Wysłany: Wto 9:39, 09 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:53, 09 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:54, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości. |
Skąd źródło tej pewności? Czy w twoim przekonaniu, Pan Bóg w jakiś szczególny sposób dostosowany do twojej osobowości zadziałał w twoim życiu i dlatego teraz możesz napisać "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości", czy raczej doszedłeś do tej pewności drogą intelektualną, ale Pan Bóg nie objawił ci się w żaden sposób? Bo jeśli w grę wchodzi ta pierwsza opcja (przyczyną jest aktywność Boga) to ciekawi mnie, czy gdyby nie zadziałanie Pana Boga to dziś napisałbyś "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości"?..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:06, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości. |
Skąd źródło tej pewności? Czy w twoim przekonaniu, Pan Bóg w jakiś szczególny sposób dostosowany do twojej osobowości zadziałał w twoim życiu i dlatego teraz możesz napisać "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości", czy raczej doszedłeś do tej pewności drogą intelektualną, ale Pan Bóg nie objawił ci się w żaden sposób? Bo jeśli w grę wchodzi ta pierwsza opcja (przyczyną jest aktywność Boga) to ciekawi mnie, czy gdyby nie zadziałanie Pana Boga to dziś napisałbyś "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości"?.. |
Trudno jest mi odpowiedzieć na Twoje pytanie w sposób, jaki zasugerowałeś - czyli jako jakiś wybór.
Tak w ogóle, to chyba z tego co wymieniłeś, jest jakby wszystko po trochu...
Do pewnego stopnia Bóg mi się objawił. Ale też oczywiście każde takie objawienie mógłbym sobie "wyperswadować", gdybym chciał. Mógłbym sobie powiedzieć "może mi się zdawało". Dlatego uważam, że gdybym miał tylko te jakieś przelotne, krótkie, bardzo incydentalne, czasem jakoś tam wątpliwe objawienia, to mógłbym - przynajmniej w chwilach ataku niewiary, zwątpienia - nie wybronić swojego teizmu. Jednak u mnie aktualnie BARDZO silną jest druga strona potwierdzenia mojego teizmu - intelektualna, oparta o ogólne poczucie sensowności życia, bytu, intelektualnej spójności, prawdy, człowieczeństwa. Dopiero wszystko to razem powoduje, że mogę o sobie szczerze napisać jw. "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:39, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości. |
Skąd źródło tej pewności? Czy w twoim przekonaniu, Pan Bóg w jakiś szczególny sposób dostosowany do twojej osobowości zadziałał w twoim życiu i dlatego teraz możesz napisać "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości", czy raczej doszedłeś do tej pewności drogą intelektualną, ale Pan Bóg nie objawił ci się w żaden sposób? Bo jeśli w grę wchodzi ta pierwsza opcja (przyczyną jest aktywność Boga) to ciekawi mnie, czy gdyby nie zadziałanie Pana Boga to dziś napisałbyś "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości"?.. |
Trudno jest mi odpowiedzieć na Twoje pytanie w sposób, jaki zasugerowałeś - czyli jako jakiś wybór.
Tak w ogóle, to chyba z tego co wymieniłeś, jest jakby wszystko po trochu...
Do pewnego stopnia Bóg mi się objawił. Ale też oczywiście każde takie objawienie mógłbym sobie "wyperswadować", gdybym chciał. Mógłbym sobie powiedzieć "może mi się zdawało". Dlatego uważam, że gdybym miał tylko te jakieś przelotne, krótkie, bardzo incydentalne, czasem jakoś tam wątpliwe objawienia, to mógłbym - przynajmniej w chwilach ataku niewiary, zwątpienia - nie wybronić swojego teizmu. Jednak u mnie aktualnie BARDZO silną jest druga strona potwierdzenia mojego teizmu - intelektualna, oparta o ogólne poczucie sensowności życia, bytu, intelektualnej spójności, prawdy, człowieczeństwa. Dopiero wszystko to razem powoduje, że mogę o sobie szczerze napisać jw. "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości". |
Czy można nie mieć większych wątpliwości co do istnienia Boga, jeśli z pełną świadomością wie się, że intelektualne potwierdzenie jest zbudowane na nieweryfikowalnych założeniach, że to tylko pewne konstrukcje w naszym umyśle? Po prostu ciekawi mnie sytuacja, w której startujesz od założeń, aksjomatów, pewnej niejednoznacznej konstrukcji czyli wychodzisz od niepewności, ale dochodzisz do pewności.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8825
Przeczytał: 27 tematów
|
Wysłany: Czw 15:55, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał ewentualnie myli pojęcia "weryfikowalność założeń" z "dowodliwością założeń", gdzie owe założenia to twierdzenia i pojęcia pierwotne, i jako takie nie wymagają ani dowodu, ani określenia bo wprost są zrozumiałym doświadczeniem czyli "zweryfikowanymi założeniami". Trochę się Michał chyba pogubił jak ten Lucyfer we własnym intelekcie zakochany.
Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Czw 15:57, 11 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:09, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości. |
Skąd źródło tej pewności? Czy w twoim przekonaniu, Pan Bóg w jakiś szczególny sposób dostosowany do twojej osobowości zadziałał w twoim życiu i dlatego teraz możesz napisać "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości", czy raczej doszedłeś do tej pewności drogą intelektualną, ale Pan Bóg nie objawił ci się w żaden sposób? Bo jeśli w grę wchodzi ta pierwsza opcja (przyczyną jest aktywność Boga) to ciekawi mnie, czy gdyby nie zadziałanie Pana Boga to dziś napisałbyś "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości"?.. |
Trudno jest mi odpowiedzieć na Twoje pytanie w sposób, jaki zasugerowałeś - czyli jako jakiś wybór.
Tak w ogóle, to chyba z tego co wymieniłeś, jest jakby wszystko po trochu...
Do pewnego stopnia Bóg mi się objawił. Ale też oczywiście każde takie objawienie mógłbym sobie "wyperswadować", gdybym chciał. Mógłbym sobie powiedzieć "może mi się zdawało". Dlatego uważam, że gdybym miał tylko te jakieś przelotne, krótkie, bardzo incydentalne, czasem jakoś tam wątpliwe objawienia, to mógłbym - przynajmniej w chwilach ataku niewiary, zwątpienia - nie wybronić swojego teizmu. Jednak u mnie aktualnie BARDZO silną jest druga strona potwierdzenia mojego teizmu - intelektualna, oparta o ogólne poczucie sensowności życia, bytu, intelektualnej spójności, prawdy, człowieczeństwa. Dopiero wszystko to razem powoduje, że mogę o sobie szczerze napisać jw. "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości". |
Czy można nie mieć większych wątpliwości co do istnienia Boga, jeśli z pełną świadomością wie się, że intelektualne potwierdzenie jest zbudowane na nieweryfikowalnych założeniach, że to tylko pewne konstrukcje w naszym umyśle? Po prostu ciekawi mnie sytuacja, w której startujesz od założeń, aksjomatów, pewnej niejednoznacznej konstrukcji czyli wychodzisz od niepewności, ale dochodzisz do pewności. |
"Pewność" w tym rozumieniu należy rozumieć dość szczególnie. Ale też chyba w sposób tak naprawdę jedyny sensowny....
Fajnie, bo nawet wyszła mi - niechcący ;) - z tej odpowiedzi DEFINICJA PEWNOŚCI.
To zacznę właśnie od tej definicji pewności w ujęciu MD (nie upieram się, że jest to jakaś obowiązkowa dla każdego, czy absolutna definicja pewności).
Pewność = przekonanie, że ze wszystkich ZNANYCH MI sposobów rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym, najsensowniejszym, wygrywa z pozostałymi sposobami w sposób zdecydowany, nie budzący wątpliwości.
Zwracam uwagę na to, że wciąż ta moja pewność nie jest pewnością absolutną. Ale też uważam, iż przekonanie o posiadaniu pewności w absolutnym sensie jest posiadaniem mrzonki. Tyle, że to już każdy sobie sam wybiera, jak traktuje pewność w ogóle. Ja ją traktuję jak powyżej, bo tak mi rozum podpowiada, jako najlepszą ze ZNANYCH mi opcji.
O tym jakie są opcje w absolutnym sensie z kolei się po prostu nie wypowiadam, a nawet nie zamierzam wchodzić w dyskusję z kimkolwiek na ten temat, bo uważam się za nieuprawnionego do dyskutowania w tej kwestii.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:50, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | lucek napisał: | 1. ale z matematyką masz podobnie, czy też jest ona kwestią wiary?
2. co do istnienia Boga, "siły wyższej' rządzącej światem, chyba nie masz wątpliwości?
ja mam co najwyżej wątpliwości co do natury tej "siły"
więc co właściwie jest u Ciebie kwestią wiary? |
Dla mnie matematyka jest kwestią bardzo SZCZEGÓLNEJ - właściwej zagadnieniu - wiary.
Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości, a co do Jego natury mam jednak wiele pytań.
Nawet to, czy Bóg rzeczywiście "rządzi" światem mam spore wątpliwości. |
Skąd źródło tej pewności? Czy w twoim przekonaniu, Pan Bóg w jakiś szczególny sposób dostosowany do twojej osobowości zadziałał w twoim życiu i dlatego teraz możesz napisać "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości", czy raczej doszedłeś do tej pewności drogą intelektualną, ale Pan Bóg nie objawił ci się w żaden sposób? Bo jeśli w grę wchodzi ta pierwsza opcja (przyczyną jest aktywność Boga) to ciekawi mnie, czy gdyby nie zadziałanie Pana Boga to dziś napisałbyś "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości"?.. |
Trudno jest mi odpowiedzieć na Twoje pytanie w sposób, jaki zasugerowałeś - czyli jako jakiś wybór.
Tak w ogóle, to chyba z tego co wymieniłeś, jest jakby wszystko po trochu...
Do pewnego stopnia Bóg mi się objawił. Ale też oczywiście każde takie objawienie mógłbym sobie "wyperswadować", gdybym chciał. Mógłbym sobie powiedzieć "może mi się zdawało". Dlatego uważam, że gdybym miał tylko te jakieś przelotne, krótkie, bardzo incydentalne, czasem jakoś tam wątpliwe objawienia, to mógłbym - przynajmniej w chwilach ataku niewiary, zwątpienia - nie wybronić swojego teizmu. Jednak u mnie aktualnie BARDZO silną jest druga strona potwierdzenia mojego teizmu - intelektualna, oparta o ogólne poczucie sensowności życia, bytu, intelektualnej spójności, prawdy, człowieczeństwa. Dopiero wszystko to razem powoduje, że mogę o sobie szczerze napisać jw. "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości". |
Czy można nie mieć większych wątpliwości co do istnienia Boga, jeśli z pełną świadomością wie się, że intelektualne potwierdzenie jest zbudowane na nieweryfikowalnych założeniach, że to tylko pewne konstrukcje w naszym umyśle? Po prostu ciekawi mnie sytuacja, w której startujesz od założeń, aksjomatów, pewnej niejednoznacznej konstrukcji czyli wychodzisz od niepewności, ale dochodzisz do pewności. |
"Pewność" w tym rozumieniu należy rozumieć dość szczególnie. Ale też chyba w sposób tak naprawdę jedyny sensowny....
Fajnie, bo nawet wyszła mi - niechcący ;) - z tej odpowiedzi DEFINICJA PEWNOŚCI.
To zacznę właśnie od tej definicji pewności w ujęciu MD (nie upieram się, że jest to jakaś obowiązkowa dla każdego, czy absolutna definicja pewności).
Pewność = przekonanie, że ze wszystkich ZNANYCH MI sposobów rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym, najsensowniejszym, wygrywa z pozostałymi sposobami w sposób zdecydowany, nie budzący wątpliwości.
Zwracam uwagę na to, że wciąż ta moja pewność nie jest pewnością absolutną. Ale też uważam, iż przekonanie o posiadaniu pewności w absolutnym sensie jest posiadaniem mrzonki. Tyle, że to już każdy sobie sam wybiera, jak traktuje pewność w ogóle. Ja ją traktuję jak powyżej, bo tak mi rozum podpowiada, jako najlepszą ze ZNANYCH mi opcji.
O tym jakie są opcje w absolutnym sensie z kolei się po prostu nie wypowiadam, a nawet nie zamierzam wchodzić w dyskusję z kimkolwiek na ten temat, bo uważam się za nieuprawnionego do dyskutowania w tej kwestii. |
Ja odnośnie swojej postawy, co do pytania o istnienie Boga i głównych prawd chrześcijaństwa, czyli tego, że Bóg stworzył świat, że ludzkość popadła w grzech i zło, że Bóg przyszedł w Jezusie, by nas ratować, że w swojej śmierci i zmartwychwstaniu Jezus dokonał naszego zbawienia, że ustanowił Kościół jako narzędzie poprzez, które kontynuuje swoje dzieło ratunku, pojednania i zbawienia oraz, że powróci usuwając ze świata wszelkie zło, niesprawiedliwość, grzech i śmierć, to właśnie odnośnie tych rzeczy doszedłem do wniosku, że mogę mieć tylko nadzieje. Dlaczego?
Bo przy tak rozległym strumieniu koncepcji, teorii filozoficznych dotyczących natury świata i naszego w nim miejsca oraz świadomości tego, tak wiele kwestii jest tak wieloznacznych, nie dających się sprawdzić, a otwierających drogę różnym hipotezom, teorią.. Widzę świat, a w nim człowieka zamkniętego w niepewności własnego istnienia.
Człowiekowi mierzącemu się z tym wszystkim pozostaje tylko nadzieja (czasem wbrew wszystkiemu) na to, że człowiek nie jest "Nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada - powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą".
A zwracając się ku twojej definicji Michał,
Cytat: | Pewność = przekonanie, że ze wszystkich ZNANYCH MI sposobów rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym, najsensowniejszym, wygrywa z pozostałymi sposobami w sposób zdecydowany, nie budzący wątpliwości. |
To na pewno zdajesz sobie sprawę, dużo lepiej ode mnie, że ten sposób "rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym" też wyłoniony jest na jakiś kryteriach, a te kryteria też z czegoś wziąłeś.. Ale nie możesz tak w nieskończoność. Musisz zacząć od czegoś absolutnie niepewnego.
Możesz mieć nadzieję, że dotarłeś do najlepszego, najbardziej prawdopodobnego rozumienia danej rzeczy, czy nie zgodzisz się?
Wyobraź sobie, że znalazłeś się na wyspie, której podłoże jest tylko pisakiem i tylko na pisaku możesz cokolwiek budować. Czy budując cokolwiek możesz w pewnym momencie powiedzieć, że bez wątpliwości jest to solidna budowa? Skoro zaczynasz od czegoś niepewnego, skoro fundament jest niepewny to jak możesz zyskać pewność? Moim zdaniem można mieć tylko nadzieje. I nie uważam, ze jest coś w tym złego. Wręcz to właśnie nadaje smak życiu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:07, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | A zwracając się ku twojej definicji Michał,
Cytat: | Pewność = przekonanie, że ze wszystkich ZNANYCH MI sposobów rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym, najsensowniejszym, wygrywa z pozostałymi sposobami w sposób zdecydowany, nie budzący wątpliwości. |
To na pewno zdajesz sobie sprawę, dużo lepiej ode mnie, że ten sposób "rozumienia danej rzeczy, ten aktualny sposób jest najbardziej prawdopodobnym, najlepszym" też wyłoniony jest na jakiś kryteriach, a te kryteria też z czegoś wziąłeś.. Ale nie możesz tak w nieskończoność. Musisz zacząć od czegoś absolutnie niepewnego.
Możesz mieć nadzieję, że dotarłeś do najlepszego, najbardziej prawdopodobnego rozumienia danej rzeczy, czy nie zgodzisz się?
Wyobraź sobie, że znalazłeś się na wyspie, której podłoże jest tylko pisakiem i tylko na pisaku możesz cokolwiek budować. Czy budując cokolwiek możesz w pewnym momencie powiedzieć, że bez wątpliwości jest to solidna budowa? Skoro zaczynasz od czegoś niepewnego, skoro fundament jest niepewny to jak możesz zyskać pewność? Moim zdaniem można mieć tylko nadzieje. I nie uważam, ze jest coś w tym złego. Wręcz to właśnie nadaje smak życiu. |
Nie wiem, czy do końca zrozumiałeś co piszę, albo w którym kierunku zmierzam. Bo odnoszę wrażenie, że ze swoim rozumieniem jakoś jesteś w rozkroku nad moją intencją.
Piszesz, że "skoro fundament jest niepewny to jak możesz zyskać pewność?"
Oczywiście że mogę. ale SUBIEKTYWNĄ.
Mam wrażenie, że nie zrozumiałeś tego, o czym piszę - że pewność jest zawsze subiektywna, jest właściwością oceny osoby, a nie opisywanego bytu.
Czyli zyskuję pewność, gdy POCZUŁEM, że coś jest pewne.
Ktoś powie: ale to przecież może być mylna pewność.
I będzie miał rację!
Pewność zawsze mamy subiektywną, a więc potencjalnie mylną. Ale innej nie ma i nie ma co na to płakać. Taka właściwość rzeczywistości.
Katolikus napisał: | Człowiekowi mierzącemu się z tym wszystkim pozostaje tylko nadzieja (czasem wbrew wszystkiemu) na to, że człowiek nie jest "Nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada - powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą". |
Ano właśnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 21:01, 11 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Jeszcze trochę komentarza na temat pewności.
Wg pewność polegająca na przekonaniu o tym, że jakiś nasz opis, zdanie, przekonanie, myśli, teoria, rozumienie czegoś jest absolutne, stanowi prawdę ponad wszystko, jest mrzonką.
Wszystko to co mniemamy, wszystkie opisy rzeczywistości jakie tworzymy są jakoś tam wadliwe, a przynajmniej niepełne, biorące tylko wybrane aspekty sprawy, nie uwzględniające czegoś (potencjalnie ważnego), ograniczone do wybranego zakresu stawianych pytań. W pewnym sensie można by powiedzieć, że każde mniemanie jest błędne!
Tzn. jest błędne w tym znaczeniu, że jeśli oczekujemy od realnych opisów rzeczywistości, przekonań, ideału to jest to oczekiwanie niespełnialne. Jest ono z resztą niespełnialne z kilku powodów:
1. mamy naprawdę znikome szanse swoim umysłem dotknąć ideału w opisach rzeczywistości
2. poznanie jest celowe, związane z pytaniami, jakie rzeczywistości zadajemy. A nawet najlepsza odpowiedź na pytanie A, jest pewnie żadną odpowiedzią na pytanie B, istotnie różne od A.
3. tak naprawdę to nawet nie wiadomo czy istnieje to najważniejsze główne i jedyne pytanie na temat rzeczywistości, które należałoby postawić, a odpowiedź na nie byłaby tą pewną prawdą na jakiś temat. Ja uważam, że takiego wyróżnionego pytania nie ma, więc nasze odpowiedzi na pytania o rzeczywistość są lokalne i relatywne.
Jako ilustrację podam pewien, zdawałoby się oczywisty przykład.
Stawiam pytanie: co właściwie znaczy stwierdzenie "pewny jestem, że 2+2=4"?
Niejeden powie: to jest oczywiste, wszyscy są tego pewni, tu nie ma jak postawić tego w wątpliwość.
Otóż uważam, że nie. Powyższe stwierdzenie wcale nie jest takie absolutne i takie oczywiste. Mogę bowiem bronić tezy, iż konkurencyjne ujęcie może być tu właściwsze. Oto powiem "pewny jestem, że 2+2 jest frazą składającą się z dwóch identycznych symboli przedzielonych krzyżykiem". I co będzie to nieprawda?
To które z tych dwóch - konkurencyjnych - stwierdzeń jest PEWNE?
Czym jest ta pewność?...
- Większość dyskutantów na takie postawienie wymięka, powie pewnie, że "Michał dzieli włos na czworo", albo może "wszyscy wiedzę, o co chodzi". A ja na to odpowiem - określenie "wszyscy wiedzą o co chodzi" oznacza konkretnie, że posiadamy pewną domyślną społeczną interpretację tego, o co chodzi w tym konkretnie przypadku. Jest to interpretacja domyślna, ale nie jedyna!
Dlatego gdy mówię, "jestem pewny, że 2+2=4" to wyrażam tym (po pewnym uświadomieniu sobie okoliczności) nie przekonanie, iż mam tu jedną jedyną interpretację, ale że z domyślnych interpretacji owej frazy wyróżnioną za pomocą społecznych oczekiwań jest interpretacja, gdy ludzie mówią o równaniu i wyniku dodawania. Nie jest to jednak interpretacja absolutna. Czyli moja pewność jest niczym innym, tylko też pewnym WYBOREM zastosowaniem jakiejś tam konwencji, która nie była jedyną, miała konkurentów, a ja - w jakimś stopniu arbitralnie - zdecydowałem się na interpretację jw.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 9:59, 12 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Piszesz, że "skoro fundament jest niepewny to jak możesz zyskać pewność?"
Oczywiście że mogę. ale SUBIEKTYWNĄ.
Mam wrażenie, że nie zrozumiałeś tego, o czym piszę - że pewność jest zawsze subiektywna, jest właściwością oceny osoby, a nie opisywanego bytu.
Czyli zyskuję pewność, gdy POCZUŁEM, że coś jest pewne. |
Jak możesz poczuć, że coś w kwestiach światopoglądowych jest pewne jeśli masz świadomość, że może być inaczej? Weźmy dla przykładu pierwsze wyznanie wiary 1 Kor15. Z tego krótkiego tekstu rodzi się więcej pytań, jak odpowiedzi, jest tak wiele niedopowiedzeń, kwestii, które należałoby doprecyzować. I tak jest w zasadzie z każą kwestią światopoglądową. Nie wiem, co to znaczy poczuć pewność, tzn. jak miałem od 8-11 lat to czułem pewność, bo.. nie znałem alternatyw. Teraz wiem, że mogę mieć tylko nadzieję i tę nadzieję mam.
Dlatego bardzo mnie drażni, gdy widzę osobę, która z niezachwianą pewnością siebie wypowiada się w kwestiach światopoglądowych. Tego przesadyzmu poznawczego nie toleruje zarówno u ateistów, jak i u teistów. Jeśli spotykam na swojej drodze teistę, który twardo upiera się przy swoim, że coś jest właśnie tak jak on wierzy i inaczej być nie może to mam ochotę wylać na niego najbardziej sceptyczną argumentację na jaką tylko zdołam się wysilić. Tak samo robię względem ateisty. Właściwie każdego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 10:42, 12 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Piszesz, że "skoro fundament jest niepewny to jak możesz zyskać pewność?"
Oczywiście że mogę. ale SUBIEKTYWNĄ.
Mam wrażenie, że nie zrozumiałeś tego, o czym piszę - że pewność jest zawsze subiektywna, jest właściwością oceny osoby, a nie opisywanego bytu.
Czyli zyskuję pewność, gdy POCZUŁEM, że coś jest pewne. |
Jak możesz poczuć, że coś w kwestiach światopoglądowych jest pewne jeśli masz świadomość, że może być inaczej? |
Otóż WŁAŚNIE DLATEGO mogę mówić o jakiejś postaci pewności, że znam jakieś alternatywy, czyli że wybierałem, coś odrzucając.
Jeśli widzę coś po raz pierwszy, jeśli nawet jakiś pomysł na temat tego czegoś mam, ale jest to wyłącznie ten pomysł, z niczym nie skonfrontowany, nijak nie sprawdzony, to mogę powiedzieć tylko to, że oto posiadam hipotezę, o której nic nie wiadomo, czyli pewny jej być nie mogę.
Oczywiście da się uznać, że jest to stan idealnej pewności - tzn. oto mam tylko jedną opcję do wyboru, wybierać nie muszę, więc opcja robi się pewna...
Tylko że ta druga opcja jest dla mnie opcją głupca. Ja uznaję pewność w tym, co prawda uwikłanym w wątpienie, znaczeniu gdy COŚ POZNAŁEM, COŚ SPRAWDZIŁEM, COŚ PORÓWNAŁEM. Jak ktoś ma tylko sformułowanie, tylko pomysł, od rozważenia jego alternatyw stroni, ale się upiera, że tak musi być bo on to akurat w głowie swojej zobaczył, to dla mnie jest pewnym na sposób głupca. To nie o to chodzi w tej właściwej, mądrej pewności.
Katolikus napisał: | Nie wiem, co to znaczy poczuć pewność, tzn. jak miałem od 8-11 lat to czułem pewność, bo.. nie znałem alternatyw. Teraz wiem, że mogę mieć tylko nadzieję i tę nadzieję mam. |
Tak właśnie.
Katolikus napisał: | Dlatego bardzo mnie drażni, gdy widzę osobę, która z niezachwianą pewnością siebie wypowiada się w kwestiach światopoglądowych. Tego przesadyzmu poznawczego nie toleruje zarówno u ateistów, jak i u teistów. Jeśli spotykam na swojej drodze teistę, który twardo upiera się przy swoim, że coś jest właśnie tak jak on wierzy i inaczej być nie może to mam ochotę wylać na niego najbardziej sceptyczną argumentację na jaką tylko zdołam się wysilić. Tak samo robię względem ateisty. Właściwie każdego. |
Dla mnie też ta ich "pewność", jest w istocie zgodą na niezrozumienie i indolencję intelektualną. To karykatura rozumienia, naigrawanie się z sensu i rozsądku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 11:15, 12 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Można by w tym kontekście powiedzieć, że uzyskiwanie pewności na jakiś temat można osiągnąć na dwa konkurencyjne sposoby.
Wyobraźmy sobie, że ktoś chciałby się upewnić względem jakiegoś twierdzenia, czy sprawy. Może to zrealizować poprzez:
A. Badanie wszystkich okoliczności sprawy, wyszukiwanie potencjalnych zaprzeczeń dla twierdzenia i sprawdzanie, czy są one zasadne; analizowanie owej sprawy pod wieloma kątami, pytając się co chwila: można mówić o tym, że twierdzenie jest spełnione czy nie? Jak się tak człowiek przemęczy na wiele sposobów, jak domknie wszystkie groźby względem problemu, przekonując się, że te groźby się nie spełniły, to ostatecznie może sobie powiedzieć: upewniłem się, że dane twierdzenie, sprawa rzeczywiście góruje nad alternatywami, że wszystkie potencjalne zagrożenia okazują się niesłuszne. Czyli mogę być mojego stwierdzenia pewnym.
B. Stwierdzenie: to ja teraz uznam dane twierdzenie za pewne! Uznam to i nie dopuszczę do siebie żadnych wątpliwości, nie postawię żadnych, grożących mojemu przekonaniu, pytań, a w ten sposób świetnie swoją pewność obronię. Będę pewny mocą upierania się przy tym, że tak jak stwierdziłem, tak musi być.
Droga A do pewności jest żmudna, męcząca, narażona na porażkę. Do tego właściwie zawsze zostawi jakiś niedosyt, związany z pytaniem: a może umknął mi jakiś szczegół, może czegoś nie rozważyłem, co by zaprzeczyło mojego stwierdzeniu, choć powinienem ten szczegół rozpatrzyć?...
Droga B jest wygodna i "przestronna". W niej zmierzamy prosto do celu i osiągamy go niezawodnie. Pozostaje jednak pytanie: czy aby na pewno to o ten rodzaj osiągania celu nam chodziło?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:24, 12 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Można by w tym kontekście powiedzieć, że uzyskiwanie pewności na jakiś temat można osiągnąć na dwa konkurencyjne sposoby.
Wyobraźmy sobie, że ktoś chciałby się upewnić względem jakiegoś twierdzenia, czy sprawy. Może to zrealizować poprzez:
A. Badanie wszystkich okoliczności sprawy, wyszukiwanie potencjalnych zaprzeczeń dla twierdzenia i sprawdzanie, czy są one zasadne; analizowanie owej sprawy pod wieloma kątami, pytając się co chwila: można mówić o tym, że twierdzenie jest spełnione czy nie? Jak się tak człowiek przemęczy na wiele sposobów, jak domknie wszystkie groźby względem problemu, przekonując się, że te groźby się nie spełniły, to ostatecznie może sobie powiedzieć: upewniłem się, że dane twierdzenie, sprawa rzeczywiście góruje nad alternatywami, że wszystkie potencjalne zagrożenia okazują się niesłuszne. Czyli mogę być mojego stwierdzenia pewnym. |
I niestety obawiam się, że w zdecydowanej większości kwestii światopoglądowych (chociażby tych wyżej przeze mnie wymienionych) nie da się upewnić poprzez sposób jaki opisałeś. Pewność będzie tu tylko pewnym pięknym marzeniem. Może nieporozumienie między naszymi "mapami świata" wynika stąd, że inaczej rozumiemy pojęcie pewności. Ja mogę o czymś powiedzieć, że to jest pewne, jeśli coś namacalnie uchwyciłem, albo gdy z początku spornej kwestii zaistnieje konsensus wśród ekspertów/badaczy i zdecydowana większość ma podobne zdanie. Ale to też nie jest pewność absolutna czytaj niezbita.
Nie wiem, może ja jestem w tej kwestii jakimś zombie, ale ja nie odczuwam, żadnej pewności w kwestiach światopoglądowych (coś odczuwałem, jak byłem bardzo młody), a raczej odczuwam natłok niejednoznaczności, nieprecyzyjności, mglistych pojęć. Widzę też, że rzeczy da się interpretować na mnogą ilość sposobów. Gdy dodam do tego (i tak już może dla niektórych pesymistycznego scenariusza) świadomość o niedoskonałości ludzkiego myślenia, a więc popełniania błędów, ograniczenia własną niewiedzą to.. pewność jest trupem Na sprawy światopoglądowe mogę patrzeć tylko w kontekście nadziei. Nie chcę powiedzieć, że nie uważam, że nie ma lepszych czy gorszych argumentów, bardziej lub mniej przekonywujących w jakimś zagadnieniu światopoglądowym, ale do pewności (tej rozumianej przeze mnie) to jest bardzo daleko..
Dlatego zaciekawiło mnie to co napisałeś, że "Co do istnienia Boga nie mam większych wątpliwości". Pomyślałem, czy może nie zdarzyło się coś tak bardzo dla ciebie namacalnego i absurdem byłoby to interpretować inaczej niż działanie Boga, że nie masz praktycznie żadnych wątpliwości, ale ty Michał bardziej wskazujesz na argumenty intelektualne. Gdybyś powołał się na osobiste doświadczenie to byłbym wstanie twoje przekonanie w sumie zrozumieć, ale w sytuacji, gdy piszesz, że prymat stanowią argumenty intelektualne, czyli twoje osobiste przemyślenia to ja w tym kontekście nie wiem, co to znaczy "nie mam większych wątpliwości". W moim procesorze wyskakuje "error"
Coś ci pokaże.
Luknij sobie na swoją wypowiedź z 16 Sty 2017:
http://www.sfinia.fora.pl/3-sprawy-ostateczne,59/dabrowski-jak-pogodzic-pewnosc-zbawienia-wszystkich,5385-175.html
Twój komentarz widzę właśnie jako brak pewności, choć wszystko ładnie i sensownie wygląda i góruje nad alternatywami to jednak wiesz, że to są tylko pewne rozważania teoretyczne i nie masz pewności, czy tak w istocie jest. Ale nadzieje możesz mieć i zapewne masz ją wielką. Ale pewność?..
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 18:30, 12 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:21, 13 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Twój komentarz widzę właśnie jako brak pewności, choć wszystko ładnie i sensownie wygląda i góruje nad alternatywami to jednak wiesz, że to są tylko pewne rozważania teoretyczne i nie masz pewności, czy tak w istocie jest. Ale nadzieje możesz mieć i zapewne masz ją wielką. Ale pewność?.. |
Bo mamy inne rozumienie pewności. Dla mnie pewność w stylu "jestem pewny, bo tak, bo jestem pewny" to jakieś dziwactwo, bezsens. Pewny jestem wtedy, gdy opcja którą wybrałem ZDECYDOWANIE GÓRUJE nad opcjami konkurencyjnymi, czyli towarzyszy tej opcji moje silne przekonanie, że gdybym miał wybrać coś innego, to wybrałbym gorzej.
A tak na marginesie, to aspekt osobistego doświadczenie też u siebie uważam za bardzo silny. Z intelektualnym te aspekty byłyby jako z grubsza fifty - fifty.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:54, 13 Cze 2020 Temat postu: |
|
|
Temat pewności pojawił się też w innym wątku. Dlatego chcę też tutaj przekleić moją z niego odpowiedź
Michał Dyszyński, w wątku wiara teisty vs wiara ateisty - co jest pewniejsze napisał: | Zastanawiam się w kontekście tego wątku nad jego tematem: wiara teisty vs wiara ateisty - co jest pewniejsze?
Samo postawienie tak pytania uważam za objaw pewnego fundamentalnego niezrozumienia roli wiary w rozumowaniu. Nasi koledzy ateiści stawiają co chwila pytanie o pewność wiary, jakby to właśnie o tę pewność najbardziej chodziło.
Nie przeczę, ze czasem owa pewność wiary jest istotna, ale nie zawsze. W ogóle można rozumować, tworzyć modele, konstrukcje myślowe, właściwie NIE RUSZAJĄC ZAGADNIENIA PEWNOŚCI. Cała matematyka na tym polega, że tu prawie nie stawia się pytań o pewność wiar - założeń w rozumowaniu. Przyjmujemy założenia - w myślach - badamy ich konsekwencje w rozumowaniu, opisujemy jakie te konsekwencje są. Czasem - np. w przypadku gdy pojawia się jakiś szczególnie skomplikowany dowód - zagadnienie pewności, co do jego analizy, kompletności się wyłania. Ale na co dzień nikt nie pyta, czy to, że suma kątów trójkąta wynosi 190 stopni, jest pewne. W przestrzeni płaskiej będzie pewne i spełnione, przy metryce zakrzywionej, się rozleci. Ale nikt nie bije piany o to - po prostu, w zależności od warunków może być raz tak, raz owak. Normalka.
Są niektóre wiary, w których pewność jest ważna - np. jeżeli elektryk idzie pracować przy instalacji wysokiego napięcia, pytając się kolegi "czy na pewno wyłączyłeś dopływ prądu przełącznikiem głównym?", to tu podstawowe znaczenie ma pewność. Bo jak wiara w zapewnienie kolegi okaże się płonna, jak się ten elektryk dotknie przewodu pod napięciem, to może być z nim źle. Ale to jest szczególny przypadek.
W przypadku wiar światopoglądowych bywa często tak, że WIERZYMY MAJĄC WĄTPLIWOŚCI. Wręcz to jest pewien znak rozpoznawczy wiary światopoglądowej - tutaj wcale nie chodzi o to, aby się owych wątpliwości od razu pobywać, lecz o STAWIANIE SOBIE ZAGADNIENIA. Fakt wątpliwości w wierze religijnej jest dość szeroko znany, podejmowany przez teologów, ma swoje epizody w Biblii. I tak to ma być. Wcale nie chodzi w tym wszystkim o jakieś upewnienie się! |
Przeklejam tutaj własne przemyślenia, bo trochę sam się zdziwiłem, że wcześniej mi ta myśl nie przyszła do głowy, choć jest w moim przekonaniu ważna. Drugi powód jest taki, że wychodzi z tego bardzo ciekawy początek do refleksji nad tym: czemu w ogóle wiara (ogólnie) ma służyć?
Ateista na naszym forum stawia sprawę prosto - wiara służy do tego, aby ją jak najszybciej zamieniać na jakąś postać pewności. Ja polemizuję z takim postawieniem sprawy. To wcale nie o zdobywanie pewności w wierze (a przynajmniej nie w każdej wierze o to) chodzi!
Liczne wiary są po to, aby długo pozostawały wiarami, aby wciąż tworzyły atmosferę niepewności, wątpliwości. Nie chcę, aby ktoś pomyślał, że to moje stwierdzenie jest jakoś apologetyczne. Otóż zupełnie nie - jestem przekonany, że znacznie więcej różnych wiar życiowych właśnie wcale nie kręci się wokół celu "jak tu jak najszybciej wiarę zastąpić pewnością". Weźmy np. wiary w kontekście uczuć między dwojgiem ludzi - oto ktoś wierzy, że druga osoba ją kocha. Wierzy, nie będąc tego pewnym. Bo nawet nie do końca umie skonstruować w swojej głowie koncept owej miłości tej osoby do siebie. Wiara w tym kontekście jest nie tyle czymś zmierzającym do rozstrzygnięcia, lecz po prostu stałym POSTAWIENIEM PROBLEMU.
Chciałbym to zagadnienie głębiej rozpatrzyć. I właśnie raczej jakoś z dala od sporów apologetycznych, jak najbardziej ogólnie, starając się dostrzec tu różne inne wiary, które mamy, a które wcale nie będą zmierzały do upewniania się, do jakiegoś ostatecznego wyjaśniania sprawy. W tym podejściu wiara jest formą ROZGRZEBANIA MYŚLOWEGO jakiejś postaci problemu, zagadnienia, tematu. Wierzę w coś, ale wciąż zbieram w swoim umyśle dane o sprawie, kompletuję pytania, szukam sposobów traktowania tego czegoś. Nie chcę wcale tu niczego zamykać, odstawiać na półkę w archiwum z napisem "Sprawy rozwiązane". Ta wiara ma wciąż trwać i rozwijać się - wciąż w pytaniach, wątpliwościach, w rozwijaniu tematu.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 12:57, 13 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|